Rozdział 30

121 11 0
                                    

Zastępca Alfy odprowadził grupę bet na skraj lasu dając im ostatnie wskazówki. Ustalili, że lepiej będzie znaleźć się na terenie watahy Księżyca w połowie nocy, a w samym centrum, gdzie teoretycznie trzymają Leonę, trochę przed świtem. Nad ranem większość wilków powinna jeszcze spać albo przynajmniej nie być tak rozbudzona jak w ciągu reszty dnia. To mogła być pora idealna do tego zadania. Albo najgorsza, jeśli coś źle przemyśleli.

Pożegnał ich i ruszył z powrotem do willi. Odkąd został zastępcom Alfy miał sporo obowiązków, ale większość wypełniał bez problemów. Tym bardziej, że należała do osób bardzo kontaktowych i chętnie oddających się mozolnym bądź nudnym zajęciom. Przynajmniej z łatwością pomagał swojemu Alfie.

- Cześć wszystkim - zawołał widząc znajome bety przesiadujące w salonie.

Kilka osób nawet mu odpowiedziało, ale większość tylko kiwnęła głowami na przywitanie.

- Zdajecie się być jacyś ponurzy - stwierdził siadając obok czarnoskórego bety.

- To chyba nic dziwnego - odparła spokojnie jedna z kobiet, trzymająca na kolanach swojego synka. - Wysłaliście na ratunek Lunie bety do watahy Księżyca. I to mając jako jedyny argument słowa dziecka - spojrzała na niego niepewnie. - Czy to był najlepszy pomysł?

Matt zawahał się przed odpowiedzią. To nie było tak, że był tego pewien czy też nie. Po prostu uważał, że w tej sytuacji to i tak jedno z lepszych wyjść. Ale niewiele ich już zostało.

- Uważam, że po prostu trzeba tego spróbować. Ale liczę też na to, że jeśli to fałszywy trop to bety dobrze określą swoją sytuację i wrócą całe i zdrowe.

- Oby...

Po tym rozmowy zeszły na luźniejszy temat. Choć Matt był już tu jakiś czas to wciąż opowiadał o sobie, gdy ktoś o to pytał. Spodziewał się, że ta ciekawość członków stada jest raczej spowodowana obawą przed jego niedawnym statutem - banictwem. Cóż, nic nie mógł na to poradzić, ale opowiadanie o sobie było jednym z fajniejszych zajęć w ciągu dnia. A i on w takich momentach dużo lepiej poznawał ludzi, z którymi miał kontakt na codzień.

***

Nataniel po wysłaniu grupy ratunkowej - jak to określił jego zastępca, wrócił do papierkowej roboty, po czym zdecydował się po prostu czekać. Był zbyt zmęczony żeby zająć się czymkolwiek sensownym, ale równocześnie nie potrafił zasnąć od napięcia i stresu jaki odczuwał w związku z zaistniałą sytuacją, choć próbował.

- Czy Nori naprawdę widział Leonę? - westchnął cicho.

Siedział zapatrzony w okno na parapecie, na piętrze dla Alf już od dość długiego czasu. Tutaj przynajmniej miał gwarancję ciszy i spokoju.

- Powinieneś odpocząć.

Jednak nie było tak cicho jakby chciał.

- Nie powinieneś być teraz u siebie? - zapytał spoglądając na Matt'a nie co zirytowany.

Zdążył polubić betę przez ten krótki okres od kiedy został on jego zastępcom. Jednak wciąż denerwował go fakt, że mężczyzna się prawie nigdy go nie słucha i nie respektuje, kiedy powinien. Ale czy to nie za to właśnie go polubił? Wszystkie wilki mu się kłaniały, schodziły mu z drogi i czuły respekt. Tylko nie Matt. On zawsze musiał mieć swoje zdanie i Alfa zawsze musiał je poznać, niezależnie od sytuacji.

- Powinienem - odpowiedział szczerze, wciąż stojąc na schodach. - Jednak Alfa nie śpi, to i ja nie będę - powiedział, a na jego twarzy pojawił się łagodny uśmiech.

- Chyba ci jednak kiedyś krzywdę zrobię - odparł zrezygnowany kręcąc głową i wrócił wzrokiem na las rozciągający się kawałek od willi.

Nie minął moment, a beta usiadł obok niego, na podłodze, w ciszy zaczynając patrzeć na nocne niebo. Jednak co jakiś czas zerkał na Alfę, co mężczyznę powoli zaczynało drażnić.

- Dobra. - Całkowicie wytrącony z równowagi spojrzał na swoje zastępcę. - O co ci znów chodzi?

Na twarzy bety pojawił się wyraz zaskoczenia, ale zaraz zmienił się w ten zwyczajowy uśmiech, którym obdarzał każdego kogo spotykał.

Nataniel tego nie znosił.

- Przecież się nie odezwałem.

- Chyba cię jednak teraz zabiję - odparł chłopak wstając, ale beta nawet się nie poruszył.

Tylko patrzył uważnie na niego.

- No czego chcesz? - zapytał błagalnym tonem siadając pod ścianą zrezygnowany.

Nie wiedział co ma ze sobą zrobić teraz. Z jednej strony chciał ukręcić łeb upartemu becie, który tak łatwo potrafił doprowadzić go do szału, nawet się nie odzywając. Ale z drugiej strony to był dobry zastępca sprawdzający się w tej roli idealnie.

- Widzę, że chwila na załamanie już przyszła - odezwał się po chwili Matt, a Alfa tylko warknął coś pod nosem, ale nawet na niego nie spojrzał. - Sugerowałabym więc rozchodzić te nerwy albo po prostu położyć się spać uspokajając swoje myśli jakimś optymistycznym scenariuszem powrotu Luny.

- Ciekawe jak ja mam w tej sytuacji myśleć optymistycznie? - zapytał trochę ironicznie, po czym oparł głowę na kolanach nie chcąc patrzeć na tego "optymistycznie nastawionego na życie" betę.

- Normalnie - stwierdził wzruszając ramionami mężczyzna i przysunął się do Nataniela. - Pamiętaj, że dwa minusy w końcu dają plus.

Brunet podniósł głowę i spojrzał na swojego uśmiechającego się zastępcę jak na idiotę.

- Twoja optymistyczna natura wzięła się od matematyki?

- Nie będę zaprzeczać - odparł luźno mężczyzna i znów spojrzał na niebo. - A ty się przez chwilę jeszcze nie przejmuj niczym. Do rana poczekaj z zamartwianiem się - powiedział kładąc dłoń na ramieniu bruneta, po czym wstał i ruszył do siebie.

Nataniel nie wiedział czy go posłuchać. Czy w ogóle był w stanie zapomnieć o wszystkim w tym momencie?

- Pewnie średnio mi pójdzie - stwierdził powoli się podnosząc i poszedł do pokoju.

Po raz ostatni skierował swój wzrok na okno i położył się na miękkim łóżku starając się uspokoić myśli. Po chwili mu się to udało i nie minęło dużo czasu nim zasnął.

Jednak sny nie dawały mu upragnionego wytchnienia. Ilekroć zamykał oczy widział Leonę, a kiedy się budził jej wizja wciąż zajmowała mu myśli. Czasem nawet widział ją w pokoju - stała przy drzwiach, potem obok łóżka, aż w końcu ułożyła się obok niego.

Czy przynajmniej we śnie mógł poczuć się z nią szczęśliwy? Wyobrażać sobie jej dotyk i zapach? Przestać na chwilę tęsknić?

Przyciągnął dziewczynę do siebie zatapiając swoją twarz w jej wilgotnych, białych włosach. Mruczał jak kot jeżdżąc dłońmi po jej ciele, gdy ona delikatnie wyginała się w jego kierunku. Nie chciał się powstrzymywać, ale wszystko co robił robił powoli i delikatnie, tak aby przypadkiem się nie obudzić.

Teraz, w końcu, czuł się szczęśliwy. A jakiś czas później, i całkowicie spełniony. Miał tylko nadzieję, że i jego wyśnionej Leonie się to podobało. Oraz, że gdy wróci jego prawdziwa Leona, i w rzeczywistości będzie mógł to z nią zrobić.

Pierwsza gwiazda 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz