XI

287 37 2
                                    

Jako że moje "wakacje" się kończą to pewnie następny rozdział będzie w weekend, ale to się jeszcze zobaczy. Jak na razie życzę wam miłej zabawy ;)

Pół roku minęło jak z bicza strzelił. Cały mój wolny czas przesiedziałam nad umawianiem chłopaków na mecze sparingowe, a kiedy przegraliśmy w pół finałach, poprawianiem im samopoczucia. Dzięki przegranej wzięli się do roboty i idzie nam coraz lepiej. Wkrótce nadeszło wymarzone lato, a z nim wakacje.

- To gdzie jedziemy? – zapytał Kacper, kiedy po ostatnim dzwonku wychodziliśmy ze szkoły.
- Że jak to „Gdzie jedziemy”?
- No na wakacje – uśmiechnął się
- A no tak… to już dzisiaj…
- To jak? Morze, góry? Wybieraj.
- A… ale skąd weźmiesz na to wszystko pieniądze?
- Tym się nie martw. Morze czy góry.
- N… nie wiem… sam wybierz.
- To może nad morze?
- Ok… tylko… że ja nie mam stroju…
- Kupimy coś na miejscu

- Gorąco… - powiedział rzucając się na kanapę po powrocie do domu.
Poszłam na górę, aby się przebrać. Kiedy wróciłam zobaczyłam że chłopak nadal leży na swoim miejscu.
- Nie było mnie z 10 minut, a ty nadal nie ruszyłeś się, żeby się przebrać…
- Mmm… - wymamrotał wciskając głowę w poduszkę
- Jak sobie chcesz ale mi nie narzekaj, że ci gorąco. Nie wyobrażam sobie siedzieć w długich spodniach w taki upał… - po tych słowach ruszyłam do kuchni
- Tortury… zrób mi lemoniadę…
- Już zrobiłam – weszłam do pokoju z dzbankiem pełnym zimnego napoju.
- Życie ratujesz – zaśmiał się
 Usiadł, a ja podałam mu szklankę.
- Poczekaj chwilę. – powiedział z powagą, po czym ściągnął koszulkę.
- C…co… ty r…robisz?! – odwróciłam się, by ukryć rumieńce, które zalały moją twarz jak sok pomidorowy.
- Spokojnie… przecież nieraz widziałaś nas na treningu bez nich.
- N…niby tak ale to nie to samo!
- Jak chcesz… ale wypiję ci lemoniadę jeśli się nie odwrócisz i mi jej nie zabierzesz.
- Niech będzie! – szybko odwróciłam się i wyrwałam mu z ręki dzbanek. Zrobiłam to tak nieostrożnie i energicznie, że przypadkowo wylałam ją na siebie i na niego.

- P…przepraszam! – krzyknęłam
 
Krople napoju powoli spływały po jego skórze, błyszcząc się w promieniach słońca wpadających przez otwarte okno. Spojrzałam na blondyna. Był tak samo zażenowany tą sytuacją jak i ja. Jego oczy wpatrywały się w moją klatkę piersiową , zauważyłam, że z jego nosa zaczyna lecieć krew. Podążyłam za jego wzrokiem. Cienka i luźna koszulka była morka i ciasno przylegała do mojego ciała. Nie miałam się czym chwalić co do rozmiaru stanika, więc szybko zakryłam je rękami i wypuściłam dzbanek, który upadł na podłogę rozbijając się na malutkie kawałeczki.
- Zboczeniec!
- C… co?! N-nie… ja nie chciałem…! – krzyknął desperacko machając rękami – Poza tym ty też się gapiłaś!
- Że na co niby?!
- Ehh… nieważne. – zorientował się i wytarł krew
Bez słowa wyszłam z salonu i poszłam się przebrać. Znowu. Gdy wróciłam Kacper zbierał szkło z podłogi co chwilę się kalecząc.
- Daj, ja to zrobię. – przepchnęłam go i zmiotłam wszystko na szufelkę i wyrzuciłam do kosza. Nie był zadowolony że wyręczam go z tak prostej czynności.
Zauważyłam że krwawi w kilku miejscach na dłoni. Podeszłam bliżej, aby się przyjrzeć. – Pokaż mi to.
- Nic mi nie jest, to przecież tylko draśnięcia.
- Spójrz. Tutaj masz wbity kawałek. O, a tutaj drugi. Pozwól, że to też zrobię.
Wyjęłam z kosmetyczki w łazience moją pincetę i powoli wyjmowałam szkło. Trochę się krzywił ale udałam że nie widzę. Później zdezynfekowałam rany, zawinęłam w plasterki.
- I gotowe – uśmiechnęłam się w miarę możliwości najpromienniej.
- Dzięki… tylko… Dlaczego te plasterki są w serduszka?!
- Nie moja wina. Takie miałeś w apteczce. – odparłam spokojnie, wstając

Chłopak westchnął głęboko. Odniosłam apteczkę i siadłam obok niego na kanapie.
- Too co zjemy na obiad? Jestem głodna
- Nie ma nic w lodówce… trzeba będzie zrobić  jutro zakupy… może pójdziemy gdzieś coś zjeść?
- No spoko… mi nie przeszkadza. A gdzie?
- Znam fajną knajpę z sushi niedaleko.
- Yey! Kocham sushi!
- Ja też – uśmiechnął się

Drugi OnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz