Siedemnaście herbat

78 8 138
                                    

17 dzień Writemasu

Hej! Chociaż dodaję późno, to ten rozdział pisało mi się niezwykle przyjemnie. Ale cóż, niedługo dojdziemy do rozdziałów, na które czekałam od początku grudnia

17 grudnia

🌲🌲🌲

Nastał wreszcie dzień w którym mieli wyjechać do domów na przerwę świąteczną. W Hogwarcie nie zostało zbyt wiele osób, głównie z uwagi na Syriusza Blacka, chociaż i tak zazwyczaj większość uczniów wracała na święta do rodziny. 

Katie przebywała co jakiś w każdym z trzech przedziałów zajmowanych przez jej przyjaciół. Pierwszy zajmowały bowiem Leanne i Tamsin, drugi Angelina, Alicia, Adrian i Jeremy, a trzeci bliźniacy, Lee i Kenneth. Niektórzy pierwszoroczniacy których mijała na korytarzach, szybko przemykali do swoich przedziałów, najwyraźniej naprawdę przestraszeni. Nie dziwiła im się. W końcu gdy jechali do Hogwartu, pociąg odwiedzili dementorzy.  

- Czy naprawdę potrzebne wam są zebrania prefektów nawet w drodze na święta, Perce? - spytał Fred, widząc na korytarzu swojego brata, przechadzającego się po pociągu z miną, jakby jednocześnie był jakimś ochroniarzem ale i ważnym hrabią. 

- Wiesz, że prefekci z Hufflepuffu i ich przyjaciele, co zajmują przedział obok, kłócą się właśnie jaki jest najlepszy świąteczny deser? - dodał Lee, który wyszedł za przyjaciółmi, w poszukiwaniu pani z wózkiem. 

- Tak? I co obstawiają? - zaciekawił się George.

- No więc Diggory i ten...Rubbington obstawiają tartę melasową, a Firewall i Albans dyniową. 

- Idiotyczne - mruknął Fred, na co Percy zerknął ze zdumieniem. - Wszyscy wiemy, że najlepszy jest placek ze śliwkami naszej mamy - rzekł. Jego brat wyglądał na oburzonego tym wszystkim, ale nic nie powiedział, gdyż (jak bliźniacy wyjaśnili przyjaciołom) placek był jego ulubionym świątecznym deserem. 

- Właśnie chcieliśmy zagrać w Eksplodującego Durnia, idziesz do nas, Katie? - spytał George, na co dziewczyna przystała. 

I tak jej czas mijał, na grach, jedzeniu (w tym oczywiście piciu herbaty) i rozmowach z różnymi ludźmi. Wiedziała, że będzie za nimi trochę tęsknić w święta, ale jednak miała ich zobaczyć tuż po nowym roku, podczas gdy z rodziną miała się później zobaczyć dopiero za kilka miesięcy. Naprawdę nie mogła się doczekać aż ich zobaczy. 

Kenneth również uczestniczył w dyskusjach i grach, ale mniej (głównie dlatego, że on siedział przez całą podróż tylko w jednym przedziale). Czytał swoją książkę do historii magii, co jakiś czas opierając się o chłodną szybę w przedziale, ale też co jakiś czas unosząc wzrok by dostrzec kombinujących coś bliźniaków i Lee albo rozgadaną Katie.  

Im obojgu podróż bardzo dobrze minęła. Potem jednak przyszedł czas na pożegnania z przyjaciółmi i wypatrywania swoich rodzin, będących gdzieś w tych tłumach na peronie. Kenneth rozglądał się nad głowami niższych uczniów, gdy ktoś klepnął go od tyłu. 

- No hej, głąbie.

Odwrócił się i zobaczył swoją siostrę. Zoey była niewiele od niego wyższa (pozostawało tylko kwestią czasu kiedy go przerośnie), a jej gęste, rudobrązowe loki były związane w ogromnego koka. Uśmiechnęła się do niego i objęła go.  

Za nią stał jej chłopak, Terence. Był on mniej więcej wzrostu Kennetha, miał ciemne blond włosy i zielone oczy, a spod jego rozpiętej kurtki wystawała czarna bluza z czerwonym nietoperzem po środku i logiem najznakomitszej irlandzkiej drużyny Quidditcha, Nietoperzy z Ballycastle. Wyglądał na całkiem zadowolonego, chociaż jego prawa dłoń była chyba z jakiegoś powodu obandażowana.    

Herbata z imbirem • Katie BellOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz