Rozdział 2

339 36 80
                                    



Nie miał dla nas pokoju. Jak sam stwierdził, miałby gdyby wcześniej dano mu znać, jak zazwyczaj. Cóż, definitywnie byliśmy dla niego niespodzianką. Niemiłą, zwarzywszy na jego zmęczone spojrzenia jakimi nas raczył.

– Dlaczego tak na nas patrzy? – zapytałam, wpychając wielki materac przez zbyt małe drzwi do naszej nowej klitki.

– Z najlepszego mentora został opiekunem krnąbrnych dzieciaków z problemami – wyjaśnił również mając problem przejść z naręczem koców i poduszek przez malutkie drzwi. – Ma dosyć po takim czasie.

Zamaszystym szarpnięciem rzuciłam materac na trochę zakurzoną ziemię i odetchnęłam. Zajmował niemal całe pomieszczenie tutaj.

– Czemu żyje? – kontynuowałam zadawanie pytań, rozglądając się.

Trzeba pozbyć się tych pajęczyn z sufitu.

– Zeus go przywrócił. Kto inny mógłby zapanować nad takimi dzieciakami? – zapytał retorycznie, kładąc naszą nową pościel, koce i poduszki na materac.

– Hmmm – mruknęłam, zgadzając się.

Pokój jaki dostaliśmy na spółkę, był kiedyś schowkiem na miotły, dlatego było tutaj tylko jedno małe okno i bardzo mało miejsca. Ale po tym co przeżyliśmy, więcej niż wygodny materac nawet nie marzyliśmy. A do tego łazienka była blisko. Jak dla mnie ideał. I nawet Pol nie narzekał.

– A jak tam było, jak zostałeś na górze sam?

Wzruszył ramionami.

– Hera powiedziała, że nadal obowiązuje mnie kara i w pokucie mam ci pomagać na misji – wyjawił robiąc męczeńską minę.

– Jakiej misji? – zapytałam zaskoczona.

– Jeszcze nie wiemy. Po treningu na pewno coś się urodzi – powiedział pewnie.

Nie podobało mi się że zaraz coś się stanie i będę musiała ratować sytuacje. Bo to mój obowiązek, jakby powiedział Ares.

– Cieszysz się, że wyglądasz jak ty, co? – zagadnęłam go gdy zobaczyłam, że poprawia sobie włosy.

– Niekoniecznie – spojrzał na mnie poważnie – nadal nie jestem nieśmiertelny. Można mnie zabić.

– Hmmm. No tak.

Zdjęłam katanę i zostałam tylko w moim golfie bez rękawków. Nie mogę uwierzyć, że minęło tyle czasu. Ostatnio te ubrania miałam ubrane, kiedy uciekałam przed Biedą. To było takie odelgnę. Wtedy byłam jeszcze niewinną, nic nieświadomą Mają, która nie była bohaterką. No i nie miałam aż tylu problemów.

– Ares... – zaczęłam temat, co Pol od razu pochwycił.

Zdjął koszulkę, pewnie ciesząc się niesamowicie, że ma swój sześciopak z powrotem.

– Cóż... Nadal żyje, mam coś do powiedzenia – powiedział żywo.

– Niewiele – mruknęłam, zdejmując swoje buty. Trochę brakowało mi tych traperów od Eufemii.

– Ale zawsze coś. – Pokiwał żywo głową, zdejmując skarpetki. – Zobaczymy Maja, może nie będzie tak źle. Sama zdecydowałaś się na wakacje. Korzystaj z nich.

– Tak – mruknęłam i położyłam się w ciuchach do naszego materaca. – Obudź mnie jak pojawi się nowy bohater,

– To tak nie działa – powiedział, zakładając ręce na piersi i stając na krańcu materaca.

Boski IdiotaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz