Chapter XII

973 75 4
                                    

Po tym jak Potter wyszedł, nie miał zbyt wiele czasu na przemyślenia. Terry Boot, cholerny współpracownik tej szlamy Granger, zapukał do pokoju zmuszając go w końcu do względnej pionizacji i ubrania się. Znowu zabrał im jakąś konieczną do życia księgę, ale na szczęście zdążył już przepisać wszystko, co mogłoby pomóc mu w jego własnych badaniach, więc bez problemu przelewitował mu tomiszcze, nie zwracając na niego najmniejszej uwagi. Nie spał całą noc i te kilka godzin snu, a raczej niespokojniej drzemki nad ranem wcale nie poprawiło mu humoru. Przelotnie przejrzał się w lustrze, ale obraz nędzy i rozpaczy, który dojrzał w tafli prawie go przeraził. Podkrążone oczy, kilka dodatkowych zmarszczek. Nie miał jednak ani chwili wytchnienia odkąd ustabilizował tarcze ochronne wokół. Zabawa z nimi przypominała trochę wznoszenie zamku z piasku. Najpierw jedna warstwa - fundament, na którym po teraz stawiał kolejne niespodzianki, a następnie druga, obwarowana podobnie jak pierwsza. Zazębiały się, chroniąc się wzajemnie, a iluzja wokół stanowiła bramę nie do przebicia.

Najprawdopodobniej nikt nie spodziewał się po Draco Malfoyu znajomości podstaw mugolskiej informatyki. I faktycznie - jako tako nigdy nie widział na oczy komputera. Nigdy nie dotknął klawiszy klawiatury. Nigdy nawet nie pomyślał, że mógłby wejść w kontakt z mugolskim urządzeniem, ani że takowe będzie przyjemnie skomplikowane i genialne zarazem. Jednak dziedzic szlachetnego czystokrwistego rodu nigdy nie gardził magią. Krwi, Czarną, Elfów, Obronną... A informatyka w pewnym sensie była formą magii liczb. Prawie jak Numerologia, ale niedokładnie, więc kiedy dostał od swojego ojca chrzestnego dziwny prezent - księgę, w której nie ruszały się obrazki, nie mógł wyjść z podziwu prostoty i złożoności zarazem systemu, który stosowali mugole.

- Będziesz Mistrzem, Draco - powiedział mu wtedy Severus i Malfoy nawet po prawie dziesięciu latach wciąż to doskonale pamiętał. - I tylko Mistrz cię zrozumie - dodał, i wtedy jeszcze młody adept magii nie bardzo potrafił zinterpretować jego wypowiedź.

Teraz jednak wszystko się zmieniło. Czuł pod opuszkami palców pulsujące dzieło swojej magii i inteligencji. Coś, co sam stworzył i broniło się każdego dnia przed Weasleyem, który miał dużo większe doświadczenie zbierane latami. Formował je, dopieszczał, dozbrajał. Kontrolował każdy impuls. Po prostu czuł w każdej komórce swojego ciała, gdy Klucz Twórcy zacieśniał się na jego ramieniu, ukryty pod czarami maskującymi. Chłodny metal przypominał mu o samodoskonaleniu. O doglądaniu swojego dzieła.

Więc Draco czytał. Rozwijał. Modyfikował. Był Mistrzem i tylko drugi Mistrz mógł zrozumieć, coś co dla kogoś innego wyglądałoby jak zalążek szaleństwa.

***

Hermiona zeszła jak zwykle na śniadanie, a może tylko chwilowo zrezygnowała z badań? Harry nie był pewien, ale dziewczyna coraz bardziej przypominała mu Snape'a. Czarne, grube szaty prawie całkowicie maskowały jej sylwetkę, ale ze względu na chłód laboratorium wcale go to nie dziwiło. Pobladłe od braku słońca policzki zdobiły niewielkie grudki jakiejś mieszanki, która wybuchła jej w twarz kilka dni wcześniej i nie potrafiła tego usunąć. Zdawała się tym nie przejmować, ale mimo wszystko zagryzała wargi ilekroć Gabriel proponowała pomoc kosmetyczną.

- Jest wojna, nie mamy czasu na głupoty - odpowiadała wtedy szybko i uciekała wzrokiem.

Po chwili zapadała się we własnych myślach albo w rozmowie z Bootem, co wyglądało niemal tak, jakby gadała ze ścianą, więc nikt dalej jej nie przeszkadzał. Dzisiaj jednak do jadalni weszła sama, a większość obecnych zajęta była własnymi sprawami, toteż Harry przysunął się bliżej.

- Cześć - przywitał się lekko.

- Hm - odpowiedziała łykając sok z dyni.

- Jak idą badania?

Pocałunek o smaku krwi || Drarry 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz