10. Nie jesteśmy razem, ale też nie-nie jesteśmy razem

1.2K 101 128
                                    

[Savannah Sgro - Until We Drink]
[Maine, Castine, obecnie]

Kiedy z bardzo małego miasteczka nagle przeprowadzasz się do wielkiej metropolii, to nawet gdy było to twoje marzenie, nie ma takiej możliwości, że nie poczujesz się przytłoczony przez pierwsze kilka tygodni.

Mój przyjazd do Nowego Jorku mógłbym nazwać najgorszym debiutem, w historii wszelkich debiutów. Byłem brudny, dosłownie przeleciany, zmęczony, skacowany i przerażony, a na dodatek ledwie radziłem sobie z komunikacją miejską, która w Castine nie istniała. Nie mogłem pozbyć się wrażenia, że ktoś chce mnie napaść, albo zabić, chciało mi się płakać za każdym razem, gdy zostałem przypadkiem szturchnięty ramieniem, nie radziłem sobie ani trochę na arenie interpersonalnej, bo wszystko, co oferowałem swoim bliskim w domu, było raczej intrapersonalne.

Do Nowego Jorku jeszcze wrócimy, dosłownie i we wspomnieniu, bo moje życie „po" Castine, albo raczej „po" Michaelu Cliffordzie, zasługuje na osobną opowieść, lecz w późniejszym czasie postaram wam się to względnie i zgrabnie streścić. Póki co próbuję powiedzieć, że potrzebowałem lat, aby nauczyć się zachowań nowojorczyków i zaabsorbować je, robiąc z nich swoje własne.

Na NYU trafiłem jako dziewiętnastolatek i od tamtego czasu u rodziców znalazłem się być może kilkanaście razy, natomiast wizyty kończyły się po kilku dniach – w porywach po tygodniu. Mając lat trzydzieści, z niemałym trudem obserwowałem okolicę, gdzie same w sobie miasteczko mogło być wielkości Central Parku, gdyby okroić o okoliczne lasy wraz z portem i drogami nienależącymi ani do Castine, ani do Brooksville.

Jakby całe to miejsce zatrzymało się w czasie; z perspektywy roweru widziałem dosłownie tę cukiernie, z tą samą wystawą, w której mama kupowała mi pączka, żebym gnijąc z nią w kolejce do mięsnego mógł zająć się jedzeniem, zamiast marudzeniem odnośnie znienawidzonego przez małego mnie czekania. Wcześniej praktykowaliśmy najpierw mięsny, później cukiernię, ale kończyło się tym, że znudzony memlałem w ustach parówkę, wywołując lekkie obruszenie pozostałych ludzi obecnych w ciepłym, ciasnym pomieszczeniu.

Kościół dalej miał niewyremontowany dach, a od ostatnich dwudziestu lat, jeśli nie dłużej, każda ofiara złożona na tace, ponoć szła do skarbca, aby później z tych środków odnowić świątynie. W Castine nie wypadało położyć dolara, raczej kładło się ich minimum dwadzieścia. 

Nigdy nie zapomnę, jak Liz pokłóciła się z aptekarką, dlatego gdy stały obok siebie podczas mszy, licytowały się, która położy większy nominał.

Już za małego było to dla mnie co najmniej dziwne, później uważałem, że kapłani to mistrzowie manipulacji, więc z Michaelem próbowaliśmy utworzyć religię, lecz nikt nie chciał wraz z nami wychwalać Avril Lavigne, wierząc, że jest reinkarnacją, która przyszła zbawić świat. Na szczęście Ashton okazał się dostatecznie naiwny, by pożyczyć nam puszkę, w którą zbierał datki dla księdza, a potem uwierzył, że okradł nas Patrick-korepetytor i jego wspólnik Menel, tym samym ja i Clifford wypożyczyliśmy sobie na długie tygodnie przetrzymywania całą stertę filmów VHS.

Wypukłe kamienie, które wykładały cały plac rynku, dookoła którego stała właśnie cukiernia, mięsny, kościół, apteka oraz jedna, smutna budka z lodami, niezmiennie stanowiły wyzwanie dla kół roweru, ponieważ w niektórych miejscach brakowało jakiegokolwiek, sensownego podłoża. Gdy człowiek przeminął już ten tor przeszkód, bez problemu sunęło się po asfalcie mającym wąski, przykry chodniczek, niemieszczący wózka dziecięco.

Tą drogą mogliśmy trafić do portu od drugiej strony – tej rekreacyjnej, gdzie hotel wyglądem przypominający burdel, wypełniał się latem znudzonymi miejskim zgiełkiem, szukającymi estetycznego kontaktu z naturą, wyrzucającymi pieniądze w błoto - ludźmi po czterdziestce, albo dzieciakami z kolonii, które miały na tyle szczęścia, że w tutejszej szkole podstawowej, lub liceum zabrakło dla nich klas.

all too well {muke} ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz