Ashton żyje.
Ashton żyje.
Ashton żyje.
To krótkie zdanie sprawiało, że moje serce biło kilkakrotnie razy szybciej. Wzbudziło moją nadzieję, która jeszcze kilkanaście minut temu umierała razem z blondynem.
Dziękowałem Bogu z całego serca, że postaniwił go ocalić. Może to jeszcze nie był dla niego czas, aby zakończyć to, tak bardzo kruche, życie na ziemi. Dał mu szansę, którą bez dwuch zdań wykorzystamy jak najlepiej.
Widząc do musiał przechodzić Ash, przeklinałem cały świat, wszystko i wszystkich. Z jakiej racji on miał umrzeć!? Na świecie jest mnóstwo morderców, gwałcicieli, pedofili czy złodziei, a taki okropny los musiał trafić się akurat niczemu nie winnemu nastolatkowi, który jeszcze nawet nie zdążył zasmakować prawdziwego życia w pełni. Dopiero miał zacząć dobrze się bawić, spełniać i być po prostu szczęśliwym. Na szczęście okazało się, że to nie koniec, a może dopiero początek?
Patrzyłem na plecy pielęgniarki, która przekazała mi tą niesamowitą informację. Miałem ochotę ją dogonić i rzucić się jej na szyję, ale zamiast tego otarłem łzy wywołane szczęściem i podszedłem do drzwi sali, w której leżał. Wiedziałem, że nie mam prawa tam wchodzić, dlatego przyłożyłem ucho do drewnianej powłoki i próbowałem coś wysłyszeć. Miałem złudną nadzieję, że usłyszę jego głos, ale po chwili zdałem sobie sprawę z tego jak niedorzeczne to było. Zamiast tego usłyszałem pikanie maszyn utrzymujących jego stabilny stan. Odetchnąłem płaczliwie i ponownie wybrałem numer mamy mojego przyjaciela.Siedziałem na korytarzu trzymając na kolanach zdezorientowaną Sky, tymczasem w sali Ashtona byli jego rodzice.
Mała cała się trzęsła, a policzki były mokre od łez, za co oczy błądziły, oglądając korytarz utrzymany w jasnych kolorach, jakby to w nim miała odnaleźć odpowiedzi na pytania, które jeszcze nie zostały wypowiedziane, a miałyby pomóc jej zrozumieć zaistniałą sytuację.
-Czy Ash już zaraz będzie stawał się Aniołkiem?- spytała w końcu i spojrzała na moje załzawione oczy, swoimi, szeroko otwartymi z przerażenia. Bała się. Bała się stracić swojego starszego brata. Jej jedynego brata.
-Nie- odpowiedziałem, pewny tego co mówię
-W takim razie czemu wszyscy płaczą?- zadała pytanie, a jej głosik niebezpiecznie zadrżał.
Już miałem wydusić z siebie zdanie, gdy poczułem, że w gardle rośnie niewidzialna i urojona przeze mnie barierą, mój głos załamał się, a ja zamiast mówić po prostu sie rozpłakałem. Nie mogłem dalej udawać, że sytuacja sprzed kilku godzin nie miała miejsca. Zacisnąłem oczy chcąc jak najszybciej się uspokoić, zagryzłem wargi i westchnąłem szlochając. Po chwili poczułem na swojej szyi chude, drobne rączki. Blondynka obejmowała mnie i mocno do siebie przytulała.
-Luke... nie płacz, pamiętasz co mi mówiłeś?- zapytała, ale nawet nie czekała na moją odpowiedź- Ash zawsze będzie z nami, on się nami zaopiekuje, a jeśli on sam nie da rady się tobą zająć- mówiła patrząc mi prosto w oczy- to... ja mu pomogę. Jestem już duża- zapewniła mnie, kiwając twierdząco głową i wycierając malutkimi rączkami moje zaróżowione od płaczu policzki. Mocniej ją do siebie przyciągnąłem. Była taka mądra i dojrzała jak na swój wiek.Poczułem jak ktoś szturcha moje ramię. Podniosłem zaspane powieki i przetarłem je dłońmi. Nawet nie wiedziałem kiedy zasnąłem. Spojrzałem na osobę, która siedziała obok. Była to jedna z pielęgniarek. Miała długie brązowe włosy i piegowatą twarz. Patrzyła wzrokiem pełnym współczucia, a na ustach gościł nieśmiały uśmiech, który jak sądzę miał dodać mi otuchy.
-Jest już bardzo późno- szepnęła, przez co zdałem sobie sprawę z tego, że pacjęci najwidoczniej już śpią- masz telefon?- spytała- zadzwonię po kogoś, żeby po ciebie przyjechał- dodała
-Ja chcę tutaj zostać- powiedziałem także cicho, ale stanowczo.
-Jesteś Luke?- zdziwiło mnie to pytanie. Myślałem, że dostanie mi się ochrzan i ostatecznie wywali mnie ze szpitala, ale ona tego nie zrobiła.
Pokiwałem tylko twierdząco głową.
-Ashton na chwilę przebudził się niecałe dwie godziny temu i pytał o ciebie. Kazał przekazać, żebyś się nie martwił- łzy napłynęły mi do oczu. Być może przegapiłem okazję na rozmowę z blondynem. Jak mogłem być tak cholernie głupi i zasnąć!?
CZYTASZ
All I need is you... » Lashton
أدب الهواة"'Cause I've been from place to place Trying to bring you back I've walked for days and days Cause I can't face the fact That nothing is better than you"