Prolog

913 57 12
                                    



Nienawidził jej. A zarazem kochał ją. Czuł niesprawiedliwość świata, że to właśnie ona go urodziła. Jednak równocześnie cieszył się, że w ogóle jakąś matkę ma. Że nie jest całkowicie niczyi.

Nie obchodził ją, a kiedy pogodził się z cierpieniem tego świata i beznadziejnością swojego życia, nagle się pojawiła.

Pojawiła się by ukarać go za czyny, które robił. Czyny, które pozwoliły mu na dalsze egzystowanie.

Egzystowanie, bo inaczej jego życia nie dało się nazwać. Smutne i żałosne, takie właśnie było.

Wpatrywał się w tą piękną kobietę, a jej krzyki nie do końca do niego docierały. Widział, że będzie ukarany, boleśnie. Ale czy to miało jakieś znaczenie? Wszystko mu było jedno.

– Popełniłeś najgorszy występek przeciwko mnie! – krzyczała, ciągnąć się za włosy w furii. – Co za wstyd! Najgorsze, co moje dziecko mogło zrobić!

Nie czuł nic, widząc ją wściekłą. Już dawno przestał czuć.

Nagle jej jasne, idealnie ułożone włosy uniosły się do góry, a jaj oczy zaszły bielą.

– Musisz ponieść odpowiednią kare, wystawiania mnie na pośmiewisko.

Oczekiwał śmierci, naprawdę. Nawet tego po cichu pragnął. Ale zamiast ciemności, czy jakiegoś większego bólu, poczuł pieczenie. Spojrzał na swoje dłonie i zobaczył, że jego dotychczas nieskazitelna skóra, zaczyna rogowacieć i zmieniać się.

Przeraził się nie na żarty. Tracił jedyne co miał. Swoje piękno.

– Jesteś moim synem, więc daje ci szansę. Twoją karę może zakończyć tylko czysta, prawdziwa miłość.

W takim razie na zawsze będzie już potworem. 

Boski IdiotaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz