Rozdział 43

26 1 0
                                    

- Postarajcie się dopilnować by nie wychodziła z pokoju do mojego powrotu - powiedział Nataniel do czterech bet.

Brunet nie wiedział komu innemu powinien powierzyć to zadanie, jeśli nie właśnie tym kilku betom, które jego ojciec wybrał do zostania członkami straży przybocznej.

Darius przytaknął Alfie, a pozostali trzej chłopacy lekko się skłonili i od razu skierowali się na piętro dla Alf, gdzie przy drzwiach od sypialni stała już Rose pilnując Luny.

Leona od dłuższej chwili leżała bezmyślnie w łóżku. Wcześniej udawała, że śpi by nie musieć się żegnać z Natanielem. Wątpiła w to, że byłaby wstanie puścić chłopaka na to spotkanie, jeśli doszłoby do jakiejkolwiek jeszcze rozmowy przed jego wyjściem. Próbowałaby zatrzymałaby go tutaj siłą albo iść z nim, a efektem końcowym byłaby zapewne kolejna kłótnia. Ich dwa różne poglądy na te sytuację nie dawały możliwości dojścia do porozumienia. Zresztą, nie wiedziała też jakich argumentów użyć by go przekonać do zmiany zdania. Więc kiedy brunet przyszedł się pożegnać całując ją w policzek, ona nawet nie otworzyła oczu.

Miała już dość tego dnia, choć tak naprawdę to nic się jeszcze nie wydarzyło. I wolała by tak zostało. Niechętnie otworzyła oczy słysząc tykające wskazówki zegarka. Irytujące - zerknęła w bok, na urządzenie.

- Muszą właśnie rozpoczynać to spotkanie... - westchnęła podnosząc się do siadu i przecierając twarz dłońmi by się trochę rozbudzić.

Odruchowo zerknęła na okno. Jeśli chciała się stąd wydostać w miarę niezauważona to była to jedyna opcja. Drzwiami nie miała szans, już od dłuższego czasu czuła zapach bet pod jej pokojem, które tylko tam czekały by ją powstrzymać, gdyby coś kombinowała. Oczywiście nie z własnej inicjatywy, a raczej na rozkaz Nataniela, ale cóż poradzić na jego "zapobiegawczy" charakter.

Pokręciła głową i wstała. Czego ona oczekiwała? Że jednak jakimś cudem Nataniel zmieni zdanie? To było raczej bardzo mało prawdopodobne w przypadku jego osoby.

Dziewczyna zaczęła chodzić po pokoju. Kręciła się od jednych drzwi do drugich, czasem stawała jeszcze przy oknie. Cały czas zastanawiała się jakim cudem tak właściwie dała się tu zamknąć. Albo bardziej, dlaczego sama wlazła do tego pokoju i przestała na cokolwiek zwracać uwagę.

Przelotnie zerknęła na zegarek. Minęły raptem trzy minuty odkąd ostatni raz na niego patrzyła.

- Leona, - głos dobiegający spod drzwi wyrwał ją z zamyślenia - czegoś ci potrzeba? Mogę wejść?

- Tak, wejdź - odpowiedziała w miarę spokojnym tonem i przysiadła na parapecie.

Rose ostrożnie zajrzała do środka i lekko się skłoniła swojej Lunie. Dziewczyna odpowiedziała jej ruchem głowy.

- Właściwie to ostatnio rzadko was widuję. Szczególnie w ciągu dnia - wypaliła Leona bez większego zastanowienia chcąc czymś odciągnąć myśli od spotkania ze stadem Pazura.

Beta spojrzała trochę zdezorientowana na dziewczynę, ale szybko zrozumiała o co pyta.

- Wiesz, rok szkolny dalej trwa, a ja z chłopakami mamy jeszcze trzy razy w tygodniu dodatkowe treningi - odpowiedziała przysiadając na fotelu w rogu pomieszczenia. - Bycie członkiem straży przybocznej pary Alfa zobowiązuje - zaśmiała się nerwowo.

Leona uśmiechnęła się pod nosem. Dawno nie było jej na zajęciach. Nie żeby jakoś mocno tęskniła za wszystkimi ludźmi, którzy się z niej wyśmiewali, ale trochę samej nauki jej brakowało. W końcu, był czas gdy marzyła o studiach. Była ciekawa też czy jeszcze mogłaby kontynuować naukę mimo bycia Luną.

Pierwsza gwiazda 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz