Chapter XIX

853 54 5
                                    

Harry zawahał się, wchodząc ponownie do ich pokoju. Draco siedział przy niewielkim biurku, spoglądając przed siebie, ale jednocześnie w żaden konkretny punkt. Chłopak był tak chudy, że zaczynało niepokoić go czy karmienie barier nie osłabiało jego organizmu. Niby wiedział, że Ślizgon nie zrobiłby niczego, co zagrażałoby bezpośrednio jego zdrowiu czy życiu jednak ta drobna myśl gdzieś kołatała się w jego podświadomości ilekroć wpatrywał się w wystające kręgi chłopaka.

- Czy mnie się wydaje, czy coraz częściej chodzisz nago? - spytał, ponieważ Malfoy naprawdę zdawał się stronić od ubrań.

Albo wiedział, że Harry lubił go nago.

Harry po prostu wolał go nago, co nie stanowiło sekretu. Ubrany Draco Malfoy był częściej dupkiem i chyba zaczynał kojarzyć w ten sposób zachowania Ślizgona. Brak ubrań oznaczał pocałunki i orgazmy.

Malfoy zerknął na niego, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę, że Harry wszedł do środka. Potter jednak wiedział, że dzięki temu, że Draco stworzył bariery, czuł po prostu gdzie znajduje się każdy mieszkaniec. Sam miał podobnie i długo przyzwyczajał się, uczył się jak odróżniać magię poszczególnych rezydentów.

Metoda z krokami jednak wciąż wydawała mu się najlepsza.

- Zebranie zostało zakończone - poinformował go, ale Draco nie zrobił nic co wskazywałoby, że zamierza zejść do salonu.

Wręcz przeciwnie. Chłopak siedział dziwnie zesztywniały. O czymkolwiek myślał, nie mogło być to przyjemne.

Harry zawahał się, gdy milczenie przedłużało się. Zaczął bez słowa ściągać swoje ubranie, przypominając sobie mgliście, że Draco nigdy nie schodził na wspólne posiłki. Chłopak zatem musiał w nocy buszować po kuchni. Nie wydawało mu się to dziwne - bardziej nieprawdopodobnym byłoby obserwować Draco przy stole z Ronem.

Harry zawahał się podczas ściągania bielizny. Malfoy był nagi. Widział to pod cienkim kocem, którym chłopak okrywał się, gdy chciał poczytać. Jednak coś, co wisiało w powietrzu nie zapowiadało szczęśliwego zakończenia tego męczącego dnia.

- Co sprawia, że wy Gryfoni zawsze rzucacie się przed lecące Avady? - spytał nagle Malfoy, zatrzymując go wpół ruchu.

Wiedział, że wygląda jak idiota z majtkami w połowie ud. Jego penis nie był ani trochę zainteresowany sytuacją i zwisał smętnie między jego nogami, wystając z kępki ciemnych kręconych włosów. Na pewno nie wyglądał seksownie. Draco jednak na niego nie patrzył, co wydawało się tym dziwniejsze.

Harry poczuł się jeszcze bardziej nieswojo. Jednak nie zamierzał analizować wszystkiego. Jeśli Hermiona kazała mu płynąć z prądem, faktycznie coś usiało w tym być.

- Zapewne wrodzony idiotyzm - westchnął, ponieważ Draco zapewne takiej odpowiedzi się spodziewał.

Harry natomiast przez lata dawał ludziom dokładnie to czego chcieli. Idealnego niewolnika i posługacza, którego potrzebowała ciotka Petunia. Symbol walki z Voldemortem, którym zastawiał się Dumbledore. Doskonałego zawodnika quidditcha, którego Gryfoni mogli uwielbiać.

Idealnego przyszywanego syna, którego pragnęła Molly, jeśli kiedykolwiek zdecydowałaby się na adopcję.

W końcu wroga doskonałego, którego każdy Czarny Pan chciał mieć przeciwko sobie. Kogoś na tyle młodego, by organizacja mogła swobodnie istnieć przez kilka lat. Na tyle związanego moralnymi zasadami, aby nie rzucił mu Avadą pomiędzy łopatki podczas ich pierwszego spotkania kończąc tak niespodziewanie wojnę, która miała przecież trwać.

Harry pojęcia nie miał kim był dla Malfoya, ale jednocześnie wydawało się to najbardziej szczere. Przy chłopaku mógł być dupkiem, którym nie potrafił być dla Rona, gdy Weasley nie bywał dla niego tak idealnym przyjacielem jak wymagał ich układ.
Przy Draco mógł cynicznie odnosić się do własnego Domu, ponieważ był Gryfonem w takim samym stopniu jak Ślizgonem. I jeśli kogokolwiek to obchodziło równie mocno jak ubiegłoroczny śnieg - to był to właśnie Draco Malfoy.

Pocałunek o smaku krwi || Drarry 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz