Chapter III

1.3K 87 12
                                    

Od wczorajszego dnia siedzieli pod drzewem w jednym z sadów otaczających małą mugolską wioskę. Ron zdążył już spałaszować całe ich zapasy, a Hermiona co dwie godziny aportowała się z powrotem do siedziby Zakonu i zabierała coraz to nowe książki, by nie mieć opóźnień w badaniach. Zadania jakie jej zlecono nie mogły czekać i niemal cieszyła się z zastoju, który zmuszał ją do grzebania w dawno zapomnianych dokumentach.

- Myślisz, że się pokaże? - spytała nie odrywając wzroku od pergaminu, na którym szybko notowała kolejne uwagi.

Cztery dni temu, gdy Harry zniknął na prawie pół dnia i wrócił w potarganej koszuli, oblepiony krwią - nie pytała. Zresztą odmówił też przytoczenia rozmowy z Malfoyem, choć była bardzo ciekawa, co takiego mogłoby przekonać zapatrzonego w siebie arystokratę do zmiany stron. Nigdy nie przepadała za Ślizgonem, ale była pewna, że jest konsekwentny i nie porzuci bez dobrego powodu rodziny, która służyła Voldemortowi.

Potter tymczasem zachowywał się coraz dziwniej. Siadywał jak najdalej od wszystkich i nie brał udziału w rozmowach. Pusty wzrok zapatrzony w dal, który trudno było skupić na sobie, pełen był niespotykanej dotąd melancholii. Czasem nerwowo zaciskał pięści tylko po to, by dotknąć delikatnie swoich ust, jakby z niedowierzaniem. Nie pytała, bo wiedziała, że nie odpowie i zamknie się jeszcze bardziej w sobie, ale gdy oznajmił, że jutro są urodziny Malfoya i powinni być wcześniej, bo On może pojawić się wcześniej, skwitowała to tylko potaknięciem. Tymczasem minęło prawie dwadzieścia godzin odkąd rozbili obóz i zapadła noc. Harry robił się coraz bardziej spięty i niespokojnie spoglądał w miejsce, w którym powinien pojawić się Ślizgon.

- Nie wiem - westchnął z rezygnacją, która chwyciła ją za serce. Nie była pewna jak określić ten stan, bo proste słowo 'smutek' nie w pełni go oddawało.

Rozczarowanie. - Tak, to było dobre słowo.

- Ile zostało nam czasu? - spytał bardziej z obowiązku, niż dla podtrzymania rozmowy.

- Dwie godziny.

- A potem musimy czekać cały rok na następną szansę?

Skinęła głową nie dopuszczając nawet myśli, że najprawdopodobniej będą musieli usunąć Malfoya ze świata żywych. Nie chciała, by zobaczył to w jej oczach. Była pewna, że Moody z jego doświadczeniem nie zawaha się ani sekundy, ale wspomnienie o tym wydawało się niestosowne w tej chwili.

- Wytłumacz mi jeszcze raz na czym to polega, Herm - poprosił Ron, a ona zadowolona, że w końcu może zrobić coś więcej, niż bezczynnie czekać zaczęła krótki wykład.

- Magia horkruksów jest najsilniejsza w dzień jej nadania i każdą rocznicę od tego czasu, więc powinna ochronić osobę, która została zaklęta. Sam-Wiesz-Kto w dzień urodzin Malfoya umieścił w nim kawałek swojej duszy, więc zgodnie z moją teorią powinien dzisiaj być bezpieczny dzień do jej usunięcia - westchnęła. - Harry, dla ciebie to będzie Halloween. Dzień, w którym zginęli twoi rodzice - przypomniała. - Dlaczego świstoklik aktywuje imię Lucjusza? - spróbowała zmienić temat, ale Potter dalej pozostawał w nieprzyjemnym odrętwieniu.

- Może je wypowiedzieć w każdej chwili i nie wzbudzić podejrzeń innych - westchnął w ciemność Potter.

- Przemyślane - zauważyła cicho, podając mu koc.

Robiło się coraz zimniej i chłodna rosa zaczęła osiadać na trawie.

***

Dracon Malfoy siedział w swoim pokoju w ciszy obserwując wskazówki zegara. Była jedenasta w nocy i doskonale słyszał jak piętro poniżej banda Śmierciożerców zabawia się z grupą mugolskich kobiet. Chwilami cieszył się, że matka postanowiła towarzyszyć ojcu w wyprawie. Nie zniosłaby czegoś takiego. Dla niej, podobnie jak dla niego, było to hańbienie czystej krwi.

Świece nie rzucały zbyt wiele światła na ogromne pomieszczenie w większości wypełnione książkami. Od kilku dni siadywał tutaj sam, zastanawiając się nad propozycją Pottera, która nie powinna przekonać żadnego szanującego się Ślizgona, który miał ogromne szanse na zrobienie kariery w szeregach Śmierciożerców, a Draco Malfoy na pewno takim był. Wybraniec nie dawał mu gwarancji. Nie dawał mu obietnicy bezpieczeństwa, a stwarzał tylko kolejne zagrożenie. Właściwie miał ochotę się roześmiać, gdyby nie to, że co noc widział wyprężone pod sobą ciało Gryfona. Ciche Draco budziło go, gdy tylko zdążył zapaść w sen. Był pewien, że to pierwsze oznaki szaleństwa. Tak długo przebywał w domu pełnych maniaków, że sam zwariował i zaczął dobierać sobie do głowy niemożliwe. Nieprawdopodobne. Nieziemskie...

Tak właśnie opisałby nagie ciało Harry'ego Pottera. Ciemnobrązową skórę, która przyjemnie kontrastowała z jego. Zielone jak trawa po deszczu oczy, które zachodziły mgłą, gdy wbijał się w niego raz za razem, tracąc oddech, tracąc samoświadomość i łącząc się z chłopakiem. Czuł, że tylko Gryfon potrafi go zrozumieć. Obaj nienawidzili z tą samą siłą. Nie potrafili zapanować nad sobą i obaj musieli walczyć, by życie miało sens. To ulotne rozluźnienie, które zaserwowano mu tuż po opuszczeniu Hogwartu doprowadzało go do szewskiej pasji. Czarny Pan nalegał, by nigdy nie opuszczał posiadłości sam. Najlepiej, żeby nigdy tego nie robił, nawet pod eskortą. Odpowiadało mu to dopóki nie zaczęto żartować, że Lord najpewniej szuka nowego kochanka. Z obrzydzenia niemal zwymiotował do ulubionej wazy matki, ale poczucie własnej godności powstrzymało go przed tym.

Popatrzył jeszcze raz na pergamin trzymany w dłoni i podejmując jedną z najgłupszych decyzji w swoim życiu, szepnął.

- Lucjusz.

***

Kilka gwiazd, którym udało się przedrzeć przez grubą warstwę chmur, kpiło z nich otwarcie, gdy wznawiali czar ogrzewający. Ron zdążył już zasnąć, obudzić się i zacząć dobierać do Hermiony, nie pamiętając zapewne, gdzie się znajdują. I kto patrzy. Gdyby Harry miał jeszcze jakieś wątpliwości co do ich wzajemnych stosunków - rozwiałyby się w mgnieniu oka.

- Chodź Harry, zostało tylko kilka minut i pewnie się nie pojawi - westchnęła wstając.

Wesley osunął się po jej ramieniu i uderzył w pień. Poderwał się sięgając po różdżkę - odruch, który został mu z w połowie ukończonego szkolenia aurorskiego. Rozejrzał się pewnie po okolicy, mierząc do nieznanego wroga i uspokoił się, gdy napotkał jasnoorzechowe oczy ukochanej.

- Już jest? - ziewnął.

- Nie. Właśnie wstawaliśmy. Wracamy do domu - westchnęła.

Właśnie w tym momencie, gdy wiszący nad nimi zegarek wskazywał dochodzącą północ na mokrej trawie przed nimi pojawiła się wysoka postać Draco Malfoya. Szata Śmierciożercy zafalowała przy pierwszych podmuchu wiatru, kiedy odwracał się twarzą do nich. Kpiący uśmiech pojawił się na jego twarzy i chwilę krzyżował spojrzenia z Harrym, aż coś dziwnego pojawiło się w jego oczach. Nie zdążył powiedzieć ani jednego słowa zanim Wybraniec nie poderwał się do góry, celując w niego różdżką.

- Avada Kedavra! - krzyknął.

Jasnozielony promień uderzył w pierś blondyna, odrzucając go kilka metrów do tyłu.

Pocałunek o smaku krwi || Drarry 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz