Rozdział 21

204 21 2
                                    



W końcu się zebraliśmy. Ja gotowa mając z prawej Pola, a z lewej Ikara. Natomiast przestraszony i niepewny Aslan miał przy sobie  Elię, który nie odstępował go na krok i chyba chciał pocieszyć.

Nowa przyjaźń mi się tutaj rodzi w zastraszającym tempie.

Ares wyjął swój błyszczący miecz z pochwy przy pasie. Błysnął on w świetle słońca, a ja poczułam dziwne ukucie w piersi na widok tak pięknej, ale widocznie zużytej broni.

Czy to zazdrość?

Idiotyczne uczucie. Dlaczego miałabym być zazdrosna o kawałek złomu w dłoniach boga wojny? Przecież ten kawałek metalu pewnie nie jedno ciało przebił, nie jedna krew jego ofiar została zbryzgana na ten złom.

To iście piekielna broń. Czym ja się zachwycam?

Mam przecież swoją...

No nie. Rzeczywiście nie miałam.

Szybko się otrząsnęłam i skupiłam na tym, że mieczem przeciął powietrze, zostawiając niebieskawą bruzdę.

Portal.

Całkiem pomysłowe i wygodne.

Na pewno lepsze niż szukanie windy w najwyższym budynku w mieście jak to robiliśmy z Polem na początku naszej podróży.

– Ładować tyłki do środka – warknął rozkazująco.

Zerknęłam ostatni raz po wszystkich zebranych.

Szkoda mi było szczerze powiedziawszy odchodzić. Nie znałam za dobrze wszystkich lokatorów tego ośrodka, co napawało mnie dziwnym żalem. Chciałam ich poznać. Ich i ich historie.

Zresztą, świetny czas tutaj spędziłam. Naprawdę psychicznie odpoczęłam po całej mojej przygodzie z mitologicznym światem i wkurzającymi bogami.

Jednak trzeba było wracać do obowiązków.

Kiwnęłam głową na pożegnanie Chejronowi, żałując troszkę że nie wykorzystałam czasu spędzonego tutaj, by się czegoś od niego dowiedzieć.

Następnie posłałam dłuższe, troszkę prowokacyjne spojrzenie synu Aresa, który wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale się powstrzymywał.

O co mogło mu chodzić?

Zignorowałam go jednak. Jak nie chce mówić to nie, nie moja sprawa. Miałam ważniejsze rzeczy teraz na głowie niż jakieś ostatnie słowa chłopaka, którego nawet nie lubiłam.

Miałam zaraz spotkać matkę Aslana. To był priorytet. Jakoś czułam że to nie będzie sympatyczne spotkanie z Afrodytą.

Ares przeszedł przez portal pierwszy, nawet się za nami nie oglądając, czy my też za nim ruszamy.

Jak zwykle dupek był pewny siebie i miał nas naprawdę w głębokim poważaniu.

Jako drugą osobą, która przeszła przez portal był Pol. Który oczywiście potrzebował mojej motywacji, w postaci mocnego popchnięcia.

Syknął coś niezrozumiałego, ale wszedł zaraz po Aresie.

Ja byłam trzecia.

Miałam pewne wyobrażenie tego co może mnie czekać po drugiej stronie, ale nie oczekiwałam że w czasie przejścia zrobi mi się aż tak zimno.

To jakby chłód przeszedł mnie do szpiku kości. Aż zabrakło mi tchu na pół sekundy przez ten szok. To nie trwało więcej niż trzy sekundy, ale wyprowadziło mnie z równowagi, przez to że się tego nie spodziewałam.

Cholera jasna, pomyślałam trochę roztrzęsiona, wychodząc już na drugą słoneczną stronę.

Ares albo Pol mogli mnie uprzedzić!, pomyślałam z pretensją.

Jednak ta sytuacja szybko zeszła na dalszy plan, gdyż zobaczyłam z bliska naprawdę przepiękną kobietę stojącą zaraz obok Aresa.

Czekała na nas. Dostojna, piękna, z kamienną twarzą surowej matki.

Spojrzenie przypomniała mi trochę moją matkę i Aseela w jednym. Choć dla mnie Aseel był przekochany. To dla Pola, na przykład, był przerażający.

Dla Afrodyty byłam chyba właśnie takim polem dla Aseela.

Z bliska wyglądała na jeszcze bardziej doskonałą. Wręcz nierealną. Była jak te wszystkie wyretuszowane modelki na okładkach Vouga.

Patrzenie na nią aż przerażało, szczerz powiedziawszy. Uświadamiałeś sobie naglę, jak brzydki i niedoskonały jesteś.

Zwłaszcza ja. Ja, która od kiedy zaczęłam walczyć o swoje i Pola życie nie przejmowałam się swoim wyglądem.

Jeszcze te krótkie włosy, które obciął mi Pol... jedne ciuchy w których chodziłam praktycznie na okrągło...

Gwiazdą to ja nie byłam.

Zaraz za plecami dołączył do nas Ikar, nadal idiotycznie uśmiechnięty, a ja szybko się otrząsnęłam.

Mój wygląd nie miał najmniejszego znaczenia. Liczyło się tylko nasze bezpieczeństwo.

– Cześć, Afrodyta. Pięknie wglądasz – przywitał się Pol, ukazując swój firmowy uśmiech, który może działa na część śmiertelniczek.

W odpowiedzi blondynka posłała mu mroczne spojrzenie, jakby mówiła, że ma się zamknąć. Wcale jej się nie dziwiłam. Sama miałam ochotę go zamknąć. Niech on lepiej nie pogarsza naszej sytuacji.

– Wiedzę że nie w humorze.

Afrodyta zdecydowanie nie była w humorze.

W końcu dołączyła do nas cała reszta, a przejście się zamknęło. Widziałam jak jasne oczy bogini kierują się na jej kamiennego syna, a on sam wygląda na przestraszonego i zawstydzonego.

Jednak nie padło ani jedne słow. Nawet się ze sobą nie przywitali.

– Chcę pogadać na osobności – powiedziała w końcu blond piękność, kiedy zmierzyła wszystkich swoim ostrym spojrzeniem.

Ku mojemu zaskoczeniu, najszybciej zaprotestował Ares.

– Nie mamy czasu na to, Afrodyta... – zaczął, ale kobieta szybko mu przerwała.

– Chcę porozmawiać na osobności – wysyczała, gniotąc swoim tonem wielkiego Aresa.

To wyglądało komicznie, jak ta drobna kobieta go właśnie stłamsiła. Jednak mimo to, nikt nie odważył się nawet uśmiechnąć.

– Bohater i Aslan, chodźcie ze mną, omówimy szczegóły – powiedziała, patrząc głównie na mnie.

Byliśmy na pustej uliczce w dzielnicy gdzie mieszkali bogowie. Dlatego domyśliłam się, że Afrodyta kieruje się do własnej rezydencji.

Nie podobało mi się to. To był jej teren, miejsce którego nie znałam.

– Będziemy u mnie – powiedział szybko Pol, nim ruszyłam za boginią.

– Okej – rzuciłam i kiwnęłam głową na Aslana, by ruszył za mną.

– Zajebiście – rzucił wściekły Ares, chyba niezadowolony, że nie ma nic do powiedzenia.

W sumie, warto było zobaczyć to jak Ares jest ustawiany przez kobietę.

Przynajmniej jakiś plus w całej tej gównianej sytuacji. 


Boski IdiotaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz