5. Diabeł wcielony

263 25 4
                                    


Jechałem... sam nie wiem już ile. Nie wiem nawet za bardzo, gdzie jestem, wszędzie są tylko pola. Co kilka kilometrów widuję człowieka, mógłbym zapytać, gdzie się obecnie znajduje bądź, czy tam, gdzie jadę, cokolwiek się znajduje. Jednak gdy za każdym razem próbuje, coś mnie powstrzymuje. Nie jest to strach, po prostu dziwne uczucie. Jakby coś mnie od tego powstrzymywało.

— Crowley rozglądał się, szukając bezpiecznego miejsca do zaparkowania. Bezpiecznego, bo nie miał zaufania, co do tego miejsca, wydawało się mu sztuczne.
Zaparkował w końcu, na zachwaszczonej polanie. Wystraszył się, gdy jakiś staruszek, laską zapukał w jego bagażnik. Spojrzał na starszego i ostrożnie wysiadł z auta. —

– Czego Pan tu szuka?– Spytałem, zamykając drzwi od auta.

– Nie wiem, ty mi powiedz.– Starszy uśmiechnął się, podchodząc do mnie.

Dziwny typ, pomyślałem. – Śpieszy mi się, więc wybaczy Pan, ja już sobie pojadę.– Powiedziałem, chcąc zakończyć tą krótką wymianę słów.

– Gdzie ci tak śpieszno i tak nie zdążysz.– Starszy ponownie się uśmiechnął.

– Co masz przez to na myśli staruchu?– Wydusiłem przez zęby, nie zwracając już uwagi na słowa.

– Jego nie ma tu już od wieków, zobacz co po sobie zostawił. Czy anioł zrobiłby tyle złego? Rozejrzyj się, śmiało.– Ponaglał, wymachując laską.

– Jak mnie to nawet nie interere...– Mruknąłem, a stary i tak to usłyszał.

– Za moich czasów, młodzież była bardziej zainteresowana losami świata, kolejny stratny anioł... do czego to doszło...– Burknął, kręcąc głową z zawodem.

– Ale... że ja? Anioł?– Nie no przebojowy ten staruszek.

– Nie, ja? A myślisz, że do kogo mówię? Co?– Oburzył się, unosząc laskę i uderzając nią w sam czubek mojej głowy.

– No rzesz w...– Wdech i wydech, Crowley, zniosłeś Michała, z nim też sobie poradzisz...– Słuchaj dziadek, śpieszę się, muszę ratować ważną dla mnie osobę i nie mam ANI czasu, ANI humoru na pogaduchy na środku zadupia.

– Niewychowany jesteś! Matka manier nie nauczyła?– Prychnął, zastawiając drzwi auta.

– Tak się składa, że mam dwóch ojców po rozwodzie i żaden mnie nie chce.– Wzruszyłem teatralnie ramionami, patrząc na osłupiałego staruszka.

– Ale jak to tak?! Ki diabeł cię uradził?!– Wytrzeszczył oczy.

– Precyzując, Bóg i Szatan.– Wyszczerzyłem się, pokazując wężowe kły.– Chociaż, diabeł też ujdzie.– Tym razem odsłoniłem okulary, patrząc na niego gadzimi oczami.– BUU!

Stary zwiał, i to o dziwo bez laski. Wrzeszczał coś o demonach i wodzie święconej. Mniejsza.

– Ahhh... tego było mi trzeba! Dobrze, że Aziraphal tego nie widzi, zrąbałby mnie na funty.– Zaśmiałem się. Może i ten staruszek był wkurzający, ale zdecydowanie poprawił mi humor.

Z mniej wisielczym nastrojem, wsiadłem z powrotem do auta, jadąc w zamierzonym kierunku. Nawet włączyłem sobie radyjko.

— Warkot silnika przyjemnie drażnił uszy diabła. Czuł się tak odprężony, jakby na nowo uwierzył w to, co robi. Zatarł uczucie smutku na tyle, że zupełnie zapomniał o ostrzeżeniu starca. Och Crowley... obyś szybko sobie o tym przypomniał... —

——————————————————

Nie wiem, który już raz was przepraszam kochani. Zawsze wolę się tłumaczyć, bo nie chcę, żebyście myśleli, że o was nie pamiętam.

Pokrótce powiem, że jestem na chwilę obecną w szpitalu (nie martwcie się, wszystko jest już w porządku. ;)) Staram się pisać w każdej wolnej chwili, więc rozdziały na pewno będą się pojawiać.

Życzę wam miłego dnia i widzimy się w następnym rozdziale. ✨

Xeno

Sweet Night my star  •Aziraphal x Crowley•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz