Rozdział 5

181 13 0
                                    

- Kurwa! - rzucił ponownie tym samym krzesłem o ścianę zupełnie je już rozwalając.

- Nataniel! Uspokój się! - krzyknęła Sophie łapiąc syna za ramię i odwracając do siebie. - Tak niczego nie zmienisz. Tylko zniszczysz meble.

- Matka ma rację - rzekł Charles zerkając zirytowanym, jednak łagodnym wzrokiem na bruneta. - Nie ma sensu psuć wszystkiego wokół. Trzeba się skupić...

- Tak, wiem. Naprawdę wiem... Ale nie potrafię już wytrzymać - zmrużył oczy i przysiadł na sofie, w gabinecie, w którym aktualnie byli.

Rodzice Nataniela wrócili, wraz z piątką bet, zaraz po dostaniu informacji o tym, że Leona i Jessica zniknęły, a najpewniej zostały porwane. Od tamtego dnia minął tydzień i nic nie udało się praktycznie ustalić. Dziewczyny miały wypadek, przynajmniej na to wskazywały wszystkie ślady, ale jakim cudem zniknęły? Tropiciele nie potrafili znaleźć żadnych zapachów, tak jakby ich nie miały. Po prostu wyparowały tamtego dnia między dziewiątą a dziesiąta rano i tyle.

Przez ten czas Natanielem targały emocje zupełnie jak szmacianą lalką - raz był wściekły i agresywny, a minutę później siedział zamknięty w pokoju cicho płacząc jak małe szczenię. Pełnię spędził sam i to już ze świadomością, że Leona nie wróci tak szybko. Pół nocy spędził biegając po lesie i wyjąc rozpaczliwie, a przez kolejny dzień nie był wstanie się podnieść z łóżka. Ledwo potrafił utrzymać przytomność i nie wiedział skąd się mu to wzięło. Czuł się zupełnie osłabionym. Padło nawet podejrzenie, że Leona została zabita. Jednak wilkołaki zajmujące się leczeniem stwierdziły, że jest to bardzo mało prawdopodobne ze względu na to, że skutki śmierci Luny odczuli by wszyscy członkowie stada.

Następne sześć dni chłopak nie wiedział co ze sobą zrobić. Chodził zmęczony, często przysypiał i na niczym nie umiał się skupić, więc sprawą prawdopodobnego porwania zajęli się jego rodzice. Ale dziś był już przepełniony energią i frustracją i nie wiedział zupełnie jak sobie z tym poradzić.

- Nataniel - zwróciła się do niego matka. - Idź do siebie i odpocznij. W tym stanie i tak nam nie pomożesz, więc spróbuj się trochę uspokoić i wtedy wróć.

Chłopak cicho westchnął i wstał do wyjścia. Nie chciał znowu zostawiać wszystkiego na głowie rodziców, w końcu sami zajmowali się tą sprawą prawie od początku. Ale mieli rację, bo w tym stanie nie nadawał się do niczego.

Kiedy tylko wyszedł z gabinetu skierował się od razu na piętro alf i do swojego pokoju. Jeszcze tydzień wcześniej mówił, że to "ich sypialnia", ale teraz był sam i wszystko, cokolwiek zobaczył czy usłyszał, przypominało mu o Leonie. Z tego powodu zniszczył kilka rzeczy z frustracji i zirytowania swoją bezsilnością, a pokój trochę mniej przypominał ten z czasu kiedy jeszcze Leona tu była.

Nie wiedząc co robić po prostu położył się, a wzrok utkwił w białym suficie, tak jak to robił przez ostanie dni kiedy nie mógł spać i nie mógł też wstać. Chciał chwilę pomyśleć o czymkolwiek innym niż o białowłosej, ale nie potrafił. Czuł się winny. Nie. On był pewien swojej winy. To on nie potrafił powstrzymać się przed pełnią przez co Leona zdecydowała się wyjechać na te dwa dni. Ale jakim cudem ktoś mógł o tym wiedzieć? Nawet on się dowiedział tego zaraz przed jej wyjazdem. I kto je porwał? Początkowo myśleli, że to stado Pazura, ale kiedy w końcu udało im się z nimi skontaktować powiedzieli jedynie, że mają tą dwójkę dzieci i na razie nie mają zamiaru ich oddawać. Skontaktują się za jakiś czas, ale co to znaczyło? Oczywiście ponowiono próbę z prośbą o natychmiastowe wysłanie kogoś do rozmowy, jednak w odpowiedzi została zawarta tylko informacja, że jeśli chcą rozmawiać o Leonie to powinni poszukać swojej Luny w innym miejscu, gdyż oni jej nie mają. Niedługo później zaczęły się jakieś problemy u lwów, jednak nikt nie wiedział o co dokładnie chodzi. Na granicy z nimi zaczęło robić się niebezpiecznie, choć koty nie przekraczały swojego terenu, jednak po ich stronie były widziane ślady walk - krew, sierść, zniszczona ziemia. Zdecydowano się na ponowne zwiększenie ilości patroli tam, ale nic nadzwyczajnego nie było widziane.

Pozostałe watahy, do których wysłano prośbę o spotkanie z ich przedstawicielami nawet się nie odezwały. Informacja zdawała się do nich nawet nie dotrzeć, a wymuszenie jakiejkolwiek reakcji w momencie kiedy już jeden konflikt był realnym zagrożeniem byłoby bynajmniej błędem.

- Co tu się wyprawia... - westchnął obracając się na bok i gładząc miejsce, gdzie zwykle leżała Leona.

Tęsknił i nie umiał z tym nic zrobić. Jedynie te uczucia przeszkadzały mu w normalnym funkcjonowaniu. Miał dość już wszystkiego i wszystkich. Tydzień męczarni się skończył i zaczął się po prostu kolejny.

- Wszystko jej wynagrodzę i wszystko wybaczę tylko niech już tu będzie... - szeptał przytulając się do poduszki, na której kiedyś spała dziewczyna.

Jej zapach wciąż znajdował się na paru przedmiotach.

Ale nie dane było mu spać długo. Po kilkunastu minutach ktoś zapukał do drzwi. Beta weszła do środka po dostaniu pozwolenia i przekazała kilka informacji, które nie należały do najlepszych w aktualnej sytuacji, ale były istotne.

Pierwsza gwiazda 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz