yes, you have

322 28 38
                                    

Mickowi od najmłodszy lat wpajano do głowy, że tylko spokój może okazać się ratunkiem i ukojeniem dla wrzącej duszy.

Składało się na niego wiele czynników, ale najważniejszym z nich było pogodzenie się z obecnym stanem rzeczy, nawet jeśli okazał się on niewyobrażalnie krzywdzący i wręcz rażący w oczy.

Mama wiele razy powtarzała mu, aby w kryzysowych momentach na chwilę się zatrzymał, aby złapać oddech, który miał pomóc wrócić mu do normalności. Od taty też słyszał, że ma mieć chłodną głowę, co swoją drogą było z deka zalatujące hipokryzją z jego strony, bo Mick dobrze znał niektóre wybryki Michaela, ale nigdy nie mówił o tym na głos, nie chcąc poważać autorytetu swojego ojca.

Jednak zdarzały się momenty, że zwyczajnie nie mógł ochłonąć, a jego rozhuśtana dusza, wręcz czuła się w jego organizmie jak w więzieniu, z którego on za wszelką cenę starał się jej nie wypuścić.

I bardzo trudno było mu zachować spokój, kiedy siedział na skórzanym czerwonym krzesełku, czekając na rozpoczęcie konferencji prasowej, a obok niego nie znajdował się nikt inny jak sam Pierre Gasly.

Los lubił robić sobie z nich żarty i to już można było uznać za coś niepodważalnego, a zarówno ani jeden, ani drugi nie mógł spojrzeć na siebie przez dłużej niż sekundę i oboje marzyli, aby jak najszybciej stamtąd wyjść, przy okazji nie obijając sobie przy tym twarzy.

Cisza panująca między nimi była wręcz nie do wytrzymania, a każdy z nich starał się radzić sobie z nią w inny sposób.

Pierre bawił się swoim telefonem, chociaż szczerze mówiąc patrzył tylko w ekran jego blokady, który przesuwał w górę lub w dół, włączając co jakiś czas aparat, bo zwyczajnie chciał stwarzać pozory, że w ekranie widział coś bardziej interesującego niż swoje białe buty.

Mick natomiast co jakiś czas poprawiał nerwowo maseczkę na nosie, licząc w głowie upływające sekundy i starając się zająć tym myśli, chociaż zbytnio mu się to nie udawało, bo co najmniej cztery razy naliczył dwadzieścia siedem sekund w ciągu jednej minuty.

— Witam Panowie. Czy możemy już zaczynać?

Uwagę ich obu skupił męski głos należący do głównego organizatora konferencji, który swoją drogą uśmiechał się do nich szczerze, zapewne samemu będąc zmęczonym po całym dniu pracy oraz swoim pytaniem prosząc o jak najszybsze rozpoczęcie całego spotkania, aby szybciej je zakończyć i nareszcie odpocząć.

Pozostałej dwójce ten plan jak najbardziej odpowiadał, dlatego od razu przystali na propozycję, poprawiając się na krzesłach, które według nich miały wybudowane kolce, które doszczętnie wbijały im się w skórę, uniemożliwiając normalne funkcjonowanie.

Mick, słuchając pierwszego pytania, które swoją drogą skierowane było do jego towarzysza, kolejny raz poprawił palcami maseczkę, starając się nie usnąć na siedząco i nawet w pewnym momencie pożałował, że z powodu pośpiechu wyrzucił kilkanaście minut wcześniej pół kubka kawy do śmietnika.

Cieszył się jednak, że Sebastian nie był świadkiem tego zdarzenia, bo zapewne jego ekologiczna dusza opuściłaby ciało i dorwała się do Micka, chcąc go udusić.

— Mick, pytanie dla ciebie.

Jeden z dziennikarzy przyciągnął jego uwagę i posłał mu uśmiech, przez co Niemiec od razu zastanowił się skąd tego dnia było w ludziach tyle pozytywnej energii, kiedy on jedyne na co miał ochotę to pójście spać.

Jednak starał się być jak najbardziej skoncentrowany na tym, co działo się dookoła niego, chociaż szerokim łukiem omijał Pierre, który również nawet nie patrzył w jego kierunku.

𝐝𝐨𝐰𝐧 𝐭𝐨 𝐞𝐚𝐫𝐭𝐡 [mick schumacher]Where stories live. Discover now