Wczesnym rankiem, skoro świt zapukał ostro we wszystkie drzwi w domu Blacków, budząc brutalnie domowników. Nie zamierzał litować się nad nimi - tym bardziej, że sam nie spał całą noc. Rozespani, ale z różdżkami w pogotowiu wyszli na długi korytarz, mierząc go nieprzyjaznymi spojrzeniami. Bez zbędnych słów oznajmił im, że bariery są już gotowe i warto byłoby je ocenić, skoro jeszcze tego dnia przyjmą kolejnych lokatorów, ale nikt nie podzielał jego zapału. Usłyszał tylko trzask zamykanych w złości drzwi, który powtórzył się kilkukrotnie, aż został sam na sam z nie całkiem ubranym Potterem. Złoty Chłopiec jakby od niechcenia przeczesał jeszcze bardziej niż zwykle zmierzwione włosy i poprawił okulary, który zsunęły mu się na czubek nosa.
- Nie spałeś - zauważył chłodno.
Draco zignorował oczywistość i ruszył w kierunku drzwi wyjściowych, wiedząc, że ciekawość Gryfonów w końcu pokona ich lenistwo i podążą za nim. Nie pomylił się. Bill Weasley czekał z nim kilka minut później, już z przygotowaną różdżką w dłoni. Mierzyli się wzrokiem przez chwilę, pozwalając pierwszym promieniom słońca oświetlić ich twarze, ale żaden nie wypowiedział ani słowa. Z jednej strony był to ich pierwszy pojedynek; łamacz zaklęć przeciwko komuś, kto tytułował się jeszcze kilka godzin wcześniej specjalistą od barier. Członek Zakonu Feniksa naprzeciw Śmierciożercy, być może byłemu, ale zawsze. Z drugiej; obaj wiedzieli, że chodzi w tym o coś więcej. Jeśli Bill złamie bariery będą musieli uregulować je jeszcze raz, a Malfoy nie bardo wiedział, co można jeszcze poprawić.
- Zabawę czas zacząć - szepnął Malfoy, gdy Potter jako ostatni opuścił dom i chyba było to jakieś hasło, bo kamienice zsunęły się ze sobą jak to miały w zwyczaju.
- Nic imponującego - westchnął Bill, puszczając oko do bliźniaków, którzy osłaniali grupę czarem maskującym, by spieszący do pracy mugole nie zauważyli ich obecności.
Weasley podszedł do miejsca, w którym powinny znajdować się drzwi i przez chwilę z jego różdżki wydobywały się jasne promienie. Mruczał coś uparcie pod nosem, ale blokady nie puszczały. Malfoy transmutował kilka kamieni w krzesła, zapraszając w pierwszej kolejności kobiety, a potem samemu zajmując ostatnie miejsce i popatrzył na zaczerwienionego rudzielca z politowaniem.
- Już ją mam - szepnął w odpowiedzi Bill, ale dobre kilka chwil zajęło mu ponownie rozsunięcie kamienic.
Rozległy się ciche brawa i Draco zauważył z jaką dumą Fleur spojrzała na swojego męża. Nie mógł ponownie nie skrzywić się na ten widok. Pokonanie pierwszej, najłatwiejszej z barier powinno udać się nawet pięciolatkowi, a oni cieszyli się jakby to było dokonanie życia Weasleya. Jego matka popatrzyła nawet na Ślizgona z wyższością, co zapewne miało oznaczać, że majątek i uroda nie znaczą nic naprzeciwko inteligencji i talentowi. Jakby Draco był pozbawiony tych cech.
Potter zszedł z trawnika i bardzo powoli zbliżył dłoń do ciemnoszarych kamieni budynku, który przez chwilę zamigotał, by nagle stawić opór. Zloty Chłopiec oparł się więc równie ostrożnie, sprawdzając realność kształtu przed sobą. Przesuwał palcami po każdym kamieniu, który dosięgnął, ale przytomnie nie podszedł do drzwi.
- To iluzja? - spytał po prostu, zwracając się wprost do Ślizgona.
Draco wykrzywił wargi w drapieżnym uśmiechu.
- Zależy dla kogo - odparł z widocznym zadowoleniem. - Złap za klamkę - poradził uśmiechając się ironicznie.
Potter zawahał się, ale pokonał niewysokie schody i dotknął chłodnej stalowej powierzchni.
- Witaj w domu, Panie - rozległ się cichy czysty głos, który wypełnił przestrzeń pomiędzy zebranymi.
Drzwi ustąpiły gładko i Harry z pewnym wahaniem zrobił krok do przodu. Nie było żadnych fajerwerków, klątw, zapadni. Tajemniczych stworzeń. Nic. Wszedł i wyszedł, patrząc odrobinę zszokowany na ewidentnie ucieszonego Ślizgona.
CZYTASZ
Pocałunek o smaku krwi || Drarry 18+
Hayran Kurgu¡Opowiadanie nie należy do mnie! Dumbledore nie żyje, Snape szpieguje dla Zakonu... a Draco jest kolejnym horkruksem... Autor: euphoria Kategoria wiekowa: 18+ Ilość rozdziałów: 21 Zakończone: Tak Para: DM/HP https://m.fanfiction.net/s/6578311/1...