Następnego ranka, chcąc obejrzeć rany podniosłam się i zobaczyłam, że stopy mam owinięte bandażem. Odwinęłam go powoli spodziewając się niemiłosiernego bólu przy mocniejszym szarpnięciu. Spojrzałam na nie, a następnie przetarłam oczy i rzuciłam okiem ponownie. Powtórzyłam tę czynność kilka razy, aż w końcu uwierzyłam oczom, że po skaleczeniach nie ma nawet blizny. Byłam pewna, że jeszcze wieczorem tam były... Mimo wszystko nie mogły przecież zniknąć w ciągu paru godzin...
Postanowiłam zejść na dół, ponieważ usłyszałam, że Kacper już krząta się po kuchni.
Jedząc śniadanie zauważyłam, że stan jego oka się poprawia. Gdy spytałam czy nie wie czegoś o stanie moich nóg, odpowiedział mi tylko, że to magia i że on nie będzie się w to mieszał. Nie zadowoliła mnie ta odpowiedź ale co poradzić?
- Będziesz mógł grać z tym okiem? — zmieniłam temat
- Jak na razie jestem zwolniony z treningów póki się nie polepszy. Too... jutro jedziemy?
- G...gdzie? — spytałam biorąc łyk ciepłej herbaty
- Jak to gdzie? Nad morze. Na calutkie 2 tygodnie...
- No tak... a skąd masz na to pieniądze?
- Tym się nie martw.
Spojrzałam na niego podejrzliwie. To raczej nie możliwe, aby stać było 18 latka na taki wyjazd.
- Spokojnie. Przecież nie okradam banków. — zaśmiał się
- Niby tak ale... no nie wiem.
- O nic się nie bój.
- Skoro tak mówisz...
Posprzątaliśmy po sobie i zaczęliśmy się pakować, zajęło na to dość sporo czasu ale momentami było zabawnie.
Nim się obejrzałam byliśmy już na miejscu. Duży hotel z widokiem na morze. Apartament był duży i ładnie urządzony. Miał on 3 pokoje łącznie z łazienką. Mimo niedużej ilości rzeczy było tam bardzo przytulnie. Po prawej stronie stała zielona kanapa, na środku leżał ogromny włochaty, brązowy dywan w kolorze ścian, a po lewej wisiała duża plazma po obu stronach mająca głośniki i jasnozielone roślinki, a przez duże okno z widokiem na morze wpadało mnóstwo naturalnego światła. Do sypialni prowadził szeroki korytarzyk z powywieszanymi na ścianach obrazami. Samo pomieszczenie było czarno-białe i posiadało ogromne łóżko. Przy drzwiach stała szafa z czarnego drewna jak i większość mebli w tym pokoju.
- I oto jesteśmy.
- Waaa... jaki piękny! — krzyknęłam i opadłam na sofę z impetem
- Idziemy na plażę?
- Przecież jest 7.00 rano...
- Może... to... może pójdziemy kupić ci strój?
- Mówię że jest 7.00 rano wszystkie sklepy są zamknięte... słuchasz mnie w ogóle?
Zobaczyłam, stał się na moment nieobecny ale zaraz odzyskał przytomność. Po chwili złapał się za głowę i zaczął jęczeć z bólu. Szybko wstałam i podbiegłam do niego.
- Kacper! Co się dzieje?!
- On... próbuje... nie podchodź... wyjdź bo on znowu... zrobi ci krzywdę...
- C...co?
- P...posłuchaj... nie chcę ci aaahh! Zrobić krzywdy!
- Nie zostawię cię! — pomogłam mu wstać i posadziłam na kanapie.