Rozdział 26

591 63 7
                                    

Październik. Niesamowicie dziwnym było jak Harry lubił ten miesiąc. Uwielbiał też samą jesień. W setce kolorowych liści odnajdywał spokój. Z szalikiem obwiązanym wokół szyi przemierzał ulice przed domu Louisa czekając niecierpliwie, aż skończy pracę. Mieli coraz więcej czasu dla siebie co sprawiało, że Harry stał się już stałym bywalcem przy Gladstone Park. Jay miała się lepiej, dzięki czemu Louis był spokojniejszy, a przez co i Harry miał więcej powodów do radości. 

Odkąd wrócili z jego rodzinnego miasta coś między nimi uległo zmianie. Stali się sobie jeszcze bliżsi niż wcześniej i wszystko wydawało się układać jeszcze lepiej. Właśnie dzięki temu nie mieli  przed sobą praktycznie żadnych tajemnic i wszystkie rozmowy między nimi Harry'emu zdawały się być przyjemniejsze. Chociaż nadal były między nimi niedopowiedzenia, żaden nadal nie zdobył się na odwagę by zacząć temat tego co było między nimi. To już nie była jedynie fascynacja, to nie było odnajdywanie siebie, to było coś dużo większego i choć Harry miał tego świadomość i patrząc z perspektywy kilku tygodni pogodził się z tym, że Louis jest dla niego kimś więcej powiedzenie o tym na głos napawało go strachem. 

Nigdy nie miał okazji wyznać komuś uczuć. Nawet jeśli kiedyś myślał, że kochał odkąd znał Louisa i widział jak on kocha, zrozumiał, że on nigdy tego nie doświadczył. Nigdy nie miał kogoś kto byłby jego pierwszą myślą i tą ostatnią, nie miał kogoś kto sprawiłby że denerwował się każdym słowem i gestem, nie miał kogoś kto powodowałby u niego szybsze bicie serca. Nie miał kogoś kogo darzył szczerą i prawdziwą miłością. Wiedząc to nie miał pojęcia co jest między nim a młodszym chłopakiem. 

W pewnej chwili zatrzymał się i spojrzał w okna sklepu. Louis zamiatał podłogi. To było tak zwykłe i tak niezaskakujące, ale Harry nie potrafił oderwać swojego spojrzenia od płynnych ruchów chłopaka. Przez myśl przemknęła mu jego ostatnia rozmowa z Liamem, kiedy odwiedził Dark. O dziwo klub pod opieką mężczyzn miał się dobrze, jednak jako właściciel nadal musiał się tam pojawiać.

- Kiedy wiesz, że kogoś kochasz? - spytał Harry poprawiając nieśpiesznie swoje włosy. 

- Kochasz? - zdziwił się trzydziestolatek, jednak zaraz poprawił się. - To dzieję się nagle, twoje serce wie, że kogoś kochasz zanim wie to twój umysł. Tak było z Matyldą, wiedziałem, że kocham ją odkąd się o niej dowiedziałem, ale dopiero kiedy się urodziła, kiedy mogłem ją zobaczyć, przytulić, złapać za rękę, uderzyło we mnie, że właśnie ona jest miłością mojego życia. Ale tak właściwie dlaczego o to pytasz? 

- Zwykłe pytanie. Nic więcej. 

- Chodzi o tego chłopaka, tak? - Liam zapytał niepewnie. - Louisa, dobrze mówię? 

Harry westchnął i machnął dłonią w stronę Maxwella. Barman pośpiesznie postawił przed Harrym wysoki kieliszek i nalał do niego odpowiedni alkohol. Styles uśmiechnął się nieco i podziękował zanim barman znów gdzieś zniknął. - Tak. Nie. Nie wiem. Czy ja byłbym w stanie kogoś pokochać? Albo czy ktoś byłby w stanie pokochać mnie? 

- Nie zdajesz sobie sprawy ilu ludzi Cię kocha. Praktycznie Cię nie znam, co jest dziwne gdy znamy się od tylu lat, ale traktuję Cię jak brata. Nawet po tym wszystkim co zrobiłeś nadal jesteś kimś w moim życiu. Jesteś ważny dla Zayna, Matylda Cię kocha i czasem mam wrażenie, że mocniej niż mnie. - zaśmiał się cicho. - A czy ty byłbyś w stanie pokochać? To nie jest pytanie do mnie a do Ciebie. Sam powinieneś na nie odpowiedzieć. Czy jesteś w stanie kochać, Harry? Powiem Ci jedno, nigdy nie widziałem Cię takiego. 

- Jakiego? Jestem wciąż taki sam. - stwierdził twardo spoglądając na Payne'a. 

- Jeśli wciąż jesteś taki sam, powiedz mi kiedy ostatni raz ćpałeś, kiedy zaliczyłeś kogoś tak po prostu, bo tego chciał, kiedy upiłeś się do nieprzytomności, kiedy- 

Dark | Larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz