• Prolog •

898 35 11
                                    

Po pożarze w bibliotece, nie mogłem nigdzie znaleźć Aziraphala. Nawet gdy Adam się ocknął, nie pamiętał, aby kiedykolwiek w tym czasie go widział. Anioły nie są w stanie tak łatwo umrzeć prawda? To nie był piekielny ogień, więc nie pochłonął jego duszy...

– Szlag, by to wszystko trafił! – Wrzasnąłem, siadając na krawężniku.– Gdzie jesteś aniołku?– Szepnąłem, zdejmując okulary i przetarłem dłonią oczy. Mam gdzieś, jeśli ktoś je zobaczy i tak wszystko straciło sens. Może jest teraz w niebie? Tylko tam (z oczywistych powodów) nie sprawdzałem.

Poczułem na swoich plecach ciepły wiaterek, nie to ciepło spowodowało coś innego. Znam je, jest kojące i uśmierza wszelki odczuwany przeze mnie ból. Odwróciłem się i w odbiciu okna dostrzegłem znaną mi jasną posturę anioła.

– Byłeś tam przez cały czas? Dlaczego nie uciekłeś... Dlaczego?? Trzeba było zostawić to wszystko w cholerę i uciekać! Nawet sprawić ten jebany cud!– Aziraphal nic nie odpowiedział, nadal mnie przytulał. Miał smutny i zmęczony wyraz twarzy. W odbiciu szyby ujrzałem potwora, było nim moje własne odbicie. Żółte oczy i łuski pokrywające kawałek mojej skóry. Nawet mój język był dłuższy, bliżej było mi do zwykłego gada, niż człowieka. Jaka ironia, nawet z tym ciałem, nie jestem normalny.

Wziąłem głęboki oddech, a wspomniany potwór znikł, pozostawiając po sobie jedynie niesmak. Aziraphal nadal uparcie milczał, dziwne.

– Dlaczego milczysz? Czemu nic nie powiesz? Martwiłem się.– Powiedziałem o wiele spokojniej.

— Nie mogłem nic zobaczyć, nadal nie mogę.— Odpowiedział słabym głosem.

– Co masz na myśli, przecież twoje oczy są w porządku. Aniołku co się dzieje? Zachowujesz się strasznie dziwnie.

—, Gdy palił mnie ogień... to okropnie bolało, ale było mi zimno. Bardzo zimno, nie widzę już światła Crowley. To co ujrzałem, to głębia ciemności.— Po tych słowach uścisk anioła na moim ciele zelżał. Przestałem odczuwać ciepło, a sam wizerunek anioła, zniknął z mojego pola widzenia.

– Aziraphal? Jesteś tutaj!?– Zacząłem panicznie się rozglądać. – Jestem głupi, przecież tak go nie zobaczę. Myśl Crowley, tym razem on ci nie pomoże... Mam! – Założyłem na powrót okulary i podszedłem do zaparkowanego nieopodal auta.– Czego nie robi się dla ukochanych...– Wyrwałem jedno przednie lusterko z mojego ukochanego auta. Zabolało mnie to cholernie, ale gdyby Aziraphalowi coś się stało, nie wybaczyłbym sobie.

Wróciłem do miejsca, gdzie widziałem go po raz ostatni. Kierując lusterko w kierunku ziemi, zobaczyłem kawałek jego beżowego płaszcza. Był nieprzytomny, nie dziwę mu się, po czymś takim, to cud, że jeszcze żyje.

Wziąłem go na ręce, był strasznie zimny. To o tym wspominał? Otworzyłem auto i posadziłem go na przednim siedzeniu, obok kierowcy. Ustawiłem lusterko przed nim, żeby mieć pewność, że nadal tam jest. Sam usiadłem za kierownicą i odpaliłem silnik.

– Wytrzymaj jeszcze trochę, zaraz pojedziemy do domu.– Powiedziałem do nieprzytomnego, z nadzieją, że mnie słyszy i mu to pomoże.

——————————————————

Mam nadzieję, że i to opowiadanie wam się spodoba <3

Zachęcam do komentowania, bardzo motywuje mnie to do pisania kolejnych rozdziałów, więc będzie spora szansa na wychodzenie ich znacznie częściej <3

Xeno

Sweet Night my star  •Aziraphal x Crowley•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz