Rozdział 6

1.1K 104 44
                                    

Jego plan i jeden i drugi nawet nie ruszył gdy po powrocie z klubu i zrobieniu dużych zakupów zamknął się w mieszkaniu. To było dla niego już tak normalne - każdy większy zjazd kończył się izolacją od świata i zamknięciem w swoim mieszkaniu. W żadnym stopniu jednak nie narzekał. Klubem którym zazwyczaj pod jego nieobecność zajmował się Zayn miał zająć się Liam i Harry miał świadomość, że Payne nie zawiedzie, gdyż od tego zależało zbyt wiele. Styles nie chciał się nigdy wysługiwać małą Matyldą, ale to zawsze działo na czasem niepokornego bruneta. Uwielbiał obserwować jak na wspomnienie o dziewczynce, sarnie oczy trzydziestolatka miękły. Harry sam uwielbiał też tą niezwykle energiczną pięciolatkę o delikatnie kręconych rudych włosach i brązowych oczach.

Czas w zamknięciu zazwyczaj był dość specyficznym czasem w jego życiu. Błądził myślami po odległych latach i wspominał ponownie wszystko co złe. Zatracał się bezwładnie w bólu akceptując w pełni jego obecność. Dnie spędzał w swojej sypialni wpatrując się w okno i świat za nim słuchając puszczonych w tle płyt. Czasem jedynie wychodził z tego jednego pokoju by przejść się do łazienki czy lodówki.

Tym razem było nieco inaczej. Kiedy drzwi zatrzasnęły się za nim a zasuwa przekręciła, Harry odłożył papierową torbę pełną produktów na blat w kuchni. Wyjął wszystko i poukładał w szafkach i lodówce, odnajdując przy okazji paczkę nieco starych ciastek kokosowych. Z uśmiechem otworzył ją zapominając o niesprzątniętej torbie po zakupach. Miły, słodki smak rozlał się po jego podniebieniu, sprawiając, że poczuł się choć trochę szczęśliwym. Ten smak przypominał mu o wieczorach z siostrą. Kochała smak tego owocu. Skupił się w pełni na tym jak krem zapełniał jego wargi i jak krucha część rozpływała się w jego ustach. Nie zwracał uwagi na ciemne okruszki które osiadały na jego koszuli. Czas mijał mu tak dobrze, że zwrócił uwagę na zegar na ścianie, gdy kończył już paczkę jeszcze przed chwilą pełną słodkości.

Ułożył się wygodnie na kanapie i sięgnął do kieszeni po swój telefon. W wyszukiwarce wpisał jedyną frazę, która przychodziła mu do głowy, gdy tylko wspominał słowa szatyna. Sklep z cukierkami. To mogło okazać się tak bezsensowne jak szukanie igły w stogu siana, bo Harry nigdy nie przypuszczałby, że poza wielkim sklepem M&M's w Londynie jest tyle sklepów wypełnionych słodkościami. I choć chciał nie mógł się poddać. Coś ciągnęło go do Louisa, coś mówiło mu, że musi go odnaleźć. Nie wiedział czy pragnął jego ciała, posmakowania go w pełni i zaspokojenia swojej rządzy, czy po prostu pragnął więcej i więcej tego chłopaka obok siebie. Może pragnął obu tych rzeczy.

Przeglądał ofertę i opinię o każdym nawet najmniejszym sklepie szukając czegokolwiek o niejakim Louisie. To mogło zająć mu naprawdę wiele czasu, jednak los zlitował się nad nim i po zaledwie pół godzinnych poszukiwaniach natrafił na Tomlinson's Candy. Niewielki sklepik o kolorowym wystroju, mający swoją siedzibę w okolicy Gladstone Park. Poczuł jak osobliwe ciepło wypełnia jego klatkę piersiową gdy zrozumiał, że tajemniczy i zachwycający Louis może mieszkać zaledwie pół godziny od niego. To napawało go dziwaczną energią, która doprowadziła go do łazienki.

Stanął ponownie przed lustrem i spojrzał na siebie. W swoich oczach, nadal zasłoniętych przez mgłę spowodowaną przez brak snu dostrzegał też blask. Przejaw czystego podniecenia, które buzowało w nim, od minut i godzin. Od czasu gdy Zayn znalazł się w szpitalu nie potrafił skupić się na tym by kogoś sobie znaleźć. Krążył wokół kształtnych kobiet i słodkich chłopców i mężczyzn, szukał i pragnął ale w żadnym stopniu nie umiał znaleźć kogoś kto spełni jego dziwaczne chęci i fantazje. Chodził więc sfrustrowany uwalniając swoje ciało od napięcia za każdym razem gdy miał okazję skryć się w czterech ścianach swojej łazienki, stojąc pod natryskiem zimnej wody.

Nie odrywając wzroku od swojej twarzy zaczął zdejmować z siebie przesiąknięte zapachem innych ludzi ubrania. Guziki powoli puszczały, blada skóra ozdobiona już schodzącymi siniakami ukazywała się powoli jego ciekawskiemu spojrzeniu. Materiał zwisał z jego ramion, mimo tego, że powinien opinać jego ramiona. Widział, że schudł, staczał się powoli zmierzając w swoją własną otchłań. Nie czuł, że ma po co się ratować, bo w końcu po co? Nie miał nic, nie miał kogoś dla kogo opłacałoby się walczyć.

Dark | Larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz