Chapter VIII

1.1K 72 4
                                    

Malfoy siedział zamknięty w pokoju, odkąd wypadł z jadalni, i nie dawał znaku życia. Lupin wraz z Moodym rozłożyli w tym czasie plany, które auror wykradł z Ministerstwa i używając solniczek, pieprzniczek, łyżeczek - żywcem wszystkiego, co im wpadło w ręce, próbowali odtworzyć sytuację, którą dzień wcześniej nakreślił im Draco. Uzupełnione przez Snape'a informacje, wykluczały na razie jakikolwiek atak na Malfoy Manor, choć Moody upierał się, że wtargnięcie tam nie stanowiłoby zagrożenia. Prawda była jednak taka, że ryzyko było zbyt wielkie. Ludzie, porozsyłani po dziesiątkach krajów, szukając wsparcia do walki z Voldemortem, nie byli w stanie wrócić do Londynu w najbliższym czasie i atak na jakikolwiek garnizon Śmierciożerców mógł odbyć się dopiero za tydzień, może dwa, gdy wszyscy wypoczną. Wielu rannych wciąż dochodziło do siebie, szóstoroczni, którzy mogliby w razie potrzeby nieść przynajmniej pomoc - kończyli edukację w Hogwarcie. Ostatnie przedłużone specjalnie kursy wakacyjne okazały się zbyt przydatne, by nie wykorzystać sposobności. Tym bardziej, że we wrześniu szkoła zostanie dla bezpieczeństwa zamknięta i zapieczętowana, a kadra wstąpi w szeregi Zakonu lub ukryje się wśród mugoli.

Ron nachylił się nad stołową łyżką i przesunął ją w powrotem do wejścia.

- Jest nas zbyt mało - westchnął po raz kolejny.

- Przy oblężeniu posiadłości Worsów było nas dwa razy mniej - warknął Moody, wspominając jedną z potyczek pierwszej wojny.

- Byliście wyszkoleni - odwarknął ich główny, rudowłosy strateg, który miał już po dziurki w nosie wysłuchiwania starych historii. - Nie mamy do dyspozycji więcej niż pięciu wykwalifikowanych aurorów, a i to w przypadku, gdy Tonks przyłączy się i narazi siebie i dziecko - mruknął.

Lupin zacisnął dłonie na oparciu krzesła. Od kilku dni walczył ze zbliżającą się pełnią, co nie wpływało pozytywnie na jego, dotąd nieograniczone, pokłady cierpliwości. Sprzeczkę, która miała nadejść przerwało wejście Dracona. Ślizgon popatrzył z pogardą na rozłożone mapy Malfoy Manor, ale nie powiedział ani słowa. Zabrał jeden z czystych kubków i napełnił go wodą, lecz zanim zdążył wyjść, Moody złapał go mocno za rękę i pociągnął za sobą.

- Skoro już tu jesteś, chłopcze, to może się do czegoś przydasz - warknął, mierząc go sztucznym okiem.

Obrzydzenie przepełzło po twarzy Ślizgona, gdy zdjął mocno poznaczoną bliznami dłoń ze szczupłego nadgarstka i rozmasował zaczerwienioną skórę.

- Tajne przejścia od strony północy i wschodu. Piwnica szczelna. Lochy są trzypoziomowe, a pod spodem jest jezioro podziemne, odcięte od dopływu wody - wymruczał, kreśląc na kawałku pergaminu. - Hasło do pierwszych barier to "Pomysłowość i determinacja Salazara Slytherina". Drugie bariery, tuż przy drzwiach, to kombinacja magii krwi i zapomnianej magii elfów. Tej drugiej nie obejdziecie, ale nie przeszkodzi wam w wejściu. Powiadomi Czarnego Pana, ale nie zatrzyma w fizyczny czy magiczny sposób. To tylko taki... - urwał szukając słowa.

- Po co więc... - zaczął Lupin ciekawie, widząc, że Ron nakłada już poprawki na dotychczasowy plan.

- Magia elfów to coś, co chroni nawet czarodziejów przed odkryciem ich i wiosek, w których mieszkają. Trudno ją zdefiniować - zawahał się. - Magia krwi natomiast - szybko podjął inny temat - to tylko i wyłącznie powiadomienie o włamaniu, przynajmniej w tym momencie. - Upił kilka łyków wody, zanim nie podwinął bardzo wysoko rękawa, odkrywając dobrze umięśnione, choć szczupłe ramię. Po kilku niezrozumiałych słowach inkantacji na jego bicepsie pojawiła się wąska bransoleta ze srebrnymi wzorami. - To jest klucz do drzwi. Przejdzie ten, kto ma go na sobie. Nie musi być niewidoczny - mruknął, rzucając błyskotkę na stół i roztrącając pionki.

Pocałunek o smaku krwi || Drarry 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz