Rozdział 27

647 64 42
                                    

Tydzień minął niezwykle szybko, chociaż brakowało w nim Louisa. Przez kolejne badania i kontrole, która musiała przechodzić Jay, Tomlinson wciąż był obok niej i nie miał czasu nawet na krótkie spotkanie z Harrym. Doskonale to rozumiał, nie chciał się narzucać, nie chciał też być kolejnym ciężarem. Chociaż Louis nie był przy nim fizycznie, myśli Harry'ego wciąż krążyły wokół jego osoby. Myślał co teraz ten robi, gdzie jest, albo jak się czuję. Mimo, że codziennie wymieniali wiele wiadomości i dzwonili do siebie późnym wieczorem, dokładnie tuż przed zaśnięciem. 

Harry uwielbiał fakt, że każdy tatuaż który sobie robił goił się niezwykle szybko. Po tygodniu nowe dzieło Jamie'go prezentowało się nieskazitelnie. Z niecierpliwością Styles czekał na Louisa, który miał się u niego pojawić lada moment. Dopiero sobotni wieczór okazał się być czasem kiedy znów mógł go zobaczyć. Jak tylko pierwsze pukanie do drzwi wypełniło jego mieszkanie, poderwał się z kanapy i poszedł otworzyć Louisowi. 

Wyglądał tak samo jak zawsze, jednak w oczach Stylesa chłopak stawał się coraz wspanialszy. Jego policzki jak i czubek nosa miały kolor delikatnej czerwieni, wywołany coraz chłodniejszymi dniami. Pomógł mu zdjąć kurtkę a jego czapkę odłożył obok swojego szalika, na półkę, która znajdowała się tuż nad wieszakami. Wyswobodzonego z ubrać Tomlinsona złapał za rękę i nie zważając na nic zaprowadził do swojej sypialni. Usiedli razem na łóżku i przyglądali się sobie w ciszy, przez pewien czas. Zdawało się, że czas się zatrzymał, byli tylko oni. Louis uniósł swoją dłoń i odgarnął opadające na czoło Harry'ego włosy. Przez linię włosów zsunął ją na policzek starszego i potarł go spotykając się z ledwo widocznym zarostem. 

- Sądziłem, że pokażesz mi swój tatuaż. - wyznał, nadal głaszcząc ciepłą skórę. Harry uśmiechnął się i podniósł ze swojego miejsca. 

Stanął przez Louisem i złapał za pierwszy z guzików przy swojej koszuli. Czuł delikatny dotyk dłoni chłopaka na swoich kolanach i powyżej nich, kiedy ten sunął nimi w górę i dół. Jeden za drugim, każdy kolejny odsłaniał coraz więcej bladej skóry na piersi mężczyzny. Zza materiału wyłoniły się po kolei jaskółki na szczycie piersi i motyl znajdujący się na samym środku torsu, na sam koniec, tuż przed twarzą pojawiły się dwa laurowe liście, po których Louis przebiegł nadal chłodnymi opuszkami, na co Styles zadrżał. Podał dłoń Tomlinsonowi i pomógł mu wstać z materaca. Zrobił krok w tył i pozwolił by stojący przed nim chłopak złapał za brzegi koszuli i pomógł jej opaść na ziemię. Żaden z nich nadal się nie odezwał, pozwalali aby to gesty kierowały nimi a nie słowa. Harry lubił czuć dotyk Louisa na sobie. Jak dziwne to nie było, dotyk szatyna wydawał się być Harry'emu niepewny i stanowczy zarazem. Była w nim delikatność, tak często uważana za dziewczęcą i czułość której mu brakowało. Nieśpiesznie uniósł swoją rękę, odsłaniając w ten sposób swój bok. Przymknął oczy i uśmiechnął się pod nosem, kiedy usłyszał jak Louis wciąga powietrze. Poczuł słodki dotyk, jego opuszków, które śledziły czarny kontur. 

- Dlaczego właśnie to? - spytał Louis, przerywając ciszę. Harry otworzył oczy i opuścił rękę by objął szatyna. Patrzył w oczy, które zdawał się pokochać od ich pierwszego spotkania. Znów lśniły jakby odbijały miliony gwiazd. 

- Chciałem zrobić coś co będzie tylko dla nas. Coś co będzie mi przypominać właśnie o tobie. 

Louis uśmiechnął się czuło i oparł policzek o ramię Stylesa. - Jest naprawdę wspaniały. Jestem pod wrażeniem, że to zapamiętałeś. - zaśmiał się szatyn. 

- Na tej łące rosną tylko takie kwiaty, Lou. Skoro to nasze miejsce, wydawało się odpowiednie. 

- Kochaj się ze mną. - wyszeptał Louis tuż przy uchu Harry'ego. To wyznanie zatrzymało jego ruchy, dłonie przestały sunąć po plecach chłopaka, a oddech zastygł w jego gardle. Odsunął się i spojrzał na chłopaka z lekkim szokiem. Przypomniał sobie nagle każdą chwilę kiedy myślał o zgrabnym ciele szatyna, po tym gdy pierwszy raz go zobaczył. Wróciły do niego wspomnienia tamtej nocy w klubie, kiedy Louis pozwolił nieść się muzyce, kiedy Harry tańczył razem z nim. Przypomniał sobie jak cudownie wyglądał w każdej z tych chwil Louis i jak mocno Harry pragnął go wtedy dotknąć, bo jeszcze wtedy był dla niego kimś pozornie odległym. Teraz kiedy mógł trzymać go w swoich ramionach, dzielić pocałunki, dni, noce i każde zmartwienie i wspomnienie, nie mógł uwierzyć w to co słyszał. Zgodził by się bez zastanowienia, gdyby był to ktoś, ale to nie był ktoś to był Louis, jego Louis. Ten który był jego początkiem, końcem, jego wybawieniem i jego grzechem. To był ten Louis przy którym mógł być sobą. I to nie miał być też zwykły seks, to miał być ten pierwszy, wyjątkowy raz Louisa. I w pewnym stopniu to miał być i jego pierwszy raz. To miało trwać, miało okazać czułość i delikatność, a nie to co znał dotychczas. 

Dark | Larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz