Dni w tym „ośrodku wychowawczym" jak to czasem o złości nazywał go Chris, były naprawdę leniwe. Mieliśmy wybór zajęć, które miały tylko zabić czas w naszej monotonnej karze. Każdy odliczał tylko dni do tego by stąd uciec. Niektórzy dostawali szlaban na pięć lat, niektórzy na piętnaście.
Nie wyobrażałam sobie tego. A co potem? Ja wiem, że to miejsce było oderwane od czasoprzestrzeni, że się tutaj nikt nie starzał, ale przecież większość z nich miało swoje rodziny, znajomych. Jak się wytłumaczą? Jak wrócić? Jak rozpoczną na nowo swoje życie?
Nie wiedziałam tego. A gdy zapytałam to Pola pewnego wieczoru, wzruszył ramionami.
– Jakoś się tam im pomaga. Wysyła do innego dzieciaka. Mam takiego producenta, Greg się nazywa, przyjmuje takiego do siebie, daje mu pracę, a reszta mnie nie interesuję.
To był trochę przykre.
Nikt też nie chciał rozmawiać o karze. To był temat tabu. Nikt nie chciał się przyznać, co musiał zrobić by się tu dostać.
Czułam dystans. Większość z nich traktowało mnie jak trędowatą od kiedy pojawił się Ikar i Elia. Byli podejrzliwi, dlaczego znam słynnego Ikara z mitów. A najbardziej to podejrzliwi był Chejron, który posyłał mi swoje przeszywające spojrzenie.
Jednak udawałam głupią do tej głupiej gry i na razie było w porządku.
– I jeszcze to – rzuciłam, stając tyłem do wiernego Ikara, który poszedł za mną nawet do schowka na robótki ręczne. – I to. – Rzucałem mu kolejne kłębki wełny w innych kolorach.
– Dużo – powiedział.
Zerknęłam na niego. Stosik kolorowych pęków wełny zasłaniał mu nos.
– No dobra – ulitowałam się nad nim. – Ale jeszcze biały się przyda – mruknęłam, szukając jak najjaśniejszej wełny.
Westchnął, ale nawet nie śmiał się ze mną kłócić. Ale w sumie za to go doceniałam. Nie dodawał mi nerwów, nie to co Pol.
Tak, Ikar był wspaniały, trochę jak ciepła zupa w zimny wieczór. Nie to co Elia, który zaczynał być irytujący. Zachowywał się jak nie on.
– Ma smutne oczy – powiedział, przeżywając jak mrówka okres.
Spojrzałam na Elię. Stał przy drzwiach i nic nie robił oprócz wzdychania. To nie było w jego stylu, ale zachowuje się tak, odkąd poznał Aslana.
– Zgadza się – mruknęłam, w końcu lokalizując najbielszą wełnę.
– Myślisz że ktoś mu zrobił krzywdę? – zapytał poważnie. Niemal z przestrachem.
– Nie wiem – mruknęłam, próbując dosięgnąć do najwyższej półki i zdjąć kłębek.
– Myślisz że mógłbym coś dla niego zrobić? – zapytał mnie znowu, jakbym była wyrocznią.
Byłam córką Apollo, ale bez przesady. Nie pomogę mu w wygrania w totka ani w tym co myślą inni. Nie miałam do tego talentu. Najwyżej mogę pogrozić nożem Aslanowi, by wyjawił nam swoje tajemnice.
– Idź i go pociesz – powiedziałam już z irytacją, rozumiejąc że nie dosięgnę. – Ja wiedzę, że twoja obecność go cieszy – dodałam już milej, rozumiejąc że nie mogę go tak traktować.
I wtedy kiedy już chciałam zacząć podskakiwać, usłyszałam szelest za sobą i białe skrzydło strąciło wybraną przeze mnie wełnę.
Złapałam ją zwinnie i spojrzałam na Ikara, który patrzał na mnie z tym swoim łagodnym uśmiechem, nadal trzymał górkę wełny i chował skrzydła.
Jakoś zrobiło mi się ciepło na sercu. Nie można mu było odmówić tego, że był kochany.
Stanęłam na palcach i zmierzwiłam mu i tak już nieułożone włosy. Jak małemu chłopcu, a on był zachwycony takim kontaktem fizycznym.
Sam Elia przyglądał się nam z kąta. Jakoś nie chciał być na stołówce sam na sam, bez mojej asysty, z Aslanem, który czekał na nas z kolorową wełną.
Westchnął ostatecznie i podszedł do Ikara.
– Dobra, daj stary, pomogę ci.
Tak więc, we dwóch szli z naręczem kolorowej wełny. A ja przed nimi, bez niczego, zadowolona, czując się jak królowa.
Wróciliśmy na stołówkę, gdzie czekał na nas Pol, Sara – córka afrodyty, Megan – córka Demeter, które zgłosiły się do szydełkowania. No i oczywiście wycofany Aslan, który siedział trochę na uboczu i przyglądał się reszcie, która nad czymś dyskutowała.
– Ciężko ci, nie? – zaczepił mnie z rozbawieniem Pol, widząc jak chłopacy za mną byli załadowani, a ja szłam bez niczego.
– Bardzo – przytaknęłam z uśmiechem.
Natychmiast jak weszłam na stołówkę, poczułam sokole spojrzenie Chejrona na sobie. Zdecydowanie wyczuwał, że coś jest ze mną nie tak.
Usiadłam przy naszym stoliku i wszyscy zaczęliśmy sobie wybierać kolory jakie chcieliśmy do naszych szalików.
Zdążyłam sobie tylko wybrać rozmiar drutów i dać kłębek Aslanowi, który siedział obok mnie na ziemi i trzymał mi wszystko bym się nie poplątała jak sierota.
Wtedy właśnie kiedy zbierałam się do pierwszego dziergania, ktoś gwałtownie wszedł do stołówki. To synowie Aresa, a na samym szczycie szedł Chris.
– Za dużo testosteronu – powiedziałam dramatycznie, zasłaniając się. – Pali mnie w oczy.
Chris usiadł przede mną i obok córki Demeter, w której się podkochiwał.
– Za dużo testosterony – przedrzeźniał mnie piskliwym głosikiem.
Wredny chuj, ale go zignorowałam. Megan też nie zrzuciła dłoni Chrisa z oparcia krzesła, więc nie trzeba było bawić się z nim w przepychanki.
Tak więc cały nasz stół był otoczony i dość głośny. Nigdy wcześniej nie dziergałam, dlatego to wcale nie było dla mnie takie łatwe. Nie miałam babci, moja mama w ogóle czymś takim się nie interesowała. Nie miał mnie kto uczyć takich rękodzieł.
W moim domu liczyła się tylko matematyka i prestiż.
Bardzo dużo pomagał mi Pol, który jak się okazało, był świetny w takie rzeczy.
– Gdzie ty się tego nauczyłeś? – zapytałam, kiedy pomógł mi naprawić dziurę jaka się wytworzyła w moim szaliczku.
– Jestem we wszystkim świetny – pochwalił się z zawadiackim uśmiechem.
Szturchnęła go rozbawiona, by mu ego zbyt nie urosło.
I wtedy usłyszałam trąbę i huk z zewnątrz. Coś się zbliżało. Ktoś się zbliżał. A ja instynktownie wiedziałam kto.
– Właściwie kto was tu przysłał? Hera? – zapytałam Elię, czując lekką panikę.
– Ares.
Cholera.
~*~
Uwaga! Wyjeżdżam na miesiąc i niestety wracam dopiero 14 grudnia. Wtedy też możecie dopiero oczekiwać następnego rozdziału. Trzymajcie się i do zobaczenia w grudniu! :D
CZYTASZ
Boski Idiota
AdventureDruga część "Boskiego Głupka" Dobra, słuchajcie, ja naprawdę nie chciałam zostać mitologicznym bohaterem. To było ostatnie co mogłabym sobie życzyć od Wróżki Zębuszki. Ale stało się. Bóg Apollo, który okazał się moim ojcem już na zawsze chyba się do...