Rozdział 2

873 59 0
                                    

POV. Erwin

Czemu musiał przyjść akurat gdy jęczę na swoje zycie? Nikt mu nie kazał, a przyszedł, nie powiem że zrobiło mi się cieplutko na serduszku że o mnie pomyślał bo rzadko się zdarza by ktoś to robił, a w szczególności brunet o imieniu Gregory. Nie będę znów się o nim rozwodzić bo mi niedobrze.

   Usiadłem na stołku barowym przy blacie. Vasquez oparł się tyłkiem o krawędź szafki i spojrzał na mnie, widać było w jego oczach że był zły, lecz w miłym stopniu?

- Jesteś zły? - Zapytałem patrząc w jego ciemne oczy.

- Tak, że się tak zaniedbujesz.

- Daj mi już spokój, k*rwa... po co w ogóle przyjechałeś?

- Bo się... martwię o ciebie. - Zawahał się.

- Powiedziałeś to dość niepewnie. - Zauważyłem i mu to powiedziałem, Vasquez przejechał mnie spojrzeniem mówiącym ,,Może".

- Po co się tak użalasz?

- Po co? Zapytaj Gregorego dlaczego był takim ch*jem! W końcu pracujecie ze sobą.

Twarz mężczyzny wyrażała dużą złość, patrzał na mnie ze zdenerwowaniem i zdziwieniem. Powiedziałem za dużo.

- I to teraz ja jestem współwinny? Bo z nim pracuje? Też nie jestem z tego zadowolony! Ale to nie ja wybierałem sobie znajomych z pracy! - Krzyknął.

- Wiem... przepraszam, przesadziłem. - Zrzuciłem wzrok na podłogę. Wtedy zaczęła gotować się woda, podeszłem do kuchenki, wyłączyłem ją i otworzyłem gwizdek od czajnika. Nalałem wrzątku do kubka z kawą. Postawiłem czajnik na korkowej podkładce i wziąłem małego łyka kawy, poparzyłem język, tak ch*lernie zabolał, zamruczałem z bólu, Vasquez spojrzał na mnie i się lekko uśmiechnął.

- Po co pijesz jak nawet nie wymieszałeś? Poza tym nawet nie zdążyło wystygnąć.

Spojrzałem na niego piorunującym wzrokiem, z trudem przełknąłem gorzką i niedobrą kawę.

- Potrzebuje kofeiny. - Oznajmiłem próbując ominąć temat mojej głupoty.

- Yhm. - Te mruczenie w jego niskim tonie było cudne. - Może lepiej coś zjedz za nim pójdziesz?

- Gdzie?

- Na molo? Mówiłem że idziemy tam na imprezę.

- Nigdzie się nie wybieram, już ci mówiłem.

- Pójdziesz i kropka!

- Nie! Nie mam ochoty na jakieś wesołe miasteczka.

- Erwin! Do cholery! Czy ty będziesz przez resztę swojego p*erdolonego życia leżał w łóżku i wył że zerwałeś z w c*uj przystojnym mężczyzną?! Człowieku, świat się na tym nie kończy!

- Jestem sam od 10 lat! Rozumiesz! 10 lat! Najwidoczniej, tak muszę żyć.

- A skąd wiesz?! Może poznasz kogoś na molo, może spędzisz z tą osobą resztę życia?

- Ta, znajdę tam prędzej dz*wkę niż moją miłość życia...

Vasquez uderzył ręką o blat, dźwięk rozbrzmiał w moich uszach, poczułem jak po moim ciele przechodzę ciarki.

- Erwin! - Chłopak podszedł do mnie bliżej. - Pójdziesz na molo, ze mną! Spędzimy ten czas razem, porozmawiamy ze znajomymi i dam ci spokój. - Krzyknął patrząc mi w oczy. - Pasuje?

Przełknąłem ślinę.

- Tak. - Powiedziałem niechętnie.

- Super, bo niepozwolę żeby mój przyjaciel niszczył sobie życie. - Vasquez odwrócił się i poszedł do salonu. - Wypij kawę i się ubierz, potem jedziemy. - Powiedział w progu drzwi od kuchni. Czułem jego zdenerwowanie i martwienie się o mój stan, lecz robił to niepotrzebnie, daje sobie radę, chyba.

POV. Vasquez

Czemu on musi być taki uparty?! Czemu nie chcę sobie pomóc tylko krążyć w tym chaosie?! Czy on w ogóle zdaje sobie z tego sprawę?! Rzeczywiście, trochę narzuciłem się z tym wyjściem, ale nie mam wyjścia, nie chcę patrzeć jak płaczę w poduszkę i wmawia sobie że tak przeżyje rozstanie.

   Siedziałem na kanapie dobre 20 minut. Patrzałem wiadomości w telefonie przychodzące od kilku osób z pracy. Nie przejmowałem się sprawami bo w końcu nie wziąłem tygodnia wolnego by pracować. Po chwili do salonu wszedł Erwin ubrany w czarne dżinsy i szary sweter. Spojrzał na mnie ze skrzyżowanymi rękami.

- Jestem gotowy. - Oznajmił po chwili stania.

- No to super, możemy jechać. - Wstałem z kanapy i schowałem telefon do kieszeni. Poszedłem do przedpokoju mijając siwego, zakładałem buty gdy Erwin szukał w szafie swoich. Spojrzałem na niego schylony zakładając buta, widać było że jest zdenerwowany, nie był zadowolony z wyjazdu, ale nie miał wyjścia, jeszcze mi podziękuje. Gdy założyłem buty Erwin podszedł do mnie, wziął łyżkę do butów i założył czarne adidasy. Złapałem za klamkę i wyszedłem na korytarz. Erwin zamknął drzwi na klucz i poszedł za mną. Całą drogę do samochodu przemileczeliśmy. Wsiedliśmy do samochodu, Erwin zamknął drzwi i oparł głowę o zagłówek patrząc w boczne okno.

- Niecieszysz się? - Zapytałem.

- Niespecjalnie. - Odpowiedział wzdychając.

- Zobaczysz, będzie fajnie.

- Nie wydaje mi się... - Wymamrotał do siebie. Odpaliłem samochód i wyjechaliśmy z parkingu po czym pojechaliśmy na molo.

- 15 minut później -

Stanęliśmy na parkingu na molo, wysiedliśmy z samochodu i spojrzeliśmy od razu na tłum. Na molo było sporo ludzi, słońce parzyło, zdjąłem bluzę i stanąłem obok Erwina.

- Musimy tam iść? - Zapytał patrząc na cieszących się ludzi.

- Tak. - Powiedziałem ruszając w stronę stoisk z jedzeniem i zabawkami. Erwin szedł za mną z niezadowoleniem na twarzy. Rozglądałem się za jakimś ciekawym miejscem do spędzenia czasu, jedyne miejsce które zauważyłem to bar, poszedłem w jego stronę, a Erwin jak zwykle za mną.

POV. Erwin

Usiedliśmy na stołkach przy blacie. Miałem ochotę uciec z tamtąd ale Vasquez będzie zły, a tego nie chciałem, bo może i jest spokojny z charakteru, ale jak się zdenerwuje potrafi powiedzieć sporo słów i dać do myślenia, a tego najmniej chciałem. Po chwili podszedł do nas barman, zamówiliśmy dwa bezalkoholowe piwa.

Zajebista zabawa

Po chwili barman przyszedł z kielichami piwa. Złapałem za jednego i zacząłem pić, dawno nie piłem piwa, zapomniałem jak smakuje. Vasquez patrzał co chwilę na mnie, widać było że chciał coś powiedzieć ale chyba nie chciał. Nie wtrącałem sie w to, jego myśli, jego sprawa.

- Co będziemy robić? - Zapytał patrząc na mnie i popijając piwo.

- Możemy już wracać?

Mężczyzna spojrzał na mnie piorunująco, nie chciałem z nim gadać, a tym bardziej się bawić. Vasquez spojrzał na jakieś stoisko i wstał z krzesła przysuwając kielich bliżej mnie.

- Zaraz wrócę. - Oznajmił po czym poszedł, nie patrzałem gdzie poszedł. Piłem dalej aż nagle ktoś postawił przede mną moje ulubione gofry z bitą śmietaną i malinami. Spojrzałem na krzesełko obok i siadającego Vasqueza.

- Dziękuje. - Powiedziałem patrząc na niego i łapiąc gofra. - Skąd wiedziałeś że to moje ulubione?

- Bo cię znam już pięć lat. - Spojrzał na mnie łapiąc za piwo. Ugryzłem kawałek brudząc się śmietaną. Lecz nieprzejmowałem się tym i gryzłem dalej. Gdy przełknąłem pierwsze kawałki, Vasquez przejechał kciukiem po mojej brodzie czyszcząc ją ze śmietany. Przeszły po mnie ciarki, patrzyliśmy sobie w oczy, czułem jak jego kciuk powoli odsuwa się od mojego podbródka, chłopak odwrócił wzrok na blat a potem na piwo, złapał je i wypił, a ja patrzałem na niego. Zacząłem myśleć nad tym co miał na myśli, czy poprostu chciał wyczyścić moją brodę.



I teraz już wiesz dlaczego?! / Vaskles & Mover [Zakończona]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz