Uniwersytet Kolorado w Denver stał się nowym obiektem mych westchnień już w chwili, w której pojawił się na radarze. Nie miałam pojęcia, co takiego tkwiło w murach tego budynku, lecz im więcej części widziałam, tym bardziej popadałam w zachwyt. Studia nie były dla mnie i doskonale zdawałam sobie z tego sprawę, jednak obrazy te dostarczyły wyobraźni nowych wrażeń, o których pojęcia do tej pory nie miałam. Jakież było moje zdziwienie, kiedy Tracy podkradła mój numer, a następnie zaprosiła na krótki obchód po malowniczych ścieżkach na terenie kampusu. Choć nie pobierałam tam nauk, nie odstawałam od innych studentów, przemierzających drogi, targając przy tym zeszyty oraz książki. Specyficzne dreszcze muskały skórę na myśl, iż mogłaby być to również moja przyszłość.— Wreszcie jesteś! — damski głos otulił moje uszy, gdy zgodnie z instrukcją wkroczyłam na dziedziniec. Machająca postać przykuwała uwagę wręcz z odległości kilku mil, jednak doceniałam entuzjazm. Lubiłam zarażających pozytywną energią ludzi.
Niewiele myśląc, ruszyłam ku brązowemu stolikowi, gdzie najwyraźniej odbywała się rozmowa.
— Cześć wam.
Matthew uśmiechnął się ciepło, wskazując na drewnianą ławkę.
— Witaj w naszych skromnych progach, Saphiro – zażartował, zarzucając rękę na ramię swojej dziewczyny. — I jak ci się podoba kampus?
— Jest cudowny — przyznałam szczerze. — Może w przyszłości też tutaj wyląduję, kto wie. Chwilowo los ma dla mnie inne plany. Co u was, jak mija dzień?
Tracy machnęła niedbale dłonią i już po grymasie, jak utworzył się na jej wargach, wiedziałam, iż zadziało się coś, co niekoniecznie stanowiło przyjemny temat.
— U nas jest świetnie, ale Callie i Davian jak zwykle w formie — bąknęła niechętnie, przykuwając tym samym moją uwagę. Nic nie mogłam poradzić na fakt, że tak bardzo ciekawiła mnie ich historia. Było coś w sposobie, w jaki opowiadał o nich Lee. Jeszcze nigdy nie dostrzegłam w jego niebieskich tęczówkach takiego podziwu, uznania i niezmiernie mnie to intrygowało. — Przysięgam, mam już dość dramatów. Rozumiem, że ich rozstanie było bolesne, ja sama nie wyobrażam sobie utraty Matthew, ale oni to już przechodzą samych siebie! Dosłownie skaczą sobie do gardeł, nie cierpię tego. Chcę utrzymywać kontakt z obojgiem, jednak oni nie są nawet w stanie przebywać w jednym pomieszczeniu, a co dopiero kulturalnie ze sobą rozmawiać.
Ciężkie westchnienie opuściło wargi blondyna, gdy podjął się wtrącenia swoich czterech groszy.
— Słońce, to świeża sprawa. Daj im czas, może niedługo wyjaśnią sobie parę rzeczy i wszystko ulegnie zmianie. Oboje teraz cierpią.
— Szczerze mówiąc, gorzej byłoby, gdyby nie kłócili się wcale — odchrząknęłam, sprawiając, iż oboje zerknęli na mnie z wyraźnym zaciekawieniem. — No wiecie, mówią, że jeśli dwójka ludzi się kłóci, to znak, że im zależy. Decydują się na walkę. Może niekoniecznie w cywilizowany sposób, raniąc się po drodze wzajemnie na milion różnych sposobów, ale przecież działają jakkolwiek w tym kierunku, prawda? Prawdziwe ostrzeżenie stanowi milczenie. Wtedy bowiem zdajesz sobie sprawę, że nie masz już siły walczyć. Po prostu się... wypalasz.
Przez krótką chwilę pomiędzy naszą trójką panowała cisza, przerywana jedynie odgłosami dobiegającymi z otoczenia. Trybiki w ich głowach obracały się, gdy intensywnie analizowali wypowiedziane przez mnie słowa.
— Coś w tym jest.
— Oczywiście, że tak. Jestem singielką, jednak daję najlepsze na świecie rady – wzruszyłam bezradnie ramionami, wyrywając im tym samym parsknięcie szczerym śmiechem. — Dobrze, a teraz dość o Callie i Davianie, nie powinno wspominać się o nieobecnych. Opowiedzcie mi lepiej o sobie, czym się interesujecie, co robicie w wolnej chwili i jakim cudem w ogóle mój brat przyciągnął do siebie tak fajne osoby?

CZYTASZ
Skrawek Twej Duszy [krótka historia] - ZAKOŃCZONE
De TodoIch historia już od samego początku zapowiadała się w sposób tak banalny, jak tylko było to możliwe. Ona, tancerka, zmagająca się z bolesną kontuzją, która nagle, całkowicie spontanicznie wprowadza się do oddalonego o wiele mil brata, aby spróbować...