Rozdział 9

241 32 1
                                    


— Zaraz cię zniszczę, zobaczysz...

— Jeszcze tylko chwila i...

Wrzask rozniósł się po mieszkaniu, kiedy to gwałtownie poderwałam się z kanapy. Konsola zaplątała się gdzieś w kocu, a rozpierająca radość nie znała końca. Była godzina dwudziesta druga czterdzieści i nie zapowiadało się na zakończenie emocjonalnej rozgrywki. Wynik meczu wynosił dwa do jednego i moje niepohamowane szczęście dało się odczuć chyba z odległości nawet kilku kilometrów. Lee zupełnie tak tego jednak nie odczuwał. Z rozchylonymi wargami wpatrywał się w ekran, nie dowierzając w to, co miało właśnie miejsce. Wygrałam. Ja, Saphira Foy, naprawdę ograłam własnego brata w Fifę. Klękajcie narody.

— To się właśnie nie stało — potrząsnął głową, jak gdyby nie był w stanie przyjąć tego faktu do wiadomości.

— Chyba właśnie się stało, braciszku — zadowolenie wrzało w mych żyłach, gdy z rozczuleniem klepnęłam go w ramię. — Uczeń przerósł mistrza.

Brunet wymamrotał coś pod nosem, lecz szybko otrzeźwiał, kiedy jego spojrzenie odnalazło się na ekranie telefonu. Nie musiał nawet mówić, kto próbował się do niego dobić. Wyczułam to w sposobie, w jaki spięte stało się nagle jego ciało. Pospiesznie zajęłam miejsce, natychmiast poprawiając granatową, poplamioną bluzkę oraz rozwalone na wszystkie strony włosy. Telewizor zgasł, przez co jedynym dźwiękiem był ten, informujący o nadchodzącym połączeniu. Znajdujące się pod stolikiem zeszyty szybko odnalazły swoje zastosowanie na naszych kolanach, w razie, gdyby konieczne okazało się ukazanie czegoś więcej niż tylko twarzy.

Jeszcze moment, jedna chwila..

— Cześć, mamo!

— Moje słoneczka, jak miło was widzieć... — uradowana twarz kobiety pojawiła się na ekranie, gdy z niezwykle sztucznymi uśmiechami gapiliśmy się w urządzenie. — Szkoda tylko, że jak zwykle niczego się nie nauczyliście. Brudne naczynia na stole, tam za waszymi plecami.

Momentalnie przekręciliśmy się do tyłu, lecz kuchenny blat lśnił czystością. Przynajmniej on.

— Ha, mam was! Gdybyście nie mieli nic na sumieniu, to byście się nie odwrócili.

Co za cwana kobieta.

— Dobrze, już dobrze, mamo — Lee przejął dowodzenie. — Co u ciebie, jak w pracy?

— Ach, po staremu! — westchnęła teatralnie, machając swoją wypielęgnowaną dłonią. — Dużo roboty, ale jakoś daję radę. Strasznie tęsknię za moimi dzieciaczkami, jednak wpadłam ostatnio do Valerii na kawę i babeczki, więc było miło. Mam nową sąsiadkę, pogoda do kitu, w piątek wychodzę z koleżanką do kina po długiej przerwie. Akurat znajdę chwilę. A co u was? Saphiro, jak praca? A ty, Lee? Jak szkoła i drużyna?

Posłałam bratu porozumiewawcze spojrzenie, lecz postanowił nie oszczędzić mojej osoby.

— Saphira bardzo chętnie opowie ci o swojej pracy, mamo.

Zdołałam niemal niezauważalnie szturchnąć go w ramię, zanim konieczne okazało się rozpoczęcie historii. Zwięźle przedstawiłam zalety pracy, nie wspominając o wadach, a należały do nich chociażby niezbyt pokaźne sumy w trakcie wypłaty. Mimo to posiadałam wiele przyjemnych anegdotek, związanych ze spędzaniem czasu z tymi staruszkami. Brunet dołączył chwilę później, szczegółowo przedstawiając plan na najbliższe miesiące, a kiedy pojawiło się wspomnienie meczu, w oczach kobiety zabłyszczała duma.

— Kochanie, mam nadzieję, że udasz się na mecz brata — łypnęła na mnie niezwykle podejrzliwym spojrzeniem. — To dla niego ważne wydarzenie.

Skrawek Twej Duszy [krótka historia] - ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz