rozdział 11 wyjazd

67 13 0
                                    

Od rozmowy z Bellą minął tydzień. Jacob cały czas się nie odzywał. Postanowiłam dłużej nie czekać. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do dużej walizki na kółkach, kilka książek do torebki i czekałam na telefon od Anastazji. Na jakiś czas zostanę w ich rezydencji. Co będzie dalej nie wiem. Jadłam spokojnie moje ulubione płatki cynamonowe,gdy z salonu zaczął dzwonić telefon. Poszłam tam i wzięłam urządzenie do ręki.

- halo. - odebrałam

- hej tu Anastazja. Możesz się spakować za cztery godziny będzie po ciebie Taylor.

- dzięki Ana. Już nie mogę się doczekać. Do zobaczenia.

Odłożyłam telefon. W tym momencie do domu zapukał jakiś gość. Otworzyłam drzwi

- Paul co tu robisz?

- Rachel powiedziała , że wyjeżdżasz. Wpadłem przekonać cię do zmiany decyzji

- och Paul. Nic nie zatrzyma mnie tu. Jacob zaginął nie ma z nim kontaktu. Poza tym nie mam siły ciągle na niego czekać.

- to może chociaż pożegnasz się z resztą rodziny.

- w sumie czemu nie. Kierowca będzie za cztery godziny.

- to chodź pojedziemy do rezerwatu.
Chłopak chwycił moją dłoń. Przez całą drogę jechaliśmy w ciszy. Po trzydziestu minutach przekroczyliśmy bramę rezerwatu.
Cała moja nowa rodzina czekała by się ze mną pożegnać. Jako pierwszy podszedł,a właściwie podjechał Billy .

- Emmo. Przykro mi, że Jacob tak się zachowuję. Boli mnie to. Mam nadzieję, że jeszcze do nas wrócisz. Będę za tobą tęsknił - powiedział ze łzami w oczach.

- och Billy mi też przykro. Widać Bella znaczy dla niego więcej niż ja.

- wiem,że nie zatrzymany cię tu siłą- powiedziała Rachel-ale obiecaj,że nigdy o nas nie zapomnisz

- obiecuję Rachel jesteście moją rodziną. Wszystkim co mam. Kocham was.

- Emi. Nie wiem co powiedzieć.

- więc nic nie mów Sam. Opiekuj się nimi.

- obiecuję. Szkoda, że Jacob jest idiotą. Powinnaś znać prawdę. Może wtedy byś zrozumiała.

- to prawda Jake jest idiotą. Ale może tak miało być.

Usiedliśmy wszyscy razem na plaży. Wiedziałam, że to nie jest ostatni raz,ale nie chciałam na razie mówic im o swoich planach. Czas mijał zbyt szybko. Ostatni raz popatrzyłam na ich twarze. Gdy Sam odwoził mnie do domu, gdzie już czekał Taylor cały czas prosił bym została. Zanim wysiadłam z auta przytuliłam go i powiedziałam:

- Sam. Wrócę, obiecuję. Jadę nabrać dystansu i zapomnieć choć na chwilę o tym co się dzieje. Nie mów o tym nikomu.

- jeśli tego chcesz. W takim razie do zobaczenia. - przytulił mnie ocierając łzę.

Wysiadłam. Sam odjechał.

- dzień dobry panno Baner.

- witaj Taylor. Mów mi Emma. Zaraz zabiorę walizki i możemy ruszać.

- to ja pomogę.

Taylor zabrał walizki pakując je do bagażnika. Ostatni raz spojrzałam na dom. Z żalem go opuszczałam,jednak musiałam to zrobić. Droga do Seattle dłużyła się w nieskończoność Taylor mało mówił. Nie nalegał też na rozmowę.
Widząc jak mi ciężko rzekł tylko banalne "wszystko się ułoży ".

Seattle.

Wyjechaliśmy na podziemny parking w wieżowcu Greya. Stało tam już kilka naprawdę ciekawych samochodów. Wyjechaliśmy na piętro,gdy otworzyły się drzwi czekała na mnie kuzynka Anastazja

- Emma! Nareszcie jesteś

- Ana. Dziękuję,że mogę zostać na kilka dni.

- daj spokój. Nie ma o czym mówić. Jak widzisz miejsca jest sporo.

- piękne mieszkanie. I duże.

- to prawda. Chodź pokażę ci pokój.
Szłam za nią ciągnąć za sobą walizkę.

- to tu. Podoba ci się?- zapytała

- żartujesz?! Jest piękny.

- Christian wybrał pościel i meble. A ja dodatki.

- dziękuję. - uściskałam kuzynkę- a właściwie gdzie jest Twój mąż

- pracuje,ale jutro weźmie wolne i pojedziemy gdzieś we czwórkę.

- bardzo miło z waszej strony,jednak wolałabym zostać w domu jeśli to nie problem.

- jasne, że nie. Rozpakuj się ,a potem chodź coś zjeść na pewno jesteś głodna.

- na prawdę dziękuję Ana.

Odłożyłam na bok walizkę. Pokój był piękny. Biała duża szafka na ubrania. Wielka toaletka do makijażu. Po prawej stronie ogromne łóżko z błękitną pościelą, mała nocna szafka. Po przeciwnej stronie szafa z butami w różnych kolorach. A tuż nad łóżkiem zdjęcie mamy. Na jego widok łza zakręciła mi się w oku. Bardzo za nią tęsknię. Rozpakowałam część ubrań. Usiadłam na łóżku.

- puk puk można?

- Christian. Bardzo dziękuję za wszystko. Obiecuję, że nie będę wam przeszkadzać.

- Emmo nawet tak nie mów. Jest b bardzo miło cię gościć. Jak się podoba pokój?

- jest idealny. Najbardziej podoba mi się te zdjęcie mamy.

- twoja mama wiele nam pomogła. To w chłodzie jej pamięci. Ana prosi na kolacje.

- więc chodźmy.
Usiedliśmy w kuchni. Ana zrobiła naleśniki i jajecznicę. Zjedliśmy w ciszy. Po posiłku Christian dostał telefon. Chwilę rozmawiał. Gdy wrócił zadowolony powiedział

- Emma ekipa właśnie podpisuje umowę na budowę twojego nowego domu. Tam gdzie chciałaś.

- to super.

- budowa zajmie im około miesiąca. Drewniane domki mają to do siebie , że szybko się je stawia.

- nie wiem ile razy jeszcze będę wam dziękować.

- na prawdę nie ma za co.

- mamy dla ciebie jeszcze jeden prezent- powiedziała Ana - jutro wybierzesz sobie auto.

- no właśnie było by super jak by Taylor pojechał ze mną jakieś kupić.

- chyba nie zrozumiałaś. Dostaniesz je od nas. Wybierzesz sobie jedno z garażu.

- serio? - byłam w totalnym szoku.

- jasne- powiedział Christian. - obiecaliśmy się tobą opiekować.

Uściskałam ich. Wtedy pierwszy raz pomyślałam , że przyjazd tu do jednak dobry pomysł. Zmęczona, ale szczęśliwa pożegnałam się z gospodarzami i poszłam spać.

Życie to nie bajkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz