Błękitny Azyl.
Piękna nazwa nadmorskiego miasta położonego na samym zachodzie głównej wyspy. Piękna nazwa, jak na ogromne, ponure mury, wyrzeźbione w skale, która niegdyś się tu znajdowała. Błękitny Azyl powstał przed setkami lat, jeśli wierzyć opowieściom Shirohara – tym, którzy wznieśli miasto. W istocie, architektura nie przypominała czegokolwiek, co widzieli wcześniej. Mury otaczały zarówno zamek, górujący nad wszystkim, lecz mimo to wciąż kryjący się w cieniu Płaczącej Góry, gdy nastawał świt, jak też i wewnętrzną zatokę stanowiącą centrum Azylu. Umocnienia zabezpieczały również część dla mieszczan i pospólstwa, mając swój koniec w postaci ogromnych, wysokich na dwadzieścia metrów ponad powierzchnię wody, stalowych wrót, blokujących dostęp z morza do zatoki, jak i z zatoki do morza.
Wyruszyli o świcie. On i Girei, na grzbietach najszybszych koni, jakie jego brat mógł mu dać, przez ogromny tunel biegnący przez samo serce Zamarzniętych Kłów, wprost z Górskich Twierdz na wschodzie. Droga w ten sposób dała im może tydzień przewagi nad wojskami jego ojca, albo jak coraz częściej nazywano ich w stolicy – Renegatami.
Jechał ku ostatniej bitwie. Ostatniej walce, którą zakończy wszystko co rozpoczęło się blisko trzy lata wcześniej, gdy najechano jego dom, gdy porwano jego narzeczoną i gdy musiał patrzeć na śmierć matki. Widział to już wiele dni wcześniej, w swoich snach, które towarzyszyły mu po śmierci Itsuki. Widział jak ostatni raz dobywa miecza, jak ostatni raz staje do walki, zanim jego serce przestaje bić, a on sam pada na ziemię, by w końcu dołączyć do niej w świecie, który na niego czeka. Gdzie czekają na niego wszyscy, których utracił.
Bramy Azylu otworzyły się przed nimi, a Girei Yuki wyszczerzył zęby, czując morskie powietrze w płucach. Długie, czarne jak smoła włosy, były splecione w warkocz, kołyszący się z każdym ruchem konia. Przyjaciel Siona był jednym z najwyższych wojowników swojego pokolenia, mierząc blisko dwóch metrów wysokości. Po obu bokach jego czaszki znajdowały się błękitne, świeżo wytatuowane runy wyrażające ducha jego klanu. „Mróz" był jednym z nich.
Wyjechali z tunelu, powitani przez obfitą ulewę. Dwa rzędy żołnierzy, wraz z zarządcą miasta czekało na nich przed wyjściem z tunelu, stając przed swoim księciem w swoich pancerzach. Wielki Yuki poprawił swój topór, zawierzony na siodle konia, po czym wyprostował się dumnie.
Tak, Girei przyjechał tu walczyć o chwałę dla swego klanu i swego nowego króla, by jego imię stało się tematem kolejnych pieśni, jak i legend. Jego ambicja nie pozwoliłaby mu na to, by w takiej chwili źle się zaprezentować.
Deszcz zdawał się słabnąć.
Sion był geniuszem w zakresie kontroli nad własną chakrą, w szczególności nad uwolnieniami błyskawicy, ognia, wody oraz wiatru. Żaden wojownik w Królestwie nie mógł poszczycić się tak doskonałą kontrolą nad czterema naturami jednocześnie, które z łatwością łączył w kilkanaście bardziej zaawansowanych.
Ignoranci zwykli określać je mianem wrodzonego daru. Jedynym „darem", który on otrzymał ze względu na swoją krew był Sharingan, a całą resztę zdobył ze względu na samą swoją determinację. Dzięki tej kontroli, Sion czuł niepokój wśród zebranych. Czuł podekscytowanie, połączone ze strachem u wszystkich na placu przed wejściem do tunelu.
Popatrzył na zebranych żołnierzy. Wiedział, że większość z nich zginie w pierwszych dniach oblężenia. Co do tego nie miał wątpliwości. Było to bardziej niż pewne. Wiedział też, że on sam zginie wraz z nimi. Zginie, dotrzymując słów przysięgi, którą złożył nad ciałem swojej matki, a którą powtórzył po raz ostatni, gdy serce jego ukochanej przestało bić na zawsze.
CZYTASZ
Tom I Początek wojny
FanfictionDaleko na północ, poza wojnami shinobi i interesami panów feudalnych znajduje się królestwo o własnej tożsamości i kulturze. Jaki był świat "Naruto" przed nim samym? "Czym jest wojna, jeśli nie rozlewem krwi pozbawionym celu?" Książę Sion żył zgodni...