Rozdział 19

753 72 53
                                    

Emocje opadły pozostawiając po sobie jedynie tępy ból. Harry miał dość wszystkiego co działo się wokół. Słońce wpadało przez żaluzje wskazując na zaraz mający pojawić się ranek. Louis siedział przy jego boku, dbając o niego i co raz sprawdzając jak się ma. Jego serce topiło się na zachowanie młodszego chłopaka. Jego głowa pełna pędzących myśli i poplątanych włosów, spoczywała na ramieniu Louisa, który pocierał kciukiem szczyt dłoni Harry'ego. Uwielbiał obserwować jak wyglądają ich splątane dłonie. Odnajdywał w tym zwykłym geście niezwykle wiele intymności, jakby był to najdelikatniejszy dźwięk uczuć, które budowali między sobą. 

- Chciałbym wrócić do domu. - wyznał w końcu, mocniej zaciskając palce wolnej ręki. Louis poruszył się, przez co musiał podnieść głowę. Ich spojrzenia spotkały się i Harry nie do końca był pewien co kryło się za błękitem. - Możemy? 

- Oczywiście, że tak. - Louis potarł jego policzek i uśmiechnął się nieco. - Myślę, że sen byłby dobry. 

Harry jedynie mruknął w odpowiedzi i westchnął. Szatyn zaśmiał się pod nosem i ponownie pogłaskał Stylesa po głowie. Z każdego gestu Louisa biła prostota i ten idealizm, który Harry tak bardzo lubił. Wszystko w jego ruchach było proste, ale zarazem było tak skomplikowane, że musiał czasem przeanalizować każdą rzecz kilka razy. Mimo tego ile pracy musiał niekiedy wkładać w zrozumienie ciągle pędzących myśli młodszego, uwielbiał to. Uwielbiał to tak samo mocno jak Louis uwielbia długie spacery późną nocą. Ociągał się przez chwilę zanim w końcu podniósł się z kanapy, ciągnąć za sobą Louisa. Ich splątane dłonie wydawały się być złączone mocno niczym węzeł gordyjski. Zebrali swoje okrycia i opuścili Dark, zostawiając za sobą rozbitą szklankę, Zayna i każde słowo które padło tej nocy za nimi. Do domu Harry'ego jechali w ciszy, Louis ponownie prowadził a sam Styles starał się nie zasnąć, na miejscu pasażera, kiedy jego głowa swobodnie opierała się o zamknięte okno. 

Promienie słońca przybijały się przez okryte obłokami niebo, opadając swoim blaskiem na zmęczone rysy twarzy bruneta. Londyn mijał za oknem, ludzie pędzili przed siebie nie zwracając na nic uwagi i życie toczyło się dalej, tak jakby nic się nie działo. Czy tylko on żył inaczej? Czy tylko on nie potrafił żyć z bagażem, kiedy każdy zdawał się żyć i istnieć? 

Nie wiedział w którym momencie znaleźli się przed budynkiem w którym mieszkał. Ulica była cicha i choć było to dziwne, Harry miał wrażenie, że milczała z jego powodu. Milczała jak on i jak Louis. Milczała zagłuszając krzyk pełen bólu, który rozrywał od środka każdą cząstkę Stylesa. Szedł za Louisem i nie pragnął niczego poza dotknięciem jego dłoni i poczuciem, że nie będzie sam. Z chwilą gdy stanęli pod drzwiami i szatyn spojrzał na niego z troską i delikatnością, jaką matki obdarzają swoje dzieci, Harry zaczął rozumieć, że może to będzie początek czegoś nowego. Niezwykle burzliwy i pełen bólu początek, który doprowadzi go w końcu do szczęścia. Może. Po otwarciu drzwi weszli do mieszkania, które również milczało i to zewsząd otaczające go milczenie zaczynało go powoli przytłaczać. 

Harry był w pełni świadomy, że Louis obserwował każdy jego ruch. Znów czuł jakby zawodził tego chłopaka. Louis był kimś kto zasługiwał na więcej, niż kogoś takiego jak on. Kogoś tak popieprzonego i zniszczonego. Zasługiwał na świat a nie na ciężary. W pewnej chwili poczuł ciepło i subtelny dotyk na swojej dłoni. Mimo wszystko uśmiechnął się na ten gest i zacisnął swoje chude palce na idealnie pasującej do tej jego, nieco mniejszej dłoni. Tomlinson pociągnął go za sobą i poprowadził wprost do łazienki, gdzie ustawił bruneta tuż przed lustrem.

- Spójrz w lustro. - powiedział Louis, kładąc dłoń na biodrze Harry'ego. Jeden z palców drugiej ręki dotknął tafli lustra, odbijającej ich dwójkę. - Kogo widzisz? 

Dark | Larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz