Rozdział 11 - Już się nie boję

902 65 2
                                    

      Jest jedna rzecz, o której nikt nigdy nie mówi, że czekanie po tak długim czasie na to co ma nastąpić jest gorszym niż tortury. Chuuya nie sądził, że to najgorszy moment jaki ma nastąpić, ale zawsze mówiono mu, że straci to podczas rui, że właściwie tego nie zapamięta i mogło tak być, gdyby w dniu ślubu był przytomny. Teraz czekał w sypialni w zamku w Tokio i normalnie wyruszyłby na wycieczkę po korytarzach i pokojach, ale budynki były trzy, może cztery razy większe od tych w Jokohamie, a gdyby się zgubił, nie spędziłby ostatniej nocy z mężem. Więc siedział. Przychodziła służba, jakby szykując odpowiedni nastrój, jakby miało to w jakiś sposób pomóc w jego nerwach. W pewnym momencie przestali się nim nawet przejmować, cóż, raz jedna z pokojówek poprosiła, by zszedł z kołdry, aby mogła zmienić pościel, ale poza tym, nic. Żadnego spojrzenia. Zmieniano mu nawet wodę w dzbanku jak psu, choć troska była ponad tym, że jest Omegą, bo Japonia zaczynała się zmieniać. Ludzie starali się nie postrzegać go jako tego gorszego, naprawdę starając się zrozumieć co czuje i było to miłe, choć z nagłością jaką nastąpiło, nieco przytłaczające. Jednym z pierwszych zasad jakie weszły, było noszenie obroży, tej samej, którą nosił odkąd Osamu zabrał go do tamtego pasażu, a która stała się jego częścią. Nawet zauważył jak niespokrewnione Alfy rzadziej na niego spoglądały jak na obiekt pożądania, a częściej jak na człowieka, gdy główne gruczoły odpowiedzialne za parowanie były okryte. Potem zaszło słońce i miał prawdziwą nadzieję, że pozwolą mu na skonfrontowanie się z mężem przed całym procesem legalizowania ich małżeństwa, że będzie mógł zjeść z nim kolację, porozmawiać, a zamiast tego Dazai został zmuszony do kolejnego przesłuchania i oddania wykładu na temat nowego prawa. Rozumiał jak ważnym to było, że zmieni to życie nie tylko jego ale przyszłych Omeg i tych, które do tej pory ukrywały się w cyrkach. Czuł ogromną zazdrość, że te w większości przypadków posiadały miłość Alf, które również uciekły nie zgadzając się z reżimem, a on musiał być żywym przykładem, że potrafi koegzystować wśród społeczeństwa bez wyzywania każdej Alfy na seks. Przez chwilę nawet pomyślał o dziecku, gdyby miał jedno z Osamu, cóż, miałby na pewno, bo może urodzić, ale wydawało mu się to surrealistyczne, ponieważ wcześniej nie myślał o tym jako o dziecku. Było to szczenię, jego i męża, a teraz kochał i naprawdę chciał mieć jedno, ale cztery lata wydawały się tak potwornie, żałośnie długie.

- Kochanie? Czy wszystko w porządku? - zapytał ze spokojem szatyn, stojąc już od jakiegoś czasu po środku ich nowej sypialni i po prostu obserwował. Czuł się dziwnie patrząc na Omegę, który jeszcze przed raptem dwoma miesiącami wytarzał siebie w pościeli, by naznaczyć ją swoim zapachem, a teraz, gdy ta była świeża, pachniała detergentami, nie kwiatowym aromatem jego męża. Niebieski wzrok padł w końcu na nim i dostrzegł w nim prawdziwą dezorientację i strach. Zupełnie coś innego niż zapamiętał. - Możemy to zrobić jak wrócę, nikt nas przecież nie zmusi. - Kłamstwo, chciał tego. Chciał posiadać całą Omegę, mówić za granicą, że jest związany w każdym możliwym aspekcie, że ma najpiękniejszą księżniczkę na świecie, chciał mieć ten moment w pamięci podczas rutyny i pielęgnować go za każdym razem. Chciał przede wszystkim wiedzieć jakim uczuciem byłoby mieć go wokół siebie, czuć gorąc inny niż od jego ud.

- Jest dobrze - powiedział sztywno, a dłonie instynktownie owinęły się wokół ramion, jakby nagle się wstydził. I odczuwał coś, ale nie potrafił tego zdefiniować. Wcześniej był pewny siebie, bo nie mieli należeć do siebie, chciał Alfy wtedy i chce teraz, ale nie ma rui, czy może naprawdę nawilżyć się wystarczająco by to ułatwić? Dłonie księcia potarły jego plecy i Chuuya nie był pewny kiedy ten się poruszył ze swojego miejsca, ale dotyk był uspokajający. Chłodne palce zsunęły jego rękawiczki, ocierając się o nadgarstki i drobne punkty na przedramionach, które sprawiały, że drżał nerwowo.

- Powiedziano mi, że nie zjadłeś - mruknął, wciąż głaszcząc skórę, zahaczając paznokciami o gęsią skórkę i przez moment miał wrażenie, że usłyszał cichutkie, nieśmiałe miauknięcie rudzielca. - Może najpierw coś zjesz? Każę coś przynieść - powiedział nieco pewniej, lecz Omega pokręcił głową. - Stresujesz się? - zapytał spokojnie, przywołując na moment zbolały uśmiech, nie dlatego, że bał się tej chwili czy jego, ale że ten faktycznie bał się czegoś konkretnego. - Dlaczego?

[BSD] Ostatnia Omega - zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz