01. 20

429 51 42
                                    








ROZDZIAŁ DWUDZIESTY:
Obietnica

NASTĘPNY RANEK PRZYWITAŁ MIESZAŃCÓW Doliny Godryka dość wątpliwą pogodą

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.




NASTĘPNY RANEK PRZYWITAŁ MIESZAŃCÓW Doliny Godryka dość wątpliwą pogodą. Wiatr, ale przygnał jeszcze ciemniejsze, prawie czarne jak smoła chmury. Nie minęło dużo czasu, a lunęło jak z cebra. Wszystkiemu towarzyszył także gwałtowny pokaz błysków i huków.

Edith nie była pewna czy lubi burzę.

Uwielbiała jednak z całą pewnością to, jaki świat był, gdy grzmoty, błyskawice i ulewa ustawały, a w powietrzu unosił się charakterystyczny, kojący zapach.

Cały poranek spędziła w piżamie. Razem z Teddym, Lily i Ruth siedzieli na dywanie w salonie i grali w karty. Ruth, która jako jedyna nie znała się na mugolskich zasadach, wyglądała na poważnie sfrustrowaną.

Naprzemiennie powtarzała, że to głupie albo że ją oszukują, okazjonalnie podskakując jeszcze i zaciskając oczy (to ostatnie miało ścisły związek z burzą).

Ruth, w przeciwieństwie do swojej przyjaciółki, miała pewność, że nienawidzi burzy. Bała się jej już od kiedy była małą dziewczynką, a teraz jako szesnastolatka uznawała to za okropny wstyd.

Lily i Edith nie zamierzały nic na ten temat mówić, ale Teddy cierpiał na przypadłość zwaną szczerością, więc w pewnym momencie wypalił coś o tym, że tylko małe dzieciaki boją się burz. Ruth wystawiła mu język i powiedziała, że w nocy zjedzą go gnomy ogrodowe.

Wraz z nastaniem południa, pan Bell oznajmił, że wybierają się dziś na obiad do Potterów. Krótka trasa przez ulicę przemoczyła ich do suchej nitki.

Gdy wkroczyli do domu Potterów, natychmiast uderzył ich kuszący zapach ciasteczek maślanych wydobywający się z kuchni. Chwilę później wyjrzała zza nich pani Euphemia, umazana na twarzy mąką i uśmiechnięta od ucha do ucha. Przetarła oczy materiałową rękawicą, którą miała na dłoni, lecz przyniosło to efekt odwrotny do zamierzonego i musiała mrugać przez kilka dobrych sekund aby osad w postaci miksu mąki i przypraw opuścił jej powieki.

— Witaj, Euphemio. — Ukłonił się jej pan Bell. — Fleamoncie — dodał po chwili, gdy nad głową żony pojawiła się głowa pana domu. On wyglądał na nieco mniej zadowolonego i nieco bardziej sfrustrowanego.

— Spaliłem ciasteczka — wymamrotał smutnym tonem. Teddy zaczął chichotać z jego miny, lecz kiedy usłyszał głosy starszych chłopaków dobiegające z salonu natychmiast porzucił wcześniejsze zajęcie i popędził w ich kierunku.

Edith, Ruth i Lily wymieniły się krótkimi spojrzeniami, a potem pozwoliły, aby pan Potter wciągnął ich w dyskusję o szkole.

BUKIET KONWALII: remus lupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz