Rozdział 15

396 34 10
                                    


Blake postanowił mnie zaskoczyć. Zupełnie nie spodziewałam się, że po opuszczeniu mojego miejsca pracy, czekać będzie przy swoim Jeepie. Nie mieliśmy okazji do spotkania odkąd wrócił z rodzinnego miasta, dlatego z całą pewnością pojawiły się tematy do przerobienia.

— Hej, co za niespodzianka — uśmiechnęłam się szeroko, a i on odwzajemnił ten gest. — Co ty tutaj robisz?

— Przejeżdżałem akurat i przypomniało mi się, że kończysz pracę o tej godzinie. Nie byłem pewien czy dzisiaj jesteś, ale uznałem, że poczekam chwilę i sam się przekonam. Dawno się nie widzieliśmy — wyjaśnił, zostawiając następnie krótkiego całusa na mym policzku. — Chodź, podrzucę cię do domu. No chyba, że masz już plany.

Zaprzeczyłam ruchem głowy.

— To wsiadaj.

Niewiele myśląc, zajęłam następnie miejsce na fotelu pasażera, gdzie od razu uderzył we mnie podmuch ciepłego powietrza, minimalne rozgrzewając zziębnięte ciało. Blake, okryty czarną, grubą kurtką, z uśmiechem na twarzy odpalił silnik, robiąc dziś tym samym za mojego szofera. Odczuwałam wdzięczność. Jazda zatłoczonym autobusem o tej porze roku niekoniecznie należała do najprzyjemniejszych czynności.

— Jak Święto Dziękczynienia? Podobno twoja przyjaciółka przyleciała.

— Och, tak. Naprawdę świetnie spędziliśmy czas, no i mogłam zobaczyć Valerię po przerwie. Uznaję to za udane święto — odparłam. — A jak twoje?

— Dobrze, zjawiła się cała rodzina, więc możesz wyobrazić sobie, ile roboty i harmidru było. Nie ciężko zwariować w takim gronie, zwłaszcza z moimi siostrami. Przysięgam, naprawdę nie zliczę, jak często miałem ochotę pozbyć się tych dwóch małych diabełków, aby otrzymać w zamian chociaż minutę spokoju.

Parsknęłam śmiechem, zaciekawiona kolejnych historii, którymi z chęcią się też podzielił. Przy niektórych wręcz śmiałam się do rozpuku, lecz przedstawiał je w sposób tak komiczny, że nie dało się zareagować inaczej. On po prostu miał to specyficzne poczucie humoru, docierające do ludzi bardzo naturalnie.

A mimo to, im dłużej jechaliśmy, tym coraz bardziej zaczynało męczyć mnie wrażenie, że Blake pragnąłby zmienić temat na nieco poważniejszy. Wyraźnie odczuwane napięcie unosiło się bowiem w powietrzu. Tym razem nie potrafiłam jednakże przewidzieć, co takiego zawalało jego umysł. Z całą pewnością myśli te dotyczyły naszej relacji, stojącej pod dużym znakiem zapytania z powodu odbytej w ostatnim czasie randki, lecz co konkretnie miało miejsce w jego głowie? Na to pytanie nie znałam już odpowiedzi.

Byliśmy kawałek przed właściwym budynkiem, kiedy przełamałam się w celu oczyszczenia nieco atmosfery.

— Czy jest coś, co chciałbyś ze mną obgadać? Wybacz, jeśli jestem zbyt bezpośrednia, ale czuję, że coś jest nie tak...

Szatyn westchnął ciężko, a chwilę później jego czekoladowe tęczówki utkwiły w mojej twarzy.

— Nie daje mi spokoju nasza randka... — przyznał i nawet się nie zdziwiłam. Szczerze mówiąc, naprawdę nie trudno było się domyślić. Zdziwiłabym się, gdyby chodziło o coś innego. — Nie mieliśmy okazji zbytnio potem porozmawiać, ale... Dobrze się bawiłem, Saphiro. Jesteś świetną dziewczyną, lubię cię, chciałbym dalej utrzymywać z tobą kontakt, jednakże...

— Tylko po przyjacielsku — dokończyłam, na co zerknął na mnie kątem oka. Wydawał się całkowicie zmieszany trafnym spostrzeżeniem.

— Chyba tak. Nie jesteś zła?

Chciało mi się śmiać, bo prawdę mówiąc, wyświadczał mi tym ogromną przysługę. Chyba oboje wiedzieliśmy już po pierwszej randce, że nic głębszego z tego nie będzie.

Skrawek Twej Duszy [krótka historia] - ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz