Szesnaście herbat

53 9 158
                                    

16 dzień Writemasu

Jakoś nie mam tak wielkiej motywacji do pisania jak na początku...ale, niedługo będą rozdziały, na które już naprawdę długo czekam, więc szykujcie się😏

Ps. Ten rozdział zawiera spoiler do jednej z moich książek, która powstanie...ah, nawet nie wiem kiedy. Ale cóż jest. Myślę, że dość ważny dla mojego kanonu...

16 grudnia

🌲🌲🌲

Dzień przed wyjazdem do domów w zamku odbywały się lekcje, ale absolutnie nikt na nich nie uważał, rozmawiając o świętach, rodzinach i wszystkim co tylko przyszło do głowy. Niektórzy uczniowie nie przyszli nawet na lekcje, postanawiając się spakować. Właśnie to robiła Katie, nie mogąc uwierzyć w to, jak wiele jej rzeczy, w tym ubrań, pergaminów czy jakichś papierków po słodyczach walało się po dormitorium, nie tylko w szafkach czy przy łóżku, ale też na parapecie, pod łóżkiem bądź z jakiegoś powodu wśród rzeczy współlokatorki. 

Bell zrezygnowała na to z eliksirów, ale jakoś się tym nie przejmowała. Tak czy siak Snape by jej pewnie odjął punkty, za to że jej kociołek stoi krzywo albo że jej składniki nie są idealnie równo pocięte. Mężczyzna zawsze potrafił coś wymyślić, by zabrać punkty gryfonom. Chociaż Katie wiedziała, że nie jest jedną z głównych ,,ofiar" Snape'a, chociaż eliksiry szły jej dość przeciętnie i zdawała sobie sprawę, że ma od dużą wiedzę na temat tych wszystkich wywarów, to nie rozumiała, czemu ich uczy. On przecież miał zerowe pojęcie o tym jak powinno się podchodzić do dzieci...

Przez te kilka miesięcy naprawdę stęskniła się za swoją rodziną i cieszyła się, że będzie mogła ich wszystkich zobaczyć. Hogwart był wspaniałą szkołą, ale czasami żałowała, że spędza tam tyle czasu, podczas którego może porozumiewać się z rodzicami jedynie poprzez listy. 

Kenneth, który miał właśnie historię magii, co było idealnym zwieńczeniem semestru dla niego, również cieszył się z powrotu do domu. Naprawdę cieszył się na spotkanie mamy, taty, dziadków, Zoey...Kilka dni wcześniej dowiedział się, że na świąteczną kolację przyjdzie również chłopak dziewczyny, a także jego siostra. Byli oni w dość...napiętych stosunkach ze swoimi rodzicami, a TowIerowie nie mieli nic przeciwko ich przyjściu. Naprawdę ich lubili. 

Gryfon rozejrzał się po klasie. Część ludzi jak zwykle spała, niektórzy jednak wyglądali przez okna na sypiący śnieg, a na końcu klasy jakaś grupka grała w eksplodującego durnia. Profesor Binns nie zwracał na nich uwagi, właściwie nie zauważyłby pewnie nawet gdyby jego najlepszy uczeń (którym był Kenneth, co wiele osób zdążyło mu przez te lata uświadomić - głównie przez to, że jako jeden z nielicznych przykładał się do nauki tego przedmiotu) wyszedł z klasy, albo stanął na środku i zaczął tańczyć. 

Chociaż byłoby to na pewno interesujące, Towler nie zamierzał tego robić. Spokojnie robił notatki z wykładu, mimo, że nie do końca potrafił się skupić na lekcji. Myślał o tegorocznych świętach, które miały być inne niż te poprzednie pod wieloma względami. Po pierwsze po raz pierwszy na takiej kolacji miał zjawić się Terence (chłopak Zoey). 

Po drugie, miało niestety nie być pradziadków, którzy kilka tygodni temu wyjechali do Ameryki i mieli spędzić te święta u swojego młodszego syna, który mieszkał tam ze swoją żoną, a także dorosłymi już dziećmi i wnukami. Dodatkowym argumentem na taki obrót spraw było zagrożenie ze strony panoszącego się gdzieś po Anglii Syriusza Blacka. 

Wreszcie trzecie, najbardziej dotyczące Kennetha - w te ferie miał się zobaczyć z Katie. Umówili się, że w święta dadzą sobie prezenty. Rodzina też bardzo chciała ją poznać, więc miał plany, by ją zaprosić któregoś dnia do siebie podczas tej długiej przerwy...jeśli tylko będzie chciała. No i pozostawała jeszcze kwestia sylwestra, na którego nie miał w sumie żadnych planów. Jeszcze

Po lekcjach chłopak poszedł do kuchni. Nie zdziwił się, gdy znalazł tam również Katie, popijającą herbatę. 

- Cześć - przywitał się, gdy już poprosił skrzaty o kanapki z serem i herbatę. - Cieszysz się, że jutro wracamy do domów? 

- Bardzo. Naprawdę stęskniłam się za moją rodziną - mruknęła, popijając herbatę. - Na świętach będziemy u dziadka, co już wiesz, ale będą też dziadkowie od strony mamy, siostra mojej mamy...i tak, to właściwie tyle. Ale na pewno będzie miło. A kto przychodzi do was? 

- Cóż, oprócz nas będzie chłopak Zoey i jego siostra, dziadkowie ze strony mamy i taty...niestety pradziadków nie będzie, bo jadą do mojego wujka, który mieszka w Ameryce. 

- Dużą masz rodzinę, co? - zainteresowała się Katie. 

- Trochę...to od strony mamy jest mnóstwo osób - Kenneth zerknął na nią. - Chyba ci jeszcze nie mówiłem, drobnego faktu o moim pradziadku... - mruknął nagle.

- To znaczy? 

- No...jest dość znany...był nawet na czekoladowych żabach...

Katie nagle wytrzeszczyła oczy, zastanawiając się czy on chce powiedzieć to o czym myślała. 

- Czy ty chcesz mi powiedzieć, że twoim pradziadkiem jest Newt Scamander?! - spytała w szoku. 

- No...w pewnym sensie. Właściwie to tak - uśmiechnął się do niej niepewnie. Katie o mało nie rozlała herbaty. 

- To niesamowite! Dlaczego nic nie mówiłeś?! - zawołała. - Kurczę, szkoda, że jedzie do Ameryki...chętnie bym go poznała...znaczy chcę poznać całą twoją rodzinę, ale autor podręcznika...No wiesz...Niesamowite - westchnęła, czując, że się czerwieni. 

 - No wiesz, ja i Zoey nie lubimy się tym chwalić...ludzie wtedy często zmieniają swoje zachowanie w stosunku do nas...pomaga trochę, że mamy inne nazwisko, chociaż i tak niektórzy to kojarzą. Ale ogólnie myślę, że kiedyś go poznasz...na przykład w wakacje, jak będziesz u dziadka - mruknął. 

- Więc...czemu powiedziałeś mi teraz? - zapytała, doskonale wiedząc, że chwilę temu zachowywała się dosłownie jak jakaś nastoletnia fanka Scamandera...którą w zasadzie trochę była, ale nikt nie musiał o tym wiedzieć. 

- Bo ci ufam - odparł Kenneth, a jej zrobiło się cieplej na sercu. - A poza tym i tak byś się kiedyś dowiedziała...lepiej tak, niż jakbyś przeczytała to na czekoladowej żabie czy czymś takim. 

- Prawda... - Katie zerknęła na niego. - Kurczę, co raz bardziej uwielbiam twoją rodzinę - rzekła, chociaż znała ją głównie z opowieści gryfona.  

Przez następną godzinę Bell dowiedziała się trochę o rodzinie Kennetha...Newta Scamandera. Generalnie dużo o ludziach, mieszkających tak niedaleko jej dziadka, o czym przez tyle lat nie miała pojęcia...to było coś naprawdę niesamowitego. Miała nadzieję, że w święta ich pozna. I to nie dlatego, że byli znani, ale po prostu sposób w jaki Towler o nich mówił sprawiał, że musieli być naprawdę wspaniałymi ludźmi. Wszyscy, nawet chłopak jego siostry, chociaż formalnie nie był jeszcze ich rodziną. 

Jedli sobie kanapki z serem, pili herbatę...niby robili już to tyle razy, ale z każdą rozmową poznawali się co raz lepiej. Z każdą rozmową byli sobie bliżsi. I naprawdę ich to cieszyło. Kenneth naprawdę lubił Katie, która zawsze była dla niego (ale i innych) miła, zainteresowana tym co mówi i naprawdę tego ciekawa, czy mówił o olbrzymach czy swojej rodzinie (czasami trudno było stwierdzić o kim mówi dokładnie).  

Bell cieszyła się, że poznała Kennetha. Coś ją intrygowało w tym cichym, inteligentnym chłopaku. Świetnym słuchaczu, dobrym ,,opowiadaczu", jeśli można było to tak nazwać. Był uroczo wręcz nieśmiały i chociaż otwierał się przy niej, to z każdą rozmową odkrywał przed nią jakieś nowe tajemnice...jak teraz z pradziadkiem. I Katie nie miała nic przeciwko temu. Naprawdę chciała wszystkie je poznać.  

🌲🌲🌲

Suprajs suprajs, moi drodzy...jak możecie się domyślać, w przyszłości powstanie fanfiction z...bohaterem tu wspomnianym😏. Ot, taka ciekawostka...

Kurczę...jakoś mam ostatnio wrażenie, że sztucznie mi wychodzą te rozdziały. Ale nie wiem, może to tylko moje odczucia...

1101 słów...

Pozostało 8 dni do świąt

Herbata z imbirem • Katie BellOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz