15

966 80 114
                                    


Wszyscy zbiegli na dół wybiegając z budynku. Dream dalej rozmawiał ze służbami ratowniczymi, z tego co powiedzieli, powinni zjawić się na miejscu za 10 minut. 

Z powodu, że było już ciemno, jedyne światło było z lamp, dlatego widoczność była ograniczona. Gdy w oddali dostrzegli zarys ciała, leżącego na ziemi, zamarli. 

Jacobs chciał podbiec do Meksykanina, lecz zatrzymali go, ponieważ wiedzieli jakim on jest człowiekiem, i że nie pozbierałby się gdyby zobaczył swojego martwego przyjaciela. Blondyn podszedł bliżej chłopaka, aby zobaczyć czy jest jakaś szansa na to, aby on żył. Ciągle rozmawiając z ratownikiem przykucnął przy przyjacielu, obserwując jego klatkę piersiową. 

Nie oddychał. 

Przerażające było to, że wyglądał tak spokojnie, jakby najzwyczajniej spał. 

Kolejne minuty trwały wieczność, okropnie bolesną wieczność, a to dopiero początek, wszystko co złe, dopiero się zaczynało. Śmierć Big Q, była wstępem, a całe przedstawienie się zaczęło. 

W końcu po dłuższym czasie, zjawiła się policja, oraz karetka. Od razu zaczęli wypytywać zgromadzonych, co się stało. Chcieli znać każdy szczegół, co jeszcze bardziej ich dobijało. 

Ratownicy, sprawdzając Alexa, stwierdzili, że chłopak zmarł przez połamane żebra, które podczas zderzenia z podłożem, przebiły mu organy, a pomimo tego, narkotyki które miał w organizmie, nie pomogły. 

Na dodatek, zaciekawiły ich pewne rany kute oraz cięte na klatce piersiowej, wyglądało na to, że chłopak samo okaleczał się, bądź ktoś mu to zrobił. 

Jego przyjaciele twierdzili, że Meksykanin nie miał wrogów w życiu realnym. Niestety nie wiedzieli za dużo o życiu prywatnym chłopaka, dlatego sądzili, że ten jest lubiany przez społeczeństwo, co okazało się nieprawdą. 

Karl był w opłakanym stanie, z każdym słowem funkcjonariuszy, bądź ratowników, czuł się coraz bardziej przybity całą sytuacją. Twierdził, że to jego wina, że gdyby z nim porozmawiał, nie doszło by to tej sytuacji. 

Bolał go fakt, że musi pochować swojego przyjaciela, który był dla niego jak brat. Mógłby wskoczyć za nim w ogień, oddać za niego życie, a teraz? Teraz nic nie może dla niego zrobić. 

-Dobrze, to na tyle, mogą państwo już wracać do domu, tylko proszę być pod telefonem- Powiedział policjant zapisując coś w notesie. 

Nikt nic nie odpowiedział, tylko od razu skierowali się do domu w którym mieszkali. Wchodząc do domu usłyszeli, że w domu już ktoś się znajduje, a nie był to nikt inny niż Wilbur. 

On jako jedyny nie wiedział, co się stało. Wszyscy wiedzieli, że chłopacy byli bardzo ze sobą związani, dlatego bali się mu to powiedzieć. 

-Boże w końcu jesteście, coś się stało?- Odetchnął opierając się o ścianę w korytarzu.- Czemu jesteście tacy przygnębieni? W ogóle gdzie jest Quackity? 

-Chodźmy może do salonu, porozmawiamy na spokojnie.- Zaproponował George ściągając buty. 

Tak jak powiedział tak się stało, wszyscy siedzieli w salonie nie wiedząc jak zacząć temat. Chcieli powiedzieć mu to jak najłagodniej, chociaż wiedzieli, że tak się nie da. 

-Wiesz, Quackity- Próbował zacząć blondyn, lecz po prostu nie potrafił. 

-Coś mu się stało?- Zapytał zmartwiony Soot. 

-O-on nie żyje- Wyjąkał Jacobs ściskając usta w cienką linię. 

-Nie jesteście do cholery zabawni- Prychnął z nadzieją, że to tylko pieprzony żart.- B-bo to żart, prawda?

meeting after years. / KarlnapOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz