Rok 2020, Seattle
Siedział na brzegu łóżka, kurczowo ściskając pościel w dłoniach, a po ciele spływał zimny pot. Od dłuższego czasu lawirował pomiędzy prawdą a kłamstwem, jednak nie nauczył odróżniać się ich od siebie. Tym razem nie było inaczej — patrzył na postać przed sobą i nie wiedział, czy to rzeczywistość czy jawa. Chciał jednak, aby zmora zniknęła z jego głowy, domu i życia. Miał dość wszystkiego, co wydarzyło się ostatnimi dniami i żałował, że pozwolił zawładnąć potworowi z lustra swoim życiem. Nie mógł dłużej się temu opierać i musiał przyznać się sam przed sobą, że od początku był na przegranej pozycji. W końcu wyruszył na wojnę z... No właśnie. Z kim? Z czym?
Nie wiedział, ile czasu patrzył na postać przed sobą. Pamiętał jak przez mgłę wydarzenia z łazienki, a potem długi, bolesny prysznic, pod którym próbował zmyć ze swojego ciała błotnistą maź. Zasnął, choć sen nie przyniósł ulgi ani spokoju, a potem obudził się i zobaczył Zło, które obserwowało go uważnie. A Terrence pierwszy raz miał okazję przyjrzeć się Złu, które było winne śmierci jego rodziców.
Miał wrażenie, że postać przed nim stworzona była z mgły, czarnej, mrocznej i gęstej, która falowała na powietrzu, przybierając różne kształty. Po czasie uformowała się jednak w bardziej określoną masę, a szczegóły jego wizerunku powoli się uwydatniły. Zło było przeraźliwie długie z równie nienaturalnie długimi kończynami, a palce przypominały gałęzie drzew z lasu, w którym już kilkakrotnie znalazł się podczas swoich snów. Nic nie mówiło, po prostu patrzyło się na Terrence'a, a on patrzył się na nie, nie mogąc oderwać wzroku i czując coraz mniej paraliżującego strachu. Uścisk dłoni nieco zelżał, a materiał wysunął się spod jego dłoni, oddech unormował.
— Czego chcesz? — zapytał Terrence.
Zaskoczył sam siebie. Nie spodziewał się, że będzie miał na tyle odwagi, aby się odezwać, nie przewidział też, że nie rozpozna swojego własnego głosu, który przeciął panującą w pokoju ciszę. W Taylorze obudziła się chęć walki, a raczej obrony, bo uświadomił sobie, że przed nim stało największe niebezpieczeństwo, z jakim przyszło zmierzyć mu się w życiu, a w nieopodal spali jego synowie, których musiał ocalić za wszelką cenę i zatrzymać Zło przy sobie. Strach nie grał już roli.
Nie spodziewał się też odpowiedzi, a jednak owa nadeszła. Nie widział ust zjawy, żadnego ruchu, jednak rozumiał słowa, które wypowiedział:
— Ludzie często mylą odwagę z głupotą — rzekło Zło. — Jesteś bardzo ludzkim stworzeniem i moją najlepszą zabawką, która mi uciekła i sama wróciła.
— Wróciła? Szukałem cię całe życie, chciałem wiedzieć co...
— Co pochłonęło Twoich rodziców żywcem? Spaliło ich ciała i żywiło się ich żałosnym skomleniem? — przerwał mu głos znikąd. — Przecież wiedziałeś to. Ja. Nie chciałeś się dowiedzieć, kto im to zrobił. Chciałeś się zemścić. To również bardzo ludzkie. I głupie. Sam skazałeś się na śmieć.
— Nieprawda — zaprzeczył.
Jego ciało ponownie się spięło. Nie widział jednak logiki w ataku. Miał rzucić się na demona, który stał przed jego łóżkiem? I co niby miałby zrobić... Podbić mu oko? Jeśli w ogóle postać przed nim była namacalna. Zrozumiał braki w swoim planie złapania demona — w przeciwieństwie do wroga, Terrence nie miał pojęcia, z czym walczył, ani jak miał z tym walczyć. Czuł się jak zagubione dziecko.
— I co teraz zrobisz? Złapiesz mnie? — Monstrum zadrwiło z jego bezradności. — Zadzwonisz po pomoc? Po tę dziewczynę, która wierzy ci tylko dlatego, że coś do ciebie czuje? Kolejna łatwa ofiara, dusza do pożywienia.
CZYTASZ
Lustro
Mistério / SuspenseHistoryk, Terrence Taylor, odnajduje tajemnicze lustro, którego legendą zajmował się od lat. Nie był on jednak świadomy, jakie zagrożenie sprowadził na siebie i swoją rodzinę, a także tego, że w momencie znalezienia lustra jego dusza została stracon...