Chapter II

1.8K 122 17
                                    

Potter smakował krwią. Nie wiedział czy jego czy swoją, ale straciło to na znaczeniu, gdy Gryfon oddał pocałunek, pogłębiając go. Otworzył nieśmiało usta, wpuszczając do środka przygryziony podczas walki język i pozwolił się spenetrować z uległością, o którą Draco go nie podejrzewał. Momentalnie puścił też jego dłonie i zatopił palce w zmierzwionych włosach, przygniatając go mocniej do zimnej podłogi celi. Ssał powoli jego dolną wargę, koncentrując się na zapachu potu, którym pachniała skóra Gryfona. Na rękach Pottera wślizgujących się pod jego szatę Śmierciożercy, ściągając gruby płaszcz, który oddzielał ich od siebie. Pozwolił sobie na drobne westchnienie, gdy te niecierpliwe palce musnęły jego skórę, klejąc się od ich krwi i brudu podłogi. Dłonie wysyłały tysiące dreszczy wzdłuż kręgosłupa, po całym ciele i kumulowały się na jednym jego fragmencie, który powoli budził się do życia i wbijał w wystające biodro niższego chłopaka. Spodnie stawały się coraz węższe, coraz mniej wygodne, a pocałunek coraz bardziej namiętny, gdy teraz obaj walczyli z sobą w ustach, próbując spenetrować jeden drugiego. Nie chcąc tracić czasu, Draco rozerwał jego koszulę i chwytając mocno za nadgarstki docisnął je do ziemi, gdy pochylał się nad stwardniałym sutkiem.

Cichy jęk wydobył się z gardła Gryfona, gdy podrażnił ciemnoróżową brodawkę. Polizał ją lekko, by przygryźć ją ponownie i przyssać się na dłużej, by delektować się westchnieniami, które niepowstrzymywane uciekały z opuchniętych od pocałunków ust. Gryfon wił się pod nim, próbując znaleźć choć odrobinę tarcia. Twarde przyrodzenie ocierało się o zapiętą wciąż szatę, więc krótkim zaklęciem bezróżdżkowym pozwolił jej osunąć się na łokcie.

- Och! - wyrwało się z ust Pottera, gdy patrzył na jasną skórę, nienaznaczoną bliznami ani Mrocznym Znakiem, choć pewnie tego się spodziewał.

Zanim cokolwiek więcej zdążył powiedzieć, Ślizgon pochylił się nad nim i ponownie pocałował, nim zaczął przygryzać skórę na szyi, zostawiając ślady zębów. Wargami pieścił obojczyki i żebra, aż w końcu trafił na obrzeże wciąż zapiętych spodni, które bez pytania ściągnął wraz z bokserkami i wbił zadowolony wzrok w błagającego o uwagę penisa Pottera, który tymczasem podparł się na łokciach i patrzył na niego zasnutymi pożądaniem oczami. Draco popchnął go bezceremonialnie z powrotem na podłogę. Przywołał zagubioną podczas walki różdżkę i odpiął własne spodnie, nie dotykając erekcji zdezorientowanego Gryfona.

- Co... - próbował spytać tamten, ale przyszpilony do ziemi zaklęciem wiążącym, stracił na moment wątek.

Chwilę potem Potter poczuł na penisie długie, mocne palce, które oplotły go bez trudności i poruszały się leniwie góra i dół. Oszołomiony wrażeniem niemal przegapił pierwszy śliski palec, który przebił się przez pierścień mięśni i podrażnił jego mięśnie. Kumulujące się w podbrzuszu uczucie rozkoszy, własne jęki, westchnienia... wyrwane z kontekstu słowa... nie był pewny, co się dzieje... gdzie jest... kim jest i po co tu przyszedł. Ta cholerna ręka nie chciała przyspieszyć, a nawet zwalniała, gdy był zbyt blisko. Wił się i błagał, ale pozostało to bez odzewu, aż do drugiego palca, który wbił się w niego bez trudu.

Uczucie było odrobinę nieprzyjemne, ale rozszerzyło tylko gamę emocji, które targały nim w tej chwili. Pieprząca go dłoń... nie... dwie pieprzące go dłonie doprowadzały go do szaleństwa, gdy z torturującą powolnością wysyłały przyjemne wibracje w dwóch różnych kierunkach, więc jęknął ze skargą, gdy obie zniknęły, a zamian usłyszał drżący szept Malfoya, który sprowadził go kilka pięter niżej niż niebo, które przeżywał.

- Będzie boleć, Potter - mruknął mu do ucha, gdy pochylał się do przodu i podnosił jego biodra.

Draco położył je ostrożnie na własnych udach i wściekły na siebie za to, że się trzęsie, nawilżył własny członek, nim bez ostrzeżenia wbił się w Pottera. Ciało pod nim jęknęło i zaprotestowało, ale uchwyt na członku Gryfona zadławił skargę. Czuł jak chłopak odpręża się, rozluźnia i gdy wyczuł, że może wejść głębiej, pchnął z całej siły, wypełniając go i zapadając się w słodkiej ciasnocie. W gorącu, które otoczyło go, uwięziło w sobie. Sprawiło, że nie miał ochoty na wycofanie. Prawa ręka leniwie pieściła członek Pottera, pozwalając sobie zawijać się przy czubku i ścierać zbierające się krople. Gryfon dyszał i ponownie zaczął się wić, więc Draco poruszył się najpierw w tył, opuszczając z tęsknotą ciasne wnętrze. W końcu z pewną dozą niecierpliwości pchnął do przodu, czując drżące ciało. Kilka minut później, gdy jęki ich obu odbijały się od wilgotnych ścian lochów, poczuł zaciskające się na nim mięśnie Gryfona i krzyknął rozdzierająco. Upadł do przodu, wysuwając się z jego tyłka i lepiąc do pokrytego spermą brzucha. Wciąż miał ciemno przed oczami, gdy doszedł go cichy szept.

- Uwolnij moje ręce - prosił cicho zmęczony głos.

Machnął różdżką, którą wymacał na podłodze i Potter zsunął go z siebie.

- Masz - wyszeptał jeszcze Gryfon, całując go w czoło i wciskając do jego lepkiej dłoni niewielką karteczkę. - Nie tak to miało wyglądać, Draco - dodał, gdy uaktywniał ukryty świstoklik.

***

Ubranie się i doprowadzenie do porządku zajęło mu stanowczo zbyt dużo czasu. Zaczął w duchu dziękować za to, że wcześniej zdążyli się pobić, bo dzięki temu miał namacalny dowód na to, że próbował Pottera powstrzymać. Gryfon zniknął kilka minut wcześniej, a on wciąż trzymał w dłoni zwitek papieru. Ostatnie słowa Wybrańca wciąż wracały do niego niczym bumerang. Po raz pierwszy słyszał, żeby Potter wymawiał jego imię i ta dziwna emocja, która kłębiła się w jego tonie zastanawiała go najbardziej.

Zacisnął dłoń na różdżce i wsunął kartkę papieru do kieszeni zapiętych już spodni, które oczyścił parę minut temu. Wyszedł z lochów pospiesznie kierując się do salonu. Wiedział, że zaschnięta już krew pokrywa jego twarz, ale specjalnie zostawił wszystkie zadrapania. Otworzył gwałtownie drzwi, rejestrując, że Avery i Nott siedzą w fotelach. Reszta musiała być na zwiadach.

- Nie przeszukaliście Pottera - warknął. - Miał różdżkę i świstoklik - dodał. - Czarny Pan nie ucieszy się, gdy wróci - rzucił na odchodnym.

Nie zamierzał wdawać się z nimi w dyskusje. Żaden z nich nie był legilimentą, ale mogliby wpaść na jeden ze swoich głupich pomysłów i potraktować go veritaserum. Szybko zamknął się w swoim pokoju i zabezpieczył drzwi. Może Potter poradził sobie jakimś cudem z zabezpieczeniami posiadłości, ale sforsowanie zamka do jego własnych komnat było niemożliwe. Skomplikowana magia krwi i elfów, którą interesował się od dziecka, przeciwstawiała się nawet mocy Czarnego Pana.

Usiadł na łóżku i wyjął kawałek pergaminu, lekko zakrwawiony i pomięty. Chwilę obracał go w dłoniach zanim zdążył zdecydować. Wciąż był niespokojny i niepewny, po tym co się stało. W jednej minucie bił się z Potterem, a chwilę potem całował go. Do tego to on zaczął. Dziwne przyciąganie, które czuł już wtedy w pociągu do Hogwartu nigdy nie było tak mocne, ale najwyraźniej miesiące rozłąki skumulowały emocje.

Powiedz, Malfoy. Nie tęskniłeś za tym? - usłyszał dobrze znany głos. Lekka drwina, której nie było w szkolnych czasach, ale doskonale poznany tembr głosu. Wibrujący.

Rozwinął pergamin, wygładzając go posiniaczoną dłonią.

Malfoy,

jeśli czytasz ten list to znaczy, że jesteś tak samo kiepskim Śmierciożercą jak szukającym. Nie martw się... Jestem rozwiązaniem wszystkich Twoich problemów. Dokładnie w dzień swoich urodzin dotknij tego pergaminu i wyszepcz imię Twojego ojca. Świstoklik zabierze Cię w bezpieczne miejsce, a ja wraz z grupą przyjaciół wyjaśnimy o co chodzi dokładnie.

Nie wiem jak poszła nam rozmowa, ale mam szczerą nadzieję, że nie będę musiał długo tłumaczyć Hermionie moich siniaków.

z wyrazami bezwzględnego nieposzanowania Twojej osoby,

Harry Potter.

Pocałunek o smaku krwi || Drarry 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz