6. Wątpliwość

250 24 4
                                    

Pov Aziraphal

( Dzień wypadku )

Rozkładałem książki, popijając od czasu do czasu kakao. Oczywiście nie przy książkach, nie chcę ich przecież zniszczyć. W trakcie wybierania odpowiednich dla nich półek, usłyszał dźwięk małego dzwoneczka nad drzwiami.

Wyszedłem spomiędzy regałów, przecierając dłonie w ręczniczek na biurku.– Dzień dobry! W czym mogę pani pomóc?– Odpowiedziałem, uśmiechając się do czarnowłosej damy. Wyglądała pięknie w czerwono-czarnej sukience do kolan.

– Gdzie jest ten drań?– Kobieta tupnęła nogą o podłogę, jej obcas od czarnych szpilek sprawił, że spod drewnianych desek widać było beton. Czy każda kobieta ma taką siłę? Niesamowite!

– Spokojnie, nie wiem, o kogo pani chodzi, ale jeśli uczęszcza tutaj często, może damy radę znaleźć jego kartę, na którą wypożyczał książki. – Zachowałem spokój, widząc, jak desperacko próbuje go odszukać, ach... ludzka miłość, jest taka żywiołowa!

– Przychodzi tutaj, i to do ciebie kretynie!– Cała czerwona na twarzy, wymachiwała rękoma. Udało jej się nawet zbić moją wazę z chińskiej porcelany...

– Nie za bardzo rozumiem, ale może usiądziemy i porozmawiamy na spokojnie.– Rozłożyłem ręce w obronnym geście, ciągle trzymając uśmiech na ustach.– Jestem pewny, że to tylko nieporozumienie i wszystko sobie wyjaśnimy. Proszę usiąść. – Dodałem, wskazując na skórzany fotel.– Zaparzę herbatę.– Powiedziałem, gdy kobieta z grymasem zajęła wskazane miejsce.

Skierowałem się na zaplecze, w którym dzięki cudowi, pojawiły się dwie filiżanki ciemnej herbaty, a wraz z nimi mała taca z lukrowanymi ciasteczkami. Zaniosłem to wszystko do kącika czytelniczego, gdzie czekała na mnie, ta żywiołowa dama.

– Proszę, ile cukru pani słodzi?– Spytałem, podając jej filiżankę z aromatycznym napojem.

– Jedną, ale...– Spojrzała na mnie niepewnie.

– Tak?– Uśmiechnąłem się pokrzepiająco, a dama się rozchmurzyła.

– Nie ma cukierniczki.– Oddała uśmiech, patrząc z ognikami rozbawienia na mały stolik.

– No jasne! Wiedziałem, że o czymś zapomniałem... Za momencik wracam.– W momencie gdy miałem się udać po cukier, kobieta odezwała się niespodziewanie...

– Nie, nie trzeba. Proszę ze mną usiąść.– Powiedziała, upijając łyk herbaty i zagryzając go ciasteczkiem.

– Rozumiem, przejdźmy więc do rozmowy. Jestem Aziraphal, jak pewnie wiesz, jestem właścicielem tej oto skromnej biblioteki.– Przedstawiłem się, również, sięgając po ciastko. ( Uwierzcie, to było silniejsze ode mnie, chętnie dałbym wam jedno, gdybym tylko mógł hah... )

– Nazywam się Lauren Lusie. Przepraszam, za... wszystko, co zrobiłam... Przyszłam tutaj, bo szukałam pewnej osoby, dużo mówiła o panu i...– Zatrzymała swoją wypowiedz, spoglądając z wyrzutem w podłogę.

– Spokojnie, nic się nie stało. Ta waza i tak mi zawadzała, pomogłaś mi się jej szybciej pozbyć.– Zaśmiałem się, na co kobieta rozpromieniła się.– Powiedz mi... Kogo szukasz?– Spytałem zaintrygowany.

– Crawley...– Szepnęła.

– Kto?– Ponowiłem pytanie, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie usłyszałem.

– Crawley. Demon, wiesz o tym prawda?– Spytała, patrząc na mnie podejrzliwie.

– T-tak o-oczywiście!– Wyjąkałem. Przecież on nie używa tego imienia od wieków! Skąd ta kobieta je zna?

–Wiedziałam. Cóż, miałam szczerą nadzieję, że nie powiedział ci, kim jest, wtedy byś go zostawił. Jednak, skoro przez te wszystkie stulecia, wiedziałeś, nie mam innego wyjścia. Wybacz, robię to z wielkim bólem serca, bo naprawdę cię polubiłam. Jesteś naprawdę, bardzo potulny. Żegnaj. – Uśmiechnęła się ukazując wężowe kły.

– Jak to możliwe? Skąd go znasz?? Kim ty właściwie jesteś Lauren?!– Zbyt dużo myśli kłębiło się po mojej głowie... Crowley nie miał innych znajomych, a może... może mnie okłamał? Jeśli tak naprawdę bawił się mną, chcąc przeciągnąć mnie na złą stronę... Nie, nie on taki nie jest... nie zrobiłby tego, więc dlaczego czuję, jakby pękało mi serce? Czemu nie mogę odeprzeć tych bzdur żadnym niepodważalnym argumentem? Dlaczego!?

Nie wiadomo, skąd, cała biblioteka pogrążona była w płomieniach, tak samo, jak moje ludzkie ciało, nie czułem bólu, chociaż nie mogłem oddychać. Nie przez dym, ale przez ucisk w klatce piersiowej. Lauren już dawno znikła. Mogłem uciec, sprawić cud, i to wszystko nie miałoby miejsca. Mogłem to zrobić, ale nie dałem rady. Pozwoliłem by pochłonął mnie piekielny ogień, stałem się ociężały, wręcz senny. Słyszałem jak ktoś mnie woła. Crowley, tak to na pewno ty. Jestem tutaj, bardzo chciałem to wykrzyczeć. Zamiast tego upadłem na podłogę. Chce mi się spać... Tak zdrzemnę się na chwilę, tylko na małą chwileczkę...

——————————————————

Dziękuję, za przeczytanie <3
I do następnego kochani!

Xeno

Sweet Night my star  •Aziraphal x Crowley•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz