02. 04

345 37 19
                                    



ROZDZIAŁ CZWARTY:
Arabella Alders

ROZDZIAŁ CZWARTY:Arabella Alders

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


JEŚLI NALEŻAŁOBY WSKAZAĆ POSTAWĘ, której przyjmowania najgorliwiej odmawiała Edith, zdecydowanie byłaby to nienawiść. Uczucie obrzydliwe, jak obślizgłe robactwo wczołgujące się do pięknego kwiatowego ogrodu, aby pożreć i skazić piękne liście i płatki. Jak wąż wkradający się do Edenu, by zabić w człowieku niewinność. Nikt nie czerpał korzyści z nienawiści — ani ten, kto ją okazywał, ani ten kogo dosięgała.

Ale mimo wielkich protestów swojego serca, Bell z bólem musiała przyznać, że uczucie kiełkujące w jej sercu na widok profesor Alders z każdym dniem coraz bardziej przypominało chwast nienawiści. Nie cierpiała się tak czuć. Wyczerpana wściekłością, zaciskaniem pięści, powstrzymywaniem się od wybuchów. Powstrzymywaniem się od płaczu.

Nie chciała tego przyznać, ale nie potrafiła być taka, jaką chciała widzieć ją Ruth. Taka jaką była jako mała dziewczynka. Odważna, niewzruszona, niewrażliwa na słowa innych. W dzieciństwie coś w niej pękło. Jakaś twierdz obronna po prostu runęła i od tamtej pory  każde  najbardziej błahe, rzucone mimochodem nieprzychylne słowo z  każdych,  najbardziej obcych jej ust, bolało na nowym poziomie. Czuła się, jakby goniła jakąś nieuchwytną perfekcję. Wymagania innych i jej samej rosły w oczach, a ona stała obok całkiem zatrwożona i niezdolna, by coś z nimi zrobić.

Dlatego gdy po trudnym teście z Obrony przed Czarną Magią zobaczyła na kartce napisany czerwonym długopisem "NĘDZNY", a z ust nauczycielki usłyszała przy całej klasie, że nigdy dotąd nie było osoby bardziej opornej na przyswajanie wiedzy i że to wręcz skandaliczne, że Edith znajduje się na szóstym roku nauki, po prostu nie wytrzymała. I to nie w donośny, pewny sposób. Nie inteligentnym prztyczkiem, nie wzruszeniem ramionami, nie wykrzyczeniem jej w twarz, że nie ma prawa się tak do niej zwracać, ale płaczem — bezbronnym, obrzydliwie nieporadnym, słabym płaczem. Zebrała swoje rzeczy i wypadła z klasy. Poniżona, przegrana, zdruzgotana nie tyle porażką w nauce, co tym, że mimo tak wielu prób wciąż jest zbyt słaba, by walczyć o siebie.

Z krzykami Alders, dudniącymi w jej głowie, wszystkimi bolącymi słowami, jakie ktokolwiek wypowiedział na temat jej wyglądu i wspomnieniami odtwarzanym na nowo w jej głowie zaszyła się w ciemnym kącie korytarza, usiłując stłumić szloch. Rzeczywiście wkrótce ustał, ale zamiast niego pojawiła się panika. Miała wrażenie, że obca ręka zaciska się na jej gardle odbierając jej zupełnie dostęp do tlenu. Cała drżała walcząc z tą niewidzialną siłą o oddech. Raz po raz, coraz dalej odpływała w ciemności swojej rozpaczy, w swój własny świat lęku. Poczuła, że tonie, że nigdy już się nie wydostanie. I jedynym, czego pragnęła w tamtej chwili był koniec palącego uczucia w jej sercu.

— Edith? — z letargu wyrwał ją ciepły głos, brzmiący w jej uszach jak dźwięczna harfa, ciepły zgrzyt smyczka przesuwającego się po strunach skrzypiec, a trochę jak delikatny dotyk klawiszów pianina. Otworzyła oczy, zdając sobie sprawę z tego, że nogi ma podciągnięte pod brzuch, a ramiona owinięte wokół głowy.

BUKIET KONWALII: remus lupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz