7 dzień Writemasu
Ale to szybko leci...
7 grudnia
🌲🌲🌲
Poranek w Wielkiej Sali był dziwny. Katie trudno było się przez pierwsze kilka sekund zorientować gdzie jest i dlaczego. W dodatku okazało się, że jest dość wcześnie.
Mimo to, Kenneth siedział już oparty o ścianę. Nogi miał nadal schowane w śpiworze, ale i tak musiało mu być chłodno, bo był ubrany jedynie w niebieską piżamę. Zdawało mu się to jednak nie przeszkadzać. Jego uwagę całkowicie pochłonęła książka, którą czytał.
Katie ziewnęła i przeciągnęła się, spoglądając na śpiących jeszcze uczniów, zwiniętych w swoich śpiworach jak puchate, fioletowe burrito z głowami. Niektórzy już jednak wstali i rozmawiali ze sobą cicho. Jak na przykład Clovis Albans, ścigający puchonów, który przeniósł się do ślizgońskiej części sali i rozmawiał teraz z dziewczyną mającą na głowie kolorowe warkoczyki, która najprawdopodobniej była jego siostrą.
- Cześć - przywitał się z nią Kenneth, zauważając, że już się obudziła. Katie odwróciła się w jego stronę.
- Cześć. Nie za zimno ci w tej piżamie? - zmarszczyła brwi.
- Nie... - wzruszył ramionami. - A jak tam u ciebie? Wyspałaś się?
- Nawet - stwierdziła Bell. - Ale teraz jestem głodna.
- Możemy pójść do kuchni - zaproponował Towler, po czym niespiesznie sięgnął po swoją bluzę i spodnie, by się przebrać.
Kilkanaście minut później gryfoni weszli do kuchni. Ku ich zdumieniu, niektórzy uczniowie już tam byli. Między innymi dwójka puchonów. Chłopiec o czarnych, lekko kręconych włosach z drugiego roku i dziewczyna z włosami jasnymi, lekko falowanymi z trzeciego.
- Jeszcze im nie powiedziałem... mówił brunet, pochylając się nad stołem. - A twoi rodzice już wiedzą?
- Tak, i zgodzili się pomóc - odparła mu blondynka. - Ale Lester, co zrobimy z... - urwała, widząc wchodzących gryfonów i ostentacyjnie zakasłała, biorąc do ręki kanapkę z talerza. Lester zaczął się za to rozglądać za skrzatem domowym.
Chociaż ta krótka wymiana zdań wydała się Katie dość intrygująca, to taktownie udała, że nic nie słyszała. Ruszyła do stołu odpowiadającemu temu Gryffindorowi, podczas gdy Kenneth poszedł zamówić im coś do jedzenia, oraz oczywiście herbaty z imbirem.
Po chwili usiadł na przeciwko niej. Kiedy skrzat domowy przyniósł im śniadanie, nieznajomi puchoni wyszli z kuchni.
- To będzie ciężki tydzień - westchnęła Bell, upijając łyk herbaty. - Cieszę się, że dzisiaj dopiero niedziela.
- Dlaczego ciężki? - spytał Towler, biorąc kanapkę.
- Dużo nauki, sprawdzianów...w dodatku gramy mecz w sobotę, więc Oliver nie da nam żyć na treningach - westchnęła. Kochała Quidditcha i zależało jej by wygrać puchar, ale coś czuła, ze po tych ćwiczeniach z drużyną będzie wykończona.
- A na piątym roku będzie jeszcze gorzej - mruknął chłopak.
- To żeś mnie pocieszył - przewróciła oczami.
Po śniadaniu gryfoni musieli się rozstać. Katie miała zaklęcia z krukonami, a Kenneth obronę przed czarną magią z puchonami.
Na tej lekcji uczniowie uczyli się o druzgotkach, demonach wodnych i zaklęcie Relashio, którym można było się od nich uwolnić, gdy atakowały. Towlerowi poszło naprawdę dobrze, a przynajmniej tak sądził, dopóki po lekcji profesor Lupin nie wezwał go do siebie.
CZYTASZ
Herbata z imbirem • Katie Bell
FanfictionGdy wiatr na dworze szaleje, zawsze miło jest udać się do kuchni, gdzie domowe skrzaty z radością podadzą ci ciastka czy coś ciepłego do picia. Na przykład herbatę z imbirem... Na taki pomysł wpadła właśnie Katie Bell, po jednym z męczących treningó...