Gdzie one bed trope kończy się tak jak się kończy
Kolejnym minusem stale przedłużającej się nieobecności Franka było to, że Gilderoyowi powoli zaczynały się kończyć ubrania, w których jeszcze nie był, a przecież trzeba było prezentować się dobrze, dlatego zaczął rozważać włożenie czegoś z nich drugi raz.
Zanim jednak popełnił ten haniebny czyn, (w końcu codzienne ubieranie się w coś innego było jednym z lepszych wyzwań, z którym miał związany ambitny cel, jednak zrealizowanie go było już niemożliwe, ponieważ Longbottom za bardzo guzdrał się z wracaniem z wycieczki i wszystko zepsuł, tak jak zawsze) postanowił wykorzystać ostatnią deskę ratunku i przeszukać szafę swojego przyjaciela, ponieważ był pewny, że mógł znaleźć tam coś swojego, gdyby tylko wystarczająco mocno poszukał. Może zadziałałoby na nie zwykłe Accio? W końcu jego rzeczy raczej nie uznały za swojego właściciela kogoś innego, a przynajmniej miał taką nadzieję, a przypadkowe zabranie w taki sposób czegoś należącego nie do niego było niemożliwe.
Ominął wzrokiem puzzle, o których istnieniu wolał na razie nie pamiętać, ponieważ ubranie się, żeby nie chodzić cały dzień w piżamie, (chociaż może...) uznał w jakimś stopniu za ważniejsze.
I o dziwo zaklęcie nie zadziałało tak dobrze, jak tego po nim oczekiwał. Był niemal pewny, że zostawił u tego idioty o wiele więcej rzeczy, ale najwidoczniej przepadły bezpowrotnie, dlatego po częściowym ubraniu się postanowił, że mała kradzież koszuli Franka nie będzie żadnym wykroczeniem, które można by było mu udowodnić.
Kiedy już wyglądał całkiem znośnie jak na kogoś, kto miał zamiar przesiedzieć cały dzień z dzieckiem, wrócił do szafy i z małą obawą spojrzał na pudełka z puzzlami, jakby obawiając się, że jeżeli dotknie chociaż jednego z nich, wszystkie wybuchną i ich zawartość znowu wyląduje na całej podłodze.
Zanim wróciły do niego wszystkie wspomnienia, przez które mógłby się załamać, przygryzł wargę i zdjął z półki kartony, które o dziwo trzymały się całkiem dobrze, chociaż podczas niesienia ich było czuć, że ich zawartość nie jest równo rozłożona. Po tym stwierdził, że nie ma zamiaru zajmować się takim problemem samotnie i poszedł do salonu, gdzie, tak jak się spodziewał, siedział Neville, bazgrząc coś na kawałku pergaminu, który równie dobrze mógł być w jakiś sposób związany z pracą Longbottoma. Jeżeli Frank lubił zostawiać dokumenty na wierzchu, Gilderoy w to też postanowił nie wnikać, ponieważ był to jego świadomy wybór i uratowanie czegokolwiek, co stało się ofiarą Neva, prawdopodobnie i tak było niemożliwe.
— Hej, chcesz pomóc mi posegregować puzzle?
Dziecko podniosło na niego wzrok, marszcząc brwi i zatrzymując pióro tuż nad kartką, po czym po prostu rzuciło je na miejsce i wstało, wycierając nadal brudne od atramentu dłonie w spodnie.
— Jasne!
Krukon z zamyśleniem spojrzał na stół, który zdecydowanie nie nadawał się do robienia na nim czegokolwiek, po czym oparł nogę o kanapę i przesunął ją do tyłu, robiąc na podłodze dodatkowe miejsce na ich mają zabawę w segregowanie, po czym rzucił małe zaklęcie, które teoretycznie powinno je powstrzymać przed znalezieniem się w całym domu.
Neville był pierwszym, który wyrwał się do wysypania zawartości jednego z pudełek na podłogę, chociaż wybrał przy tym prawdopodobnie najlżejsze. Nie można powiedzieć, że pomogło mu to w jakikolwiek sposób zrozumieć jego obecną sytuację, ale było widać, że bardzo się starał.
— Więc po prostu potrzebujesz to rozłożyć na ramkę i to drugie?
— Tak właściwie, to... — Czarodziej otworzył kolejne pudełko i dosypał jego zawartość na kupkę, rozkładając rysunek dołączony do zestawu, żeby było widać, czego należy szukać. — Te wszystkie pudełka to miks wszystkich zestawów i byłoby miło, gdybym miał je jednak oddzielnie.
Neville zmarszczył brwi, ale przyciągnął do siebie góry od pudełek, żeby wiedzieć, jaki jest jego cel i zaczął spokojnie przeglądać stosik, od czasu do czasu zerkając na te puzzle, które nie zostały jeszcze dodane do reszty.
— Dlaczego masz wymieszane puzzle?
— To nie ja, to twój tata! Ja jestem niewinny, to oczywiście był jego pomysł.
— Chyba nie rozumiem.
Lockhart tylko westchnął i przewrócił oczami, po czym otworzył jedno z opakowań i zaczął je spokojnie przeglądać.
***
Można powiedzieć, że to też częściowo moja wina, żeby nie było, że cię oszukałem, ale za największego winnego oczywiście uznaję Franka. W sensie... Czy kiedykolwiek coś złego, co zdarzyło się w moim towarzystwie, nie było jego winą? Raczej nie. Tym razem chyba był zazdrosny o Alice, ponieważ wymyślił sobie, że koniecznie musimy zrobić jedno z takich nocowań, jakie zdaniem mężczyzn najczęściej mają kobiety.
Niestety, ku mojej rozpaczy, pominęliśmy te babskie części, które mogły być jakkolwiek ciekawe. Po czymś zaplanowanym przeze mnie w albumie zdecydowanie byłoby o te kilka zdjęć więcej, jednak byliśmy u niego w mieszkaniu, cóż, tak właściwie, to tutaj, dlatego też pozwoliłem mu się porządzić, licząc na to, że dzięki jego staraniom przynajmniej będę mógł trochę się pośmiać.
Pierwszym powodem, dla którego nie wyszedłem zaraz po tym, jak wyjął puzzle, było to, że najpierw dał mi kolację. I nie uważaj mnie za łatwego... Do przekupienia, po prostu to jedno akurat mu wyszło, było widać, że się starał, a ja nie miałem ochoty na wciskanie się do kominka w momencie, kiedy było mi ciepło i tak właściwie, to mógłbym zasnąć tam, gdzie stałem.
Może to dlatego dałem się zaciągnąć do tego głupiego stolika. Zazwyczaj całkowicie popieram wszystkie nieprzemyślane pomysły Franka. Nawet, jeżeli opierają się na układaniu puzzli w momencie, kiedy jest jedyną osobą, której chce się to robić. Żeby trochę odpocząć, zaproponowałem mu, żeby przynajmniej poszedł z tym do łóżka. W końcu jest czarodziejem, może zrobić sobie jakąś podstawkę pod puzzle, prawda? Moje wymagania były tak samo niskie, jak zawsze, przez co zgodził się na spełnienie mojej prośby.
Starałem się zachować odpowiedni dystans, po prostu przytuliłem poduszkę i miałem zamiar zostawić go samego z jego głupią kolekcją Wielcy Czarodzieje Współczesności, ale, zamiast dać mi spać, postanowił cały czas do mnie gadać, dlatego w końcu nie wytrzymałem i całkowicie przypadkowo zrzuciłem mu puzzle na podłogę. Do teraz pamiętam, że te jedne były z portretem jeeeeeeeednego z czarodziejów, za którym niekoniecznie przepadam... Tak, wiem, że widziałem obrazki pięć minut temu i wiem, co na nich jest. Ale pamiętałem o tym, więc siedź cichutko, skarbie.
I tamte jedne rzeczywiście można było uznać za wypadek. Zsuwałem je pokazowo tak wolno, że powstrzymanie mnie nie było jakieś specjalnie trudne, ale może po prostu miał do mnie za dużą słabość.
Tak, to brzmi świetnie.
Nawet byłem zadowolony z tego, że prawdopodobnie teraz Frank zajmie się sprzątaniem, co z tego, że to tylko jedno machnięcie różdżką i nie będzie gadał do mnie maksymalnie przez sekundę, ale zawiodłem się i po prostu postawił stolik nad moimi nogami, żebym za karę mógł się zająć kolejnym zestawem. I tak oto czekał go ten sam los, jak poprzedni. Tak samo było z kilkoma następnymi.
A do tego przypomniało mi się, że ten jeden zestaw był akurat rzeczywiście posprzątany i schowany głęboko, dlatego nie możesz mi zarzucić, że go nie pamiętałem.
Co można robić na imprezie, kiedy główna atrakcja wyleciała, a obydwie osoby w rzeczywistości praktycznie śpią na siedząco? Nie, pan Longbottom nie uznał, że idealnym rozwiązaniem jest pójść spać, a zamiast tego zdecydował się na bitwę na łaskotki, która nie trwała długo, ponieważ całkowicie ją przegrał.
Dalszego przebiegu tamtego wieczoru nie rozumiem, ale przez te całe przepychanki znaleźliśmy się w takiej pozycji, że praktycznie na mnie leżał, a jego mały móżdżek uznał to za najwygodniejszą pozycję do spania i... Chyba tak właśnie zostałem poduszką twojego ojca? Tak, to był drugi powód, dla którego sobie stamtąd nie poszedłem.
***
Neville ze skupieniem dalej przerzucał elementy układanek.
— Czyli, tak właściwie, to to była całkowicie twoja wina i po prostu nie chcesz bawić się nimi sam?
— Można tak powiedzieć.
CZYTASZ
BONK||HP FF
FanfictionGilderoy dostaje mentalne bonk każdego dnia, który spędza z Nevillem, Frank prawdopodobnie obraziłby się, gdyby spędził z nimi chociaż jeden dzień, a Dumbledore jest głupi. Do tego zbliżają się święta, a Lockhart wolałby nie obchodzić ich tylko z mł...