01. 04

591 62 69
                                    









ROZDZIAŁ CZWARTY:
Huncwoci

ROZDZIAŁ CZWARTY:Huncwoci

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.









CZEŚĆ, CHŁOPCY — powiedziała Edith z uśmiechem na ustach.

Była sobota, miesiąc po spaleniu starego zeszytu. Edith wciąż jednak przypominała starą Edith. Naprawdę niewiele się zmieniło, choć czujne oko Remusa dostrzegło, że dziewczyna delikatnie schudła, inaczej upinała włosy i zaczęła chyba nawet nakładać tusz do rzęs.

Tego dnia postanowili wybrać się wspólnie w jedno z ich ulubionych miejsc na błoniach. Nad jeziorem rósł dąb o wyjątkowo grubym pniu. Jego gałęzie rozpościerały się na wszystkie strony świata. Wspaniale się po nich wspinało, dlatego piątka przyjaciół często rozsiadała się w koronie drzewa. Tym razem jednak zdecydowali się usiąść na ziemi.

James przerzucał złoty znicz z ręki do ręki, a Peter wodził za drobną kuleczką wzrokiem, tak jakby był to jakiś wyjątkowy skarb. Syriusz na wpół siedział, na wpół leżał, oparty od dąb, trzymając między palcami papierosa, Remus zajmował miejsce obok, odganiając jedną ręką dym, a Edith zatopiła się w trawie, łapiąc ostatnie promienie słońca.

Otworzyła jedno oko i dostrzegłszy w dłoniach Lunatyka powieść Jane Austin, uśmiechnęła się delikatnie.

— Ciekawe? — zapytała.

Już chciał odpowiedzieć, lecz uprzedził go James.

— O ile ma się mózg osiemdziesięciolatka.

— Wystarczy po prostu mieć mózg — odparł.

Potter wybuchnął niekontrolowanym śmiechem, a Pettigrew po chwili mu zawtórował. Black zajęty tymczasem dogłębnie wypuszczaniem dymu w powietrze pozwolił sobie tylko na kilka rozbawionych uśmiechów.

— Pytam poważnie — kontynuowała Edith, cała rozpromieniona. Huncwoci nigdy nie mieli problemu z poprawieniem jej humoru. — Chciałam kiedyś przeczytać. Przecież to klasyk, ale... nie mogę się przekonać.

— Skoro Edith nie docenia twoich książek to też nie ma mózgu? Czy tylko ja nie mam? — spytał James, podrzucając znicz do góry. Zagapił się jednak i złota kulka walnęła go prosto w czoło.

— Właśnie odpowiedziałeś sobie na to pytanie — westchnął Lupin, zastanawiając się, jak wpakował się w przyjaźń z tymi półgłówkami.

Kilka minut później trójka piętnastolatków zaczęła przepychać się przy jeziorze. Remus nie mógł powstrzymać uśmiechu, choć próbował zagrać rolę zdegustowanego rodzica. Jego twarz miała tak przyjazny i ciepły wyraz, że Edith prawie w ogóle nie zwracała już uwagi na blizny ciągnące się przez twarz i szyję. Jednak kiedy akurat sobie o nich przypominała, zdawała się smutnieć.

Nawet nie śmiał przypuszczać, że dziewczyna, w której był bez reszty zakochany, może wiedzieć, co ukrywa. Uważał, że jeśli się dowie, znienawidzi go, będzie się go bała.

BUKIET KONWALII: remus lupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz