17

881 87 16
                                    

Dokładnie 4 godziny 27 minut i 3 sekundy temu serce mojego przyjaciela zabiło po raz ostatni.
Siedziałem na podłodze w sali, w której jeszcze niedawno leżał Ashton. Nie potrafiłem opanować łez, przez co zanosiłem się płaczem i miałem trudności z oddychaniem. Cały się trząsłem, nie panując nad drgawkami.
To był koniec. Już nie było go tutaj. W innej sali znajdowało się jego bezwładne ciało, którym zajmowali się lekarze. 
Straciłem go. Straciłem najlepszego przyjaciela. Osobę, którą kochałem ponad życie. Ile dałbym, żeby to się nie stało. Zrobiłbym wszystko. 
Chwila jego śmierci już na zawsze pozostanie w mojej pamięci i będzie śniła mi się po nocach. 
Nagle smutek zastąpiła złość. Momentalnie wstałem z podłogi i ruszyłem w stronę wyjścia. Pani z recepcji dziwnie na mnie spojrzała, ale ją olałem. Pewnie nigdy nie czuła tak rozrywającego bólu, który nie pozwalał jej normalnie funkcjonować.
Gdybym tylko wcześniej zdał sobie sprawę z tego, że on czuje to samo co ja... Jego ostatnie dni na pewno nie wyglądałyby w ten sposób. Jestem przekonany, że wtedy bym go pocałował. Od niedawna jego usta były jedną z przyczyn, przez które nie mogłem spać po nocach, marząc. Przytuliłbym go. Teraz już nie mogłem tego zrobić. Nie miałem jak. Już go nie było. I najważniejsze- powiedziałbym mu jak bardzo go kocham.
Wybiegłem ze szpitala i udałem się w drogę prowadzącą do jego domu. Przez łzy, które ponownie wypełniły moje oczy miałem problem z widzeniem. Wpadałem na ludzi, ale szczerze to miałem to gdzieś. Moje ciało było puste. Czułem się jakby ktoś wyrwał ze mnie całe wnętrze i zabrał duszę. 
Po kilkunastu minutach byłem już pod domem przyjaciela. Nie zwracając uwagi na dzwonek po prostu tam wszedłem. Na kanapie siedziała Anne ze Sky na kolanach, obie nadal czerwone od płaczu. Gdy tylko mnie zobaczyły mama Asha wstała ze swojego miejsca, sadzając malutką obok i chciała do mnie podejść, ale zdążyłem się odsunąć i po prostu poszedłem na górę. Z hukiem otworzyłem drzwi i chyba jeszcze głośniej je za sobą zatrzasnąłem. 
Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Wszystko wyglądało normalnie. Jakby nigdy nic się nie stało. Góra ubrań leżała koło szafy, wiedziałem, że były to ubrania noszone tylko raz i nie na tyle brudne, aby iść do prania, ale nie na tyle czyste, aby zostać ułożone w szafie. Rzeczy mojego przyjaciela zdawały się czekać na jego powrót, ale on już nie wróci.
Gdy tylko poczułem łzy na policzkach zacząłem kręcić się po pokoju. Najpierw podszedłem do ściany, na której były plakaty rokowych zespołów, gwałtownie złapałem za jeden z nich i go zerwałem. W końcu po co je zostawiać? Zrobiłem tak jeszcze z kilkoma innymi. Złość i bezsilność zawładnęły moim ciałem. Chciałem wszystko tu rozwalić. Otworzyłem szafę i kolejno wyrzucałem z niej ubrania. Chciałem jak najszybciej pozbyć się tego okropnego uczucia. Nie potrafiłem sobie z nim poradzić. Łapałem do rąk przypadkowe rzeczy i rzucałem nimi. Nie ważne czy były one plastikowe, papierowe czy szklane. Hałas wcale mi nie przeszkadzał, przynajmniej w jakimś małym stopniu zagłuszał moje histeryczne wrzaski i wstrząsający mną płacz. Z transu wyrwał mnie dopiero silny uścisk. Anne mocno mnie obejmowała, chcąc uspokoić. Kołysała się lekko, co miała w zwyczaju i szeptała uspokajająco.
-Już dobrze, Luke- głaskała moje plecy, kreśląc dłonią kółka
Nie hamowałem łez, po co miałem to robić? Chciałem, żeby wszyscy wiedzieli jak bardzo cierpiałem, jak ciężko mi było to wszystko zrozumieć i zaakceptować.
-Uspokój się- dodała i odsunęła mnie na długość swoich ramion- wszystkim jest nam ciężko, ale niszczenie jego rzeczy nic tutaj nie pomoże- powiedziała, ale już po chwili jej oczy także zaszły łzami- z racji tego, że byliście bardzo blisko, możesz zabrać stąd co tylko chcesz- poinformowała- idę do Sky, proszę nie niszcz już nic więcej- mówiąc ostatnie zdanie zaczęła kierować się w stronę drzwi i już po chwili zostały one za nią zamknięte.

Podszedłem do kupy ubrań i wygrzebałem szary t-shirt z kucykiem pony. Ashton go uwielbiał, a z racji tego, że był noszony pachniał nim. Od razu pozbyłem się swojej bluzki i ubrałem tą należącą do chłopaka. Była przyjemnie miekka, lekko pognieciona i troszkę zbyt krótka. Wciągnąłem na to czarny sweter blondyna i udałem się do łóżka.
Łzy nie przestawały lecieć. Zastanawiałem się czy kiedykolwiek skończą. Nie byłem pewny jak długo człowiek może płakać, ale byłem pewny, że pobijam jakieś rekordy.

All I need is you... » LashtonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz