Rozdział 5

331 70 224
                                    

Zawsze wiedziałem, że przeglądanie się w lustrze zakłóca spokój duszy.
Maxime Chattam, Upiorny Zegar.

Rok 2020, Seattle

Hernstorn, miasto widmo. Miejsce to było na północy Anglii i nie zostało uznane za prawdziwe przez żadnego naukowca. Nie zostało zaznaczone na żadnej, nawet najstarszej, mapie. Istnieje jako legenda przez znalezione, na wpół spalone, ryciny. Dokumenty te zostały wydobyte z ziemi wraz z demonicznym lustrem, które zostało zakopane po rzezi, która miała tam miejsce. Na rycinach znajdował się opis sytuacji, wedle ludzi, legendy — zamordowania całej wioski w akcie kary przez Zło z lasu. Wioska ta otoczona była mistycznym lasem z każdej strony, zdana na jego łaskę, a ludność nie przemieszczała się. Cała sprawa zaczęła się od śmierci Harry'ego i Marianne Northwood oraz zaginięcia ich córki, Josephine. Wiadomości te napisał Edward Clark, mieszkaniec wioski, jeden z pięciu pozostałych. Poinformował w nich jednak o planach samobójczej śmierci wszystkich ocalałych. Ryciny znajdują się w muzeum w Londynie. Lustro ktoś ukradł, przepadło. Znalazłem jednak kilka spraw morderstw lub zaginięć, które nigdy nie zostały rozwiązane i powiązałem je z demonicznym lustrem...

Terrence uśmiechnął się smutno, czytając swoje dawne zapiski. Tak mało wtedy wiedział i miał zapał do pracy i odkrycia tajemnicy, jednak po latach wątpił w jakikolwiek postęp w tej sprawie. Pracował nad tą legendą od studiów, oparł na niej swoją magisterkę, a także doktorat. I nie uważał tego za tani koszmar dla brytyjskich dzieci. Sądził, że lustro istniało i nie zwracał uwagi na to, że niektórzy współpracownicy mieli go za szaleńca uganiającego się za duchami.

Spojrzał na zegarek i zerwał się z krzesła, przewracając je, a podmuch wiatru, jaki wytworzył, zwiał z biurka kilka kartek, które pośpiesznie pozbierał. Nie mógł znowu się spóźnić i pokazać, że nie dawał sobie rady z tym całym, cholernym rozwodem.

Rozwód. Śmieszne słowo, a przynajmniej za takie je uważał. Jako młody chłopak, który zdążył dorosnąć do podkochiwania się w dziewczynach, obiecał sobie, że nigdy nie zdecyduje się na ślub z kobietą, która potem będzie chciała się rozstać — jakby to do niego należała ta decyzja. Nie chciał tego rozwodu, ale papiery rozwodowe zostały mu podsunięte pod nos.

Alice, jego prawie eks żona, uważała, że Terrence oszalał na punkcie pracy. Doskonale wiedział, że dużo pracował, ale nie sądził, że miał zbyt mało czasu dla rodziny. Zawsze starannie planował swój harmonogram, aby pobawić się z bliźniakami — Tomem i Jerrym. Nie ignorował też zebrań ani wezwań do szkoły, bo jego dziesięciolatki znowu coś zbroiły. Zawsze dla nich był. To Alice chciała więcej i więcej, a i tak za każdym razem było za mało.

— Powinna wziąć ze mną rozwód za to, że tak nazwałem dzieci — mruknął pod nosem, rozglądając się za swoim telefonem.

Wolał klasyczne sposoby. Notował wszystko długopisem na kartce, ale miał jednak tego smartfona, aby skontaktować się z bardziej technologicznymi ludźmi i laptopa, bo jednak inni współpracownicy, a także jego szef, wolał elektroniczne rozwiązania. Oczywiście już miał sms'a od Alice.

Mam nadzieję, że tym razem przyjedziesz po chłopców bez opóźnienia.

— Mam nadzieję, że tym razem będziesz dla mnie milsza przy dzieciach, a nie oschła jak ostatnia suka — mruknął pod nosem, naśladując jej głos i szybko odpisując na jej wiadomość.

Właśnie jestem w drodze.

W rzeczywistości wyszedł szybko z domu, trzaskając drzwiami, a potem rzucił głośne, ku niezadowoleniu starszej sąsiadki, przekleństwo i do niego wrócił, bo zapomniał kluczy od auta. Od ponad miesiąca miał je przypiąć do bryloka z kluczami od domu, bo ciągle o nich nie pamiętał.

LustroOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz