13

1.1K 87 234
                                    


Mijały kolejne minuty, a ich pocałunek był coraz bardziej namiętny. Żaden z nich, nie chciał go kończyć, po prostu czuli się jak w niebie. Z jednej strony wiedzieli, że nie powinni tego robić, ponieważ nie wiedzą czy coś do siebie czują, czy to po prostu chwila, za dużo emocji i alkohol, czy to naprawdę jakieś poważne uczucie. 

W pewnym momencie drzwi do pokoju otworzyły się na oścież, a w nich stanął Wilbur i rozbawiony Quackity. Chłopacy gwałtownie się od siebie oderwali patrząc na nich z niepokojem. 

-Przeszkadzamy?- Zapytał chłopak w okularach próbując nie wybuchnąć śmiechem. 

-Tak... znaczy nie... znaczy.. uh- Jąkał się Jacobs. 

Big Q ciągle przyglądał się szatynowi uśmiechając się lekko pod nosem. Karl, gdy to zauważył nie wiedział, czy to dobrze, ponieważ chłopak potrafi być nieobliczalny. 

-Wiem, że jestem przystojny ale nie musisz mi się tak przyglądać bo się jeszcze zakochasz- Prychnął szatyn uśmiechając się sztucznie w stronę Alexa. 

-Spokojnie, ciebie nawet na ślepo bym nie brał- Zaśmiał się opierając się o futrynę. 

-Lepiej dla mnie- Stwierdził kładąc się na łóżku przyjaciela. 

-Jednak nie jesteś aż taką szmatą za jaką cię miałem- Wymamrotał. 

-Dzięki? Czy coś- Odpowiedział tym samym kończąc rozmowę z chłopakiem. 

-To my już może pójdziemy- Postanowił Soot wyciągając Big Q za ramię z pokoju. 

Znów zostali sami, w ciemnym pokoju. Nie wiedzieli jak zacząć rozmowę po tym wszystkim, więc siedzieli w ciszy. 

-Wiesz- Zaczął brunet poprawiając włosy.- Pojdę się spytać co chcieli.- Dodał po czym wyszedł z pokoju ruszając w stronę salonu. 

Rzucił się na kanapę na której siedział już Big Q, Wilbur i zmęczony George. Wszyscy spojrzeli na niego uśmiechając się dziwnie. 

-Przyjaciel- Prychnął Meksykanin wywracając oczami. 

-Oj dobra, to była chwila słabości- Odpowiedział. 

-Gdybyśmy nie weszli wyruchalibyście się tam- Zaśmiał się Soot poprawiając okulary. 

-Bez przesady- Odchrząknął.- Właśnie, po jakiego chuja wtedy przyszliście? 

-Rozmawiałem z Quackitym i stwierdził, że pójdzie przeprosić tego twojego przyjaciela za to co mówił na jego temat- Odpowiedział Will. 

-Nazwał go mniejszą szmatą niż myślał że jest, to były przeprosiny?- Zapytał ze śmiechem Jacobs. 

-Patrząc na niego, to tak- Wtrącił się George wstając z kanapy. 

-Ty się nie udzielaj tylko idź do swojego kochasia- Prychnął Meksykanin. 

-A żebyś wiedział że kurwa pójdę- Odpowiedział kierując się w stronę pokoju blondyna. 

Mijały kolejne minuty, które zostały spędzane na rozmowie. Zbliżała się godzina 4:25, dlatego Jacobs stwierdził, że będzie szedł już spać. Wchodząc do pokoju, zauważył, że jego przyjaciel śpi. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie rozłożył się na łóżku zajmując całą jego powierzchnie. 

Podszedł bliżej siadając na łóżku. Spojrzał na szatyna, po czym pociągnął go gwałtownie za rękę, przez co tamten się obudził. 

-Co ty robisz- Wymamrotał przecierając oczy. 

meeting after years. / KarlnapOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz