Rozdział 8

222 24 2
                                    


Tym razem nie suchość gardła stała się powodem pobudki, a delikatne promienie słońca, wpadające przez zasłonięte rolety. Nie należało to raczej do typowych widoków na początku listopada, lecz szybko przekonałam się, jak złudne wrażenie dawał. Temperatura świadczyła bowiem o chłodzie, czego sama doznałam na własnej skórze, gdy przeszył mnie dreszcz. Ciało wciąż okryte miałam dresami oraz bluzą, a płaszcz spoczywał na oddalonym nieco krześle. Ciężkie westchnienie wymsknęło mi się z warg, gdy wspomnienia z nocy zaczęły układać się w jednolitą całość. Kiedy to podzieliłam się z Davianem fragmentem siebie, pokazując tym samym, jak błędne potrafiło być pierwsze wrażenie. Droga powrotna minęła nam w całkowitym milczeniu oraz zamyśleniu, jednakże, gdy tak zasznurował usta, nie był w stanie rzec już cokolwiek więcej. Odprowadził mnie jedynie wzrokiem po powtórnym przekroczeniu progu mieszkania. Byliśmy zbyt wycieńczeni fizycznie, aby jakkolwiek komentować jeszcze zaistniałą sytuację. Nawet nie pamiętałam chwili, w której oddałam się w objęcia Morfeusza. Mój organizm wręcz o to błagał. Teraz odczuwałam skutki nie tylko zimnej nocy, ale i alkoholu, który chcąc czy nie chcąc, pojawił się w mych żyłach w dość sporej ilości. Skronie dawały się we znaki, boleśnie pulsując podczas stawiania pierwszych kroków stronę kuchni. Dziwne deja vu towarzyszyło w trakcie drogi, lecz tym razem sytuacja okazała się prezentować zupełnie inaczej. Już nie napotkałam tam Daviana Silasa, a trójkę innych znanych mi osób.

Tracy wyglądała tak, jakby właśnie przejechał ją walec. Dosłownie. Łapczywie pochłaniała zawartość kubka, zapewne elektrolity bądź herbatę, natomiast Matthew przyglądał jej się z wyraźnym rozbawieniem. Była też Callie, z nonszalancją mknąca spojrzeniem po ekranie telefonu. Sprawiała wrażenie nieco bardziej wypoczętej niż reszta.

— Och, dzień dobry — powitana zostałam ciepłym uśmiechem ze strony blondyna, co zwróciło również uwagę pozostałych. — Jak się spało?

— Nieźle, chociaż nie powiem, ból głowy doskwiera — mruknęłam, chwytając za wolny kubek. Tracy jęknęła z udręką.

— Nic nie mów. Czy ja wpadłam pod jakąś ciężarówkę? Czy to już śmierć? Ostatnie, co pamiętam, to tańczący na stole Lee i rzygająca do kwiatków dziewczyna w stroju Fiony ze Shreka...

Dopiero po dobrych kilkudziesięciu sekundach dotarły do mnie jej druzgoczące słowa.

— Jakaś dziewczyna narzygała nam do kwiatków?! – wykrzyknęłam, na co momentalnie przytaknęła. — Bosko. Niech zgadnę, nikt tego nie posprzątał, prawda?

Nie musieli nawet udzielać odpowiedzi, widziałam to w ich zdegustowanych minach.

— Mieliśmy posprzątać, ale ktoś musiał wpuścić do mieszkania Callie, no i tak jakoś wyszło, że zapomnieliśmy. Naprawimy to, obiecujemy  — Matthew próbował uratować sytuację. Nie mogłam nic poradzić na automatycznie zerknięcie na wspomnianą dziewczynę, która zniknęła w nocy.

Callie wyszła z jakimś facetem – rozmowa z Davianem nawiedziła mój umysł.

Blondynka ta stanowiła dla mnie prawdziwą zagwostkę. Z jednej strony tyle nasłuchałam się o ich kłótniach, a z drugiej, aktualnie wydawała się całkowicie niewzruszona. Jeśli ukrywała towarzyszącą jej wściekłość, to musiałam przyznać, robiła to naprawdę wiarygodnie.

— Nie przesadzajcie — machnęła niedbale dłonią. — Wróciłam krótko po piątej, to wcześnie.

Krótko po piątej, czyli mniej więcej w okolicach naszego powrotu z opuszczonej sali tanecznej.

— Gdzie ty się w ogóle szlajałaś? — Tracy postanowiła zadać pytanie, które dręczyło również i mój umysł. Zielonooka wzruszyła beznamiętnie swoimi drobnymi ramionami.

Skrawek Twej Duszy [krótka historia] - ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz