Rozdział 1

420 22 9
                                    

- ...Zostawcie ją!

- A co nam niby możesz zrobić?

- Siedź gdzie siedzisz, suczko. Może wtedy to tobie się nic nie stanie.

W odpowiedzi usłyszeli jedynie warczenie.

- Blondyneczka pokazuje kiełki? - zaśmiał się jeden.

- Macie ją zostawić!

Po pomieszczeniu rozniosło się pobrzękiwanie metalu.

- Nie rzucaj się tak - westchnął drugi. - Zrobisz sobie jeszcze większe rany.

Po tym ktoś trzasnął drzwiami - choć był to raczej dźwięk walnięcia metalem o inny metal i gdyby nie skrzypnięcie zawiasów to ciężko byłoby się tego domyślić - i przekręcił klucz w ich zamku.

A wszystkie te dźwięki docierały do Leony jak przez ścianę. Jednak z każdą chwilą brzęczenie łańcuchów czy zapach stęchlizny stawały się coraz wyraźniejsze. Gdzie jestem? - powoli otworzyła oczy i zamrugała nimi kilka razy, aby przyzwyczaić je do panującego wokół półmroku. Powoli podniosła się do siadu i szybko oparła o ścianę. Czuła ból w całym ciele i była odrętwiała. Jak długo się nie ruszałam? - zastanowiła się przez moment, po czym szybko rozejrzała. Przed sobą zobaczyła kraty, a po lewej jak i prawej stronie był beton albo bynajmniej coś szarego o podobnej fakturze. Spojrzała za siebie, ale i tu zobaczyła jedynie szarą, łysą ścianę, choć pod sufitem było okratowane, malutkie okno. Jestem w więzieniu? - zdziwiła się, ale długo nad tym nie myślała. Chciała wstać, ale ból w nogach jej to uniemożliwił. Odruchowo spojrzała na nie i, choć początkowo była przerażona, szybko zrozumiała, że mogło być gorzej. Jej spodnie były brudne i poszarpane do kolan, a jej nogi dość poranione i posiniaczone. Także jedną nogę miała skutą, a długi łańcuch był przymocowany do ściany. To srebro - przejechała dłońmi po metalu spiętym na kostce. W tym momencie również uświadomiła sobie, że na rękach ma metalowe bransolety. Zszokowana natychmiast się im przyjrzała. To również było srebro, jednak z domieszką czegoś dziwnego.

- Co tu się dzieje? - szepnęła do siebie kuląc się w rogu celi.

- Leona? Obudziłaś się - głos dobiegł zza ściany.

Białowłosa, choć teraz jej włosy miały dość ciemny kolor od brudu, podniosła głowę i powoli przysunęła się do krat chcąc zerknąć na osobę obok. Jednak nie była w stanie zobaczyć dziewczyny, która do niej mówiła.

- Hej, żyjesz? Odezwij się proszę... - powiedziała dziewczyna wystawiając rękę przez kraty w kierunku Leony.

Dziewczyna od razu się cofnęła. Skąd zna moje imię? - myślała nie wiedząc jak zareagować. Jednak kiedy tylko zaczęła się nad tym zastanawiać poczuła nieprzyjemny ból w głowie. Odruchowo zaczęła masować sobie skronie starając się uśmierzyć dziwny ból, jednocześnie uświadomiła sobie, że ma bandaż i jeszcze jedną rzecz... Nie pamiętam co się stało - łzy poleciały jej po policzkach. Nie potrafiła sobie przypomnieć nic, a jakoś na pewno się tu znalazła. Zastanawiała się komu zdążyła podpaść skoro szkoła zaczęła się ledwie kilka dni temu. Może weszłam na czyjś teren?

- Leona! - krzyknęła nieznajoma.

Dziewczyna natychmiast wycofała się do rogu i podkuliła nogi. Wystraszyła się. Czuła betę od wilczycy, która była w celi obok co napawało ją obawą. Jednak wiedziała, że musi cokolwiek powiedzieć, bo wściekłe bety nie dają nikomu spokoju.

- Proszę, zostaw mnie. Nie wiem kim jesteś...

Zapadła chwila zupełniej ciszy, nawet ich oddechy były ledwo słyszalne.

...Czy ona mnie nie pamięta?

Jessica natychmiast się podniosła i podeszła jak najbliżej krat. Starała się zajrzeć do dziewczyny, choć wiedziała, że nie ma to sensu. Już raz próbowała. Zresztą kraty były wykonane ze stopu srebra przez co nawet nie mogła ich dotknąć. Ona sobie żarty robi? W takiej chwili... - myślała. - Nie. Nie zrobiła by tak. - Głośno wypuściła powietrze, wręcz jęknęła. Oparła się o ścianę i z powrotem usiadła.

- Leona... - powiedziała spokojnie czekając na jakąkolwiek odpowiedź.

- T-tak? - wyjąkała zza ściany dziewczyna.

Ona jest przerażona - oparła czoło o kolana zupełnie załamana sytuacją i cicho westchnęła. Poczuła jak pod powiekami zbierają jej się łzy. Czuła się winna. Ona się nią zajmowała.

Do wypadku, po którym zostały porwane doszło tydzień temu. Przez ten czas Leona leżała nieprzytomna pod ciągłą opieką Jessici i dwóch pielęgniarek, które zostały przydzielone do pomocy przez tutejszego Alfę. Początkowy stan dziewczyny był na tyle poważny, że nie mogła być trzymana w celi. Zostały więc zamknięte w jednym z pokoi w domu Alfy i znajdowały się pod ciągłą obserwacją dwóch strażników. Jessica zajmowała się białowłosą jak najlepiej mogła, mimo tego, że nie otrzymała prawie nic by ją opatrzyć czy wyleczyć. Drobne rany stosunkowo szybko się zrosły, ale do większych dostało się zakażenie. W swej wielkiej łaskawości - jak to określił tamtego dnia jeden z posłańców Alfy - Jessica dostała możliwość udania się z dwoma strażnikami po wszystko czego było jej trzeba do utrzymania swojej Luny przy życiu. Oczywiście skorzystała ze sposobności w samą porę. Dzięki temu Leona była już teraz przytomna, a jej rany goiły się już normalnie. Podejrzewałam, że jest zbyt głęboka by nie wywołać żadnego skutku - westchnęła przypominając sobie ranę na głowie Leony. Spodziewała się, że dziewczyna mogła mieć lekki wstrząs mózgu, ale żeby doszło aż do amnezji? Blondynka machnęła głową na boki znów poddając się załamaniu i zapłakała. Łzy pociekły jej po policzkach, ale szybko je starła.

- Muszę... Ona musi sobie wszystko przypomnieć - stwierdziła szeptem.

Zaczęła rozmyślać nad jakimkolwiek możliwym sposobem, który miałby choć cień szansy zadziałać w takiej sytuacji w jakiej teraz się znajdowały. Oby rozmowa coś dała - zamyśliła się ponownie, ale nim zdążyła zacząć mówić ktoś stanął przed ich celami.

Jessica odruchowo zerknęła na nieznajomego. Nawet nie wiedziała kiedy przyszedł i gdyby nie to, że chrząknął to może by jeszcze długo go nie zauważyła. Szybko mu się przyjrzała, ale nie kojarzyła go. Przez ten tydzień poznała jedynie te dwie pielęgniarki, dwóch strażników, którzy najpewniej byli doświadczonymi w swoim fachu betami, i głupiego blondwłosego posłańca.

Chwilę patrzyła w ciszy na mężczyznę tak jak on na nią. Wydawało się, że jego oczy były jakby nieobecne. Szybko się domyśliła, że prawdopodobnie po prostu rozmawia z kimś telepatycznie. W końcu mężczyzna się ruszył wprost do celi Leony. Otworzył ją i wszedł do środka.

- Alfa chce z tobą pomówić - usłyszała zza betonowej ściany głos mężczyzny.

Nie potrafiła się powstrzymać i warknęła głośno podchodząc bliżej krat.

- Ona nigdzie nie idzie - powiedziała wciąż warcząc jednak wilk nie zareagował.

A jeśli zareagował to Jessica nie miała jak tego zobaczyć.

W celi obok zapanowała cisza. Trwała ona wystarczająco długo, a raczej wystarczająco się dłużyła, że blondynce skończyła się cierpliwość i zaczęła jeszcze głośniej warczeć powtarzając wciąż żeby ją zostawił w spokoju.

- Zgadzasz się? - nagłe pytanie wyrwało ją z dziwnego stanu.

- T-tak - usłyszała niepewną odpowiedź Leony, po czym było słychać kroki i w końcu oboje stanęli przed celą.

Wilczyca była podtrzymywana przez mężczyznę, który jakby nie zauważał protestów i warknięć blondynki. Po prostu posłał jej ostrzegawcze spojrzenie i zaczął prowadzić białowłosą po schodach na górę.

Pierwsza gwiazda 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz