Rozdział 38

33 5 0
                                    

~ Chcesz ich wymienić. Zrobić z nich zakładników - powiedziała Leona stwierdzając oczywisty dla Nataniela fakt w tej sytuacji.

Wilkołak zatrzymał się i odwrócił.

~ Tak - potwierdził, choć z lekkim zawahaniem. - Tak, chcę to zrobić, bo to może być jedyna opcja na w miarę pokojowe rozwiązanie problemu - odparł mrużąc oczy i irytując się na siebie, że akurat w ten sposób Leona dowiaduje się o tym planie, który wymyślił on wraz ze swoim zastępcą. Logiczne było, że dziewczyna go nie poprze, ale on nie miał zamiaru się z tego wycofać. Nie chciał popełniać takich samych błędów jak jego rodzice.

Jednak Leona nie miała zamiaru prawić mu żadnych morałów, gdyż sama gdzieś z tyłu głowy miała podobne myśli. Nie chciała tego, ale ciężko było jej się nie zgodzić z chłopakiem. Sytuacja i tak nie była za ciekawa, a do wojny z sąsiednią watahą mogło dość w każdej chwili. W końcu, obie strony miały powody i to dość konkretne. Oni przetrzymywali Jessicę, a u nich była Luna sąsiedniego stada. Gdyby tylko ktoś zechciał wojna mogłaby już trwać.

~ Co o tym myślisz...? - odezwał się po chwili ciszy Nataniel uważnie przyglądając się wilczycy.

Nie chciał wprowadzać tego planu w życie jakoś bardzo, ale ciężko było mu wymyślić coś innego, lepszego. Choć gdyby Leona miała jakiś nowy pomysł to był otwarty na sugestie.

Dziewczyna westchnęła kręcąc głową, po czym ruszyła w jego kierunku.

~ Nie jestem pewna tego planu, ale ciężko mi nie przyznać ci racji - powiedziała mijając go, a on ruszył za nią. - Sytuacja między naszymi watahami jest napięta, choć może nie być tego widać na pierwszy rzut oka. Mimo to, chciałabym to omówić z ich Luną, Dominicą. Jest przecież mate Alfy, więc musi coś o nim wiedzieć. Może ona wpadnie na jakiś dobry pomysł. - Zerknęła na Nataniela czekając czy coś na to powie, ale się nie odezwał. Tylko kiwnął głową w zrozumieniu.

Leona uśmiechnęła się w duchu ciesząc się, że w czymś się w końcu naprawdę zgodzili.

***

Po południu dotarli z powrotem do osady i skierowali się od razu do lecznicy. Po drodze ustalili, że członkowie sąsiedniej watahy zostaną u nich, aż do rozwiązania sprawy ze stadem Pazura. Jeśli coś podczas spotkania poszłoby nie tak i doszłoby do walki to osoby z watahy Księżyca będą mieć prawo opuścić ich watahę. A jeśli wszystko skończy się pokojowo to wprowadzi się w życie plan odzyskania Jessici, który powinni za niedługo ustalić wraz z Luną Dominicą. Do tego czasu jej grupka i ona pomieszkają w willi, gdzie będzie można ich mieć łatwo na oku.

Przed drzwiami przemienili się na powrót w ludzi i weszli do środka. Od razu skierowała się do sali Luny, a stając przed jej drzwiami Leona zapukała, po czym weszła do środka. Jednak nikogo tam nie było.

- Quentin, gdzieś ty ich wziął... - Od razu wyszła na zewnątrz zaciągając się powietrzem by tylko odnaleźć ich zapach.

Nawet nie zwróciła uwagi na zaskoczonego Nataniela, który chciał zadać jakieś pytanie, ale się powstrzymał, gdy zauważył to samo zaskoczenie na twarzy dziewczyny.

Leona szybko zlokalizowała woń Quentin'a jak i całej reszty. Wyglądało na to, że są w willi. Przecież nie prosiłam go by ich zabierał z kliniki... - stwierdziła kierując się do budynku. Weszła do środka wraz z Natanielem i za zapachem podążyła na piętro do otwartej kuchni. I od razu wszystkich zobaczyła. Siedzieli w grupce przy stole i jedli, wnioskując po porze, obiad, który musiała zrobić niska delta siedząca wraz z nimi. Prowadzili dość swobodną rozmowę - delta, Quentin, Klara i Dominica przynajmniej, bo dwie bety Luny stały za nią zdając się być gotowe by zareagować w każdej chwili.

Pierwsza gwiazda 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz