Rozdział 7

1K 87 56
                                    

Samochód zatrzymał się przed starym blokiem z wielkiej płyty. Pod budynkiem już czekał Liam wraz z małą dziewczyną uczepioną jego nogi, która od razu rozpromieniła się na widok znajomego już pojazdu. Jej zielona sukienka w dziwny żółty wzór poruszała się na lekkim wietrze, a włosy związane w dwa wysokie kucyki podskakiwały wesoło razem z małą. Drzwi od strony kierowcy otworzyły się i Harry w końcu mógł stanąć na chodniku.

Dziewczynka zerwała się i biegiem ruszyła w stronę bruneta, którego nóg zaraz się uczepiła. Jej głowa poderwała się w górę a uśmiech rozjaśnił jej pulchną twarz, ukazując przy tym dziurę po pierwszym straconym mleczaku. - Harry! - pisnęła szczęśliwie.

- Cześć kochanie. - złapał ją i uniósł, opierając na swoim biodrze. Zaraz poczuł uroczego całusa na swoim policzku na co nieco się uśmiechnął. Matylda była jego oczkiem w głowie, traktowała Harry'ego jak starszego brata a on sam uważał ją za swoją malutką księżniczkę. Była radością jego życia, którą i tak widywał tak rzadko, przez to jak żył. Przynajmniej tak zawsze mówił Liam, zaznaczając stanowczo jak nieodpowiedzialnym gówniarzem jest. To były jedyne chwile gdy Payne zapominał, że Harry był jego szefem i stawał się idealnym ojcem. Harry doskonale to rozumiał, Liam wychowywał małą sam, czasem przedstawiając jej nowe ciocie pokroju Malakay. Matylda zawsze na nie narzekała, gdy tylko jej ojciec się oddalał, więc śmierć kobiety nawet nie przejęła małej towarzyszki jego niedoli. - Gotowa na dzień pełen wrażeń?

- Zawsze! - powiedziała wesoło - Co będziemy robić? - spytała po chwili ze swoją dziecięcą ciekawością.

- Znam taką jedną osobę, która robi coś niesamowitego. - mówił z uśmiechem, podrzucając dziewczynkę w swoich ramionach, gdy zaczęła się nieco zsuwać. - I jeśli się uda, - zaznaczył, przez co Matylda spojrzała na niego z ekscytacją - może gdzieś się z nami wybierze.

- Lody?

- Sama się przekonasz. - odstawił ją na ziemię i pociągnął za jeden z jej kucyków. - Pożegnaj się z tatą i lecimy. - Harry pogłaskał jej plecy. Z uwagą przyglądał się jak wpada w rozłożone ramiona ojca i jak ten podnosi ją z radością, która wypisana była na jego twarzy. Szybko musnęła wargi ojca tak jak mają to dzieci w zwyczaju i zaśmiała się gdy Liam nadal trzymał usta w dziubku. Oglądanie jej radości było dla Harry'ego doznaniem niezwykle nostalgicznym. Nie raz przyłapywał się na tym jak w Matyldzie widział siebie albo swoją siostrę. Małe dzieci pełne życia i energii, bawiące się ze śmiechem i marzące o codziennym jedzeniu lodów, bez żadnych konsekwencji. Ale dorósł a rzeczywistość zniszczyła jego życia, pozwalając mu jedynie oglądać beztroskę innych.

Matylda wróciła do niego trzymając w dłoniach swój różowy plecak z brokatowego materiału. Do suwaka przyczepiony był mały miś, który bujał się z każdym jej krokiem. Wyszczerzyła się w stronę bruneta ukazując mu swój ubytek po mleczaku. Była najpiękniejsza na świecie. I dawała Harry'emu to czego nie dawał mu nikt - wolność. Z małą Payne wszystko było prostsze. Otworzył drzwi samochodu, by odsłonić fotel zaraz za siedzeniem kierowcy. Ciemny fotelik już czekał na młodą pasażerkę. Harry odebrał od dziewczynki plecaczek i wrzucił go na siedzenie obok fotelika. Zgarnął Matyldę w ramiona i umieścił w foteliku, zapinając ją dokładnie i uważnie sprawdzając, czy wszystko jest w porządku i bezpiecznie.

Mógł zranić siebie.

Mógł zabić siebie.

Ale nie mógł nawet w najmniejszym stopniu przyczynić się do jakiejkolwiek krzywdy tej małej dziewczynki.

Znalazł się za kierownicą i tak szybko jak przekręcił w stacyjce klucz z głośników rozbrzmiała melodia House of the Rising Sun. Matylda już zaczęła ruszać głową a Harry uśmiechał się szczerze po tak długim czasie nie mogąc zrozumieć, jak mocno zatracił się w tej małej istocie już od pierwszych dni jej życia. Nie wiedział nawet kiedy minął ten czas. Pamiętał jakby wczoraj jak Liam przyniósł małą do klubu by pochwalić się każdemu, że został ojcem i jak brunet bał się reakcji Stylesa. Pamiętał gdy pierwszy raz spojrzał na śpiącą dziewczynkę, której ciemne włoski były niezwykle roztrzepane przez chwilę wcześniej zdjętą czapeczkę i jak leniwie otworzyła wtedy oczy wpatrując się w niego z czystym spokojem. Pamiętał doskonale jak wyciągnął w jej stronę dłoń by pogładzić jej mały i pulchny policzek a ta zamiast tego złapała jego palec i wsadziła go sobie do buzi. Pamiętał to doskonale z każdym najmniejszym szczegółem. Jednak była jedna rzecz, którą pamięta jak przez mgłę, jakby nie był do końca pewny czy była to prawda czy zwykły omam. To szczęście, które go ogarnęło to jak poczuł, że jest to ktoś kogo musi ochronić przed złem tego świata by nigdy nie skończyła jak ona.

Dark | Larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz