Dziesięć herbat

60 9 93
                                    

10 dzień Writemasu

Hej!
No więc doszliśmy do meczu...

10 grudnia

🌲🌲🌲

Nastała sobota. Za oknami grzmiało, deszcz padał obficie, a do tego wiał silny wiatr. Nie była to najlepsza pogoda na mecz.

Katie z trudem przełykała swojego tosta, naprawdę się stresując. Nie tylko samą ulewą, ale i tym, że to był ich pierwszy mecz w sezonie. A oni nie byli tak przygotowani jak powinni, bo do ostatniej chwili myśleli przecież, że zagrają o ślizgonach.

Mówiąc o uczniach Slytherinu, Bell widziała wczoraj Adriana Puceya, który przyszedł do całej drużyny (chociaż głównie Alicii) i przeprosił za zachowanie swojego kapitana. Widać było, że jest on dobrym nie tylko graczem, ale i człowiekiem, czego nie można było powiedzieć o innych osobach z drużyny. 

- Dasz radę - powtórzył po raz któryś Kenneth, stawiając przed nią herbatę. - Wszyscy dacie - dodał, patrząc na bliźniaków i resztę ścigających. Harry był zajęty rozmową z przyjaciółmi, a do Olivera nie docierało chyba ani słowo. Nie tknął nawet swojego śniadania. 

W końcu drużyna wyszła z sali. Katie widziała gryfońską rozetkę Kennetha i innych gryfonów. Leanne życzyła jej powodzenia, choć naturalnie ona kibicowała swojemu domowi. Drużynę puchonów odprowadzali przyjaciele Cedrika i Clovisa, dopingując ich głośno, chociaż Diggory nie wyglądał właściwie na zbyt zdenerwowanego. A może to były tylko pozory?

Wszyscy uczniowie, w płaszczach przeciwdeszczowych i z parasolami udali się na trybuny. Drużyna tymczasem musiała najpierw zmierzyć się z wiatrem, za nim w ogóle ustawili się na boisku, już przebrani w szkarłatne szaty.

Puchoni w kanarkowych szatach ustawili się na przeciwko nich. Kapitanowie uścisnęli sobie ręce. Diggory uśmiechnął się, ale Oliver był tak zdenerwowany, że kiwnął jedynie głową.

Na gwizdek wszyscy wzbili się w powietrze. Katie starała się dobrze, grać, mimo, że wiatr bardzo jej przeszkadzał w lataniu. Nie widziała trybun i ledwo słyszała na pewno przezabawne komentarze Lee.

Strzeliła pierwszego gola, ale nie wiedziała, czy słyszy rym gryfonów czy po prosty głośny podmuch wiatru. Fred odbił tłuczka, który leciał wprost  na Harry'ego. Katie zaczęła się zastanawiać, czy chłopak coś w ogóle widzi.

Po jeszcze kilku rzutach, zarówno gryfonów jak i puchonów, gdzie ci pierwsi zdobyli pięćdziesiąt punktów przewagi, Oliver poprosił o czas. Cała drużyna wylądowała z pluskiem w błocie.

Harry spytał ich o wynik i rozżalony powiedział, że nic nie widzi w tych okularach. Wtedy do drużyny podbiegła jego przyjaciółka, Hermiona. Rzuciła na jego okulary zaklęcie Impervius, dzięki któremu miały one odpychać krople deszczu. Wood wyglądał, jakby chciał ją ucałować.

Pomimo, że wszyscy przemarzli, a deszcz nadal padał, zbili się w powietrze w lepszych nastrojach, a już zwłaszcza ich szukający, który miał wreszcie szansę dostrzec znicza. 

Nagle wydarzyło się coś dziwnego. Błyskawica oświetliła ciemne postacie, znajdujące się na boisku. Rozproszyło to Harry'ego, a wtedy Wood zawołał do niego, bowiem Cedrik już leciał w kierunku znicza. Zanim jednak trzynastolatek tam doleciał, stało się coś dziwnego. Potter spojrzał w dół na dementorów i w następnej chwili spadł z miotły.

Katie wrzasnęła, oczyma wyobraźni już widząc, jak chłopak rozwala się na ziemi. Kiedy spadł na ziemię, wszyscy rzucili się na dół, by zobaczyć co się z nim stało. Dumbledore wyczarował zaklęciem czarodziejskie nosze dla niego, chcąc go przetransportować do skrzydła szpitalnego. Najpierw jednak wygonił dementorów. Był strasznie wściekły.

Herbata z imbirem • Katie BellOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz