Chapter V

1.3K 88 35
                                    

Remus odchrząknął znacząco, zwracając na siebie jego uwagę.

- Co zrobiłeś? - spytał, mając nadzieję, że jednak nie usłyszał dokładnie.

- Użyłem avady, Remusie - wyjaśnił, jakby mówił do dziecka. - Zanim ktokolwiek z was zacznie biadolić, musimy ustalić parę rzeczy. Nie wiem czy zdajecie sobie sprawę, ale żeby zabić Voldemorta - udał, że nie zauważa jak zadrżeli - nie mogę potraktować go czarem powodującym łaskotki. To, że użyłem avady jest jak najbardziej racjonalne i byłoby doskonale, gdybyście zdali sobie sprawę, że ani ja ani Ron i Hermiona nie jesteśmy już dziećmi, uczniami Hogwartu. Ministerstwo padło i wątpię, by kogokolwiek prócz was obchodziło czy używam Niewybaczalnych, czy nie - warknął, gdy Moody popatrzył na niego z aprobatą. Taka postawa nie podobała mu się tym bardziej, ale wyjątkowo postanowił to zignorować. Doświadczenie aurora i jego dość kontrowersyjne metody niejednokrotnie uratowały im życie, więc nie zamierzał sprzeczać się z o wiele od siebie starszym czarodziejem. - Nie możecie sądzić, że powinienem być za was odpowiedzialny i jednocześnie nieskalany. Wizja nieskazitelnego bohatera utknęła gdzieś pomiędzy śmiercią moich rodziców, Syriusza i Dumbledore'a, o Cedriku nie wspomnę - dodał tak zimnym tonem, że nawet Snape powinien być z niego dumny. - Zrobię to, co powinienem, ale nie możecie mnie oceniać przez pryzmat tego, co zrobione być musi - zakończył odrobinę nieskładnie.

Wziął głębszy oddech, gdy przypatrzył się po kolei wszystkim zebranym członkom Zakonu Feniksa, którzy zmieszani po raz pierwszy dostrzegli w nim młodego mężczyznę, a nie dziecko, które potrzebowało opieki. Stał przed nimi czarodziej z krwi i kości, na którym spoczywała odpowiedzialność. Tym większa odkąd nie było przy nich Dumbledore'a.

- Rozmawiałem długo z Hermioną i doszliśmy do wniosku, że energia horkruksa zrównoważyła się z energią zaklęcia, unieszkodliwiając go. Innymi słowy; życie za życie - zakończył chłodno wyjaśnienia. - Jakieś pytania do tej części? Chciałbym jeszcze omówić z wami bariery, którymi jest otoczona posiadłość zajmowana tymczasowo przez Śmierciożerców i przesłuchać Malfoya - dodał gwoli wyjaśnienia.

Milczeli przez chwilę, aż w końcu Severus spojrzał na niego przenikliwie i zmarszczył brwi.

- Zauważyłem, że prócz manifestu dorosłości, który nam zaprezentowałeś, z iście gryfońską szlachetnością nie dopuszczasz do myśli, że Draco może infiltrować działania Zakonu - zaczął spokojnie, cedząc jednak słowa, które same w sobie pozostawiały niesmak. Nie byłby sobą, nie przeżyłby tak długo jako szpieg, gdyby coś takiego nie przyszło mu na myśl. Przewiduj, zapobiegaj i likwiduj, było jego życiową dewizą.

- Voldemort nie pozwoliłby gwarantowi na tak niebezpieczną misję. Poza tym Malfoy użył świstoklika, który mu zostawiłem po wizycie w lochach - odparł pewnie, co wykluczyło wcześniej obmyślony spisek. Voldemort nie miał też czasu na kontakt ze swoimi Śmierciożercami. - Nie ufam mu, profesorze. Ufam ślizgońskiemu wychowaniu. Wie, że nie jest już potrzebny Lordowi i wykalkulował, że nie ma szans na powrót w szeregi. Nie ma Mrocznego Znaku, więc łatwiej mu będzie później zgrywać rolę męczennika, gdy wygramy.

Rysy Severusa stężały podczas, gdy Draco próbował się opanować. Gryfon jakimś cudem przewidział jego ruchy. Zielone tęczówki patrzyły inteligentnie w te idealnie czarne, które lustrowały go uważnie, dopóki nie stwierdziły, że wszystko się zgadza. Snape nie potrzebował veritaserum, by wiedzieć, kiedy go okłamywano. Zarówno Członkowie Zakonu Feniksa jak i zapewne Śmierciożercy zastanawiali się, kiedy Mistrz Eliksirów zdobył tę umiejętność. Gdyby Dumbledore żył, zapewne pospieszyłby z wyjaśnieniem, iż to kwestia połączenia inteligencji, umiejętności logicznego myślenia i intuicji, którą przez lata kierował się Snape i, która jako jedyna, nigdy go nie zawiodła.

Pocałunek o smaku krwi || Drarry 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz